Śmieciowy atak na rząd. Samorządowcy idą na wojnę z władzą! | Gazeta Bałtycka
Opublikowano: 13.12.2019

Śmieciowy atak na rząd. Samorządowcy idą na wojnę z władzą!

Wkrótce nawet ponad dwukrotnie mogą wzrosnąć opłaty za odbiór śmieci. Co ważne, segregacja odpadów w żaden sposób nie wpływa na niższe ceny za ich wywóz. Jest nawet odwrotnie. Oznacza to, że najprawdopodobniej mamy do czynienia z ogólnopolską zmową cenową odbiorców odpadów, przy której zapewne uczestniczą także samorządowcy. W jakim celu? Wszystko wskazuje na to, że samorządy rozpoczęły właśnie otwartą wojnę z rządem. I to niestety kosztem zwykłych obywateli.

Nowe ceny za wywóz śmieci to sposób na dodatkowy zysk dla gmin. Obiektywnie koszty wywozu i składowania odpadów nie wzrastają, natomiast mieszkańcy zapłacą nawet o ponad 100 proc. więcej. (Fot. Gazeta Bałtycka)

W niektórych miastach i gminach wzrost cen za odbiór odpadów wynosi 50 proc, w innych ok. 70, a często nawet ponad 100 proc. (w Gdyni jest to 140 proc.). O tyle więcej wyniosą ceny za wywóz śmieci. Samorządy, które zgodnie z ustawą odpowiadają za gospodarowanie odpadami w gminach twierdzą, że podwyżki są nieuniknione, ponieważ wyższe ceny dyktują firmy, które odbierają od gmin odpady. Co ciekawe – najczęściej przetargi na wywóz śmieci w gminach wygrywają największe firmy lub realizuje je jedyna firma, która odpowiedziała na zapytanie ze strony gminy. Co ważne – odbiór odpadów może realizować gmina we własnym zakresie, bez udziału podmiotów zewnętrznych. O tym jednak większość wójtów, burmistrzów czy prezydentów miast – nawet nie myśli… Po co dbać o finanse mieszkańców?

W tej sytuacji podmiot wywożący może żądać praktycznie dowolnej kwoty za odbiór odpadów, a gmina nie jest w stanie w żaden sposób wpłynąć na ostateczną cenę. Wiele wskazuje na to, że taka sytuacja odpowiada władzom gmin i miast, bo w ten sposób pośrednio mogą one uzyskać dodatkowe środki finansowe, a jednocześnie mają sposobność uderzyć w obecny rząd w oparciu o zasadę – im gorzej mieszkańcom, tym lepiej nam – lokalnym władzom, bo mamy doskonały układ z biznesem zajmującym się odpadami (nie widzimy ewidentnych nadużyć dokonywanych przy odbieraniu odpadów), z drugiej zaś strony mieszkańcom wytłumaczymy, że podwyżki nie zależą od nas, a wszystkiemu winny jest PiS.

Tak też się dzieje. Rozpoczęto totalną wojnę samorządów z rządem.  Będzie ona zapewne trwała przez najbliższe 4 lata, w których rządzić będzie zjednoczona prawica.

Niektórzy wójtowie gmin, burmistrzowie i prezydenci miast nieoficjalnie wprost potwierdzają, że chodzi o swoiste rozkołysanie nastrojów społecznych, aby doprowadzić do przedterminowych wyborów parlamentarnych. Co ciekawe – jak słyszymy – to nie zagadnienia związane z gospodarowaniem odpadami mają być kluczowymi punktami ataku na rząd. Najważniejsze będą: ochrona zdrowia i szkolnictwo – na co samorządy także mają w Polsce istotny wpływ.

Wracając jednak do cen za wywóz śmieci, paradoksalnie wzrasta zakres obowiązków nakładanych na obywateli w kontekście przygotowania i segregowania odpadów – stąd coraz większa liczba frakcji, na które należy dzielić śmieci, coraz więcej pojemników na odpady. Jednocześnie coraz wyższe ceny. Dlaczego? Ponieważ całość ma charakter pozorny i służy do stworzenia przed obywatelami fikcyjnego obrazu rzekomego dbania o i realnej segregacji odpadów. W istocie faktycznie wzrasta liczba kursów śmieciarek, wzrasta liczba pojemników na odpady, ale nie ma to nic wspólnego ze skutecznym  zarządzaniem odpadami, ponieważ wszystkie śmieci, po tym, gdy zostaną już posegregowane, lądują na jednym wysypisku, w  jednym miejscu, praktycznie zawsze należącym do gminy (spółki zarządzające wysypiskami są niemal w każdym przypadku w Polsce własnością lokalnej gminy). A dzieje się tak dlatego, że polskie składowiska odpadów nie są przygotowane na odbiór segregowanych odpadów, nie radzą sobie także z ich nowoczesną utylizacją. Słowem – składowiska nie nadążyły za wyobrażeniami opinii publicznej związanymi z tzw. czystym środowiskiem i polityką ekologiczną. A za wysypiska, jak już wspomniano, odpowiadają samorządy…

Ujmując to możliwie najkrócej – pomysł związany z dbaniem o ekologię był bardzo dobry, ale najpierw należało przygotować składowiska odpadów do nowoczesnych metod gospodarowania nimi, a na końcu nałożyć na obywateli obowiązek segregowania śmieci i odpowiedniego ich wywożenia – to zadanie powinny wykonać samorządy. Wówczas byłoby ekologicznie i znacznie taniej – mieszkańcy realnie mogliby odczuć korzyści finansowe wynikające z segregowania śmieci. Stało się dokładnie odwrotnie, zapewne po to, aby pod pozorem ochrony środowiska, zabrać z kieszeni obywateli kolejne pieniądze. I tak oto coraz więcej segregujesz i coraz więcej płacisz – a wszystko dzięki wybranym niedawno radnym miast i gmin.

Warto zadać sobie najprostsze z nasuwających się w tej sytuacji licznych pytań: cena którego ze składników całego procesu utylizacji odpadów (od momentu, gdy znajdą się w kuble ma śmieci, aż do momentu, gdy zostaną ostatecznie zutylizowane) wzrosła nawet 2-3 krotnie? Otóż żadnego! Śmieciarka kosztuje tyle ile kosztowała, kierowca otrzymuje takie samo jak przed wzrostem cen, takie same są też obiektywne koszty składowania odpadów na wysypiskach. Jeśli te ostatnie wzrosły – oznacza to skrajnie złą wolę ze strony właścicieli wysypisk, czyli władz samorządowych.

W tym kontekście najciekawiej wyglądają propozycje niektórych samorządów, które chcą naliczać opłaty za wywóz śmieci zależnie od powierzchni zamieszkiwanego mieszkania, co jest uderzeniem w te osoby, które mają większe lokale. Zapewne chodzi o to, aby osoby samotne opuściły swoje mieszkania, zwłaszcza te, znajdujące się w centrach miast, i przeniosły się na obrzeża. Taką politykę od lat prowadzą choćby władze Gdańska.

Najgorsze jednak jest to, że po raz kolejny zwykli mieszkańcy stali się narzędziem w rękach samorządowców, wykorzystywanym do walki z rządem w celu osłabienia a docelowo odsunięcia od rządzenia niedawno wybranej władzy. W tej sytuacji głoszone od lat kłamliwe tezy, jakoby samorządy były w Polsce niezwykle potrzebne, a tzw. reforma samorządowa przeprowadzona pod koniec lat 90. za rządów Jerzego Buzka (naszym zdaniem jednego z najgorszych i najbardziej nieudolnych polskich premierów) była najlepszą z reform, jaka naszemu krajowi mogła się przytrafić – brzmią jak czarny humor.

Autor

- dziennikarz, fotoreporter, podróżnik.



Moto Replika