Rządy PiS zbliżają się do granicy. "O jedną aferę za dużo" | Gazeta Bałtycka
Opublikowano: 9.01.2019

Rządy PiS zbliżają się do granicy. „O jedną aferę za dużo”

Dość szybko wydłuża się lista rozmaitych afer związanych z obecną władzą. Pod tym względem niebezpiecznie zbliża się do granicy, po przekroczeniu której może nie tylko utracić władzę, ale także bezpowrotnie utracić zaufanie Polaków.

Fot. Adam Guz / KPRM

Jarosław Kaczyński wszedł o władzy z hasłami o nowej jakości, zwłaszcza w kontekście uczciwości swoich kandydatów. To przecież (w odróżnieniu od poprzedników) uczciwość, pryncypialność i transparentność – miały cechować „dobrą zmianę”.

Coraz więcej wskazuje jednak na to, że nie tylko uczciwości w obozie władzy jest niewiele, to kto wie, czy pod tym względem nie jest jej nawet mniej niż u poprzedników.

Rozmaite afery to immanentna cecha każdego z rządów – należy to stwierdzić z przykrością, ale tak niestety jest. Do władzy z reguły idą ludzie nie tylko nieprzygotowani pod względem merytorycznym, ale również zupełnie nieprzygotowani pod względem etycznym. To właśnie mniejsze i większe afery, a w zasadzie ich suma odsuwała od władzy wszystkie rządy po 1989 roku – reprezentujące zarówno prawą jak i lewą stronę politycznej sceny.

Afera Rywina, ale również szereg innych nadużyć w wielu obszarach ostatecznie wypchnęły z przestrzeni politycznej postkomunistyczny SLD; afera taśmowa wraz z rozmaitymi innymi aferami odebrały władzę Platformie Obywatelskiej. W niemalże 30-letniej historii „nowej Polski” rozmaici premierzy i ministrowie brali udział w niezliczonej liczbie nadużyć, afer i oszustw, które zawsze kończyły się podobnie – odbierały władzę na długo lub na zawsze.

Obecna władza w istocie nie różni się w żaden sposób od swoich poprzedniczek, a obserwowane mechanizmy przypominają te znane od lat – kłamliwa propaganda na zewnątrz, afery na zapleczu.

Rządy charakteryzują się jednak czymś jeszcze. Z jednej strony archaicznym medialnym przekazem przypominającym komunikaty z lat 60 i 70, gdy partyjni towarzysze „pracowali po to, aby Polska rosła w siłę…”, z drugiej zaś z wyjątkowo silnie wyeksponowanej nieudolności rządzącej ekipy. Obie te cechy mogą wynikać być może nawet z dobrych, pozytywnych chęci Jarosława Kaczyńskiego, który być może chce zmieniać otaczającą go rzeczywistość i reformować kraj, a w archaicznych przekazach telewizyjnych upatruje szansę na skuteczną komunikację z wyborcami, wszak taką zna z okresu swojej młodości.

Natomiast nieudolność to już grzech znacznie poważniejszy. Dobieranie na najważniejsze stanowiska ludzi zupełnie do tego nieprzygotowanych, którzy każdym niemal posunięciem kompromitują i siebie i swój kraj to bardzo poważny błąd, za który politycznie odpowiada także Jarosław Kaczyński.

Ostatnia opisane przez media „afera płacowa” z prezesem w tle i kolejna z aresztowanym niedawno byłym już szefem Komisji Nadzoru Finansowego, o którym ten sam prezes NBP wypowiadał się w podejrzanie wręcz pozytywny sposób – pokazują najlepiej, że otoczenie Jarosława Kaczyńskiego składa się z ludzi, których postawa daleko odbiega od deklarowanych wyborczych haseł i głoszonych przez tę partię wymogów stawianych jej członkom. I niewiele zmieni tu wskazywany przez polityków PiS fakt, że „aferzysta trafił do aresztu”, bo takiego „aferzysty” po prostu nigdy nie powinno tam być!

Konkludując – wyczerpuje się powoli cierpliwość Polaków, którzy pomimo usilnych działań Jacka Kurskiego doskonale widzą i wiedzą jak się sprawy mają i kto za którą aferę odpowiada. Każdy rząd dochodzi do momentu, w którym pojawia się o jedna afera za dużo i wówczas nie pomoże żadne hasło i żadna, najbardziej nawet atrakcyjna obietnica wyborcza. Wygląda na to, że obecny rząd jest coraz bliżej tego właśnie krytycznego momentu.

Autor

- dr n. hum., publicysta i komentator. Twórca niezależnych mediów. Autor analiz dotyczących PR, języka polityki i marketingu politycznego.Twitter: @MichalLange



Moto Replika