Szykują się represje wobec kierowców. „Państwo to poważna sprawa”
Państwo to poważna sprawa. Motywem tego tekstu stały się sprzedawane „gawiedzi” w ostatnich dniach komunikaty medialne. Mówiły one, że Inspekcja Transportu Drogowego, zarządzająca Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym zamierza wystąpić o prawne usankcjonowanie mechanizmu ściągania pieniędzy za popełnione wykroczenia od właścicieli pojazdów, a nie od sprawców tych wykroczeń.
Przy okazji mogliśmy usłyszeć, że ściągalność kar (mandatów) jest niewystarczająca, że prędkość nadal jest przyczyną dużej ilości ofiar drogowych wypadków, że w 2020 roku zainstalowanych zostanie dwadzieścia nowych fotoradarów, że państwo zrobi wszystko, by chronić Polaków przed niebezpieczeństwem na drogach. Krótko mówiąc, dr Goebbels mógłby być dumny z rozpoczętej akcji propagandowej.
A w czym tkwi sedno sprawy? Otóż opłaty (zamiast mandatów – bo te są „karne”, za popełnione wykroczenia) mają być pobierane od właścicieli pojazdów na podstawie tak zwanych „decyzji administracyjnych”. Najważniejsze jest to, że od takiej decyzji praktycznie nie ma odwołania, a decyzję należy wykonać (czytaj – zapłacić kwotę „mandatową”) i ewentualnie zaskarżyć do sądu. Można też przed sądem dochodzić zwrotu nałożonej opłaty od rzeczywistego sprawcy wykroczenia, jeśli właściciel pojazdu potrafi mu udowodnić winę.
W ten prosty sposób ukochana przez naród władza zamierza przerzucić na obywateli ciążący na niej obowiązek udowodnienia sprawcy popełnienie czynu zabronionego. Sprawa dotyczy oczywiście zdjęć wykonanych przez fotoradary z tyłu jadącego pojazdu. W mojej ocenie na podstawie takiej fotografii nie ma możliwości udowodnienia, kto siedział za kierownicą samochodu. Nie ma więc możliwości wskazania sprawcy, nie ma możliwości ukarania go zgodnie z prawem.
W tej sytuacji w Rzeczpospolitej nieudolnych rządzących w swoim czasie wprowadzono przepis nakazujący właścicielowi pojazdu poinformowanie władz, komu w określonym czasie i miejscu użyczył pojazdu do prowadzenia bądź użytkowania. Odmowa wskazania skutkowała nałożeniem mandatu. Krnąbrni obywatele Rzeczpospolitej odwoływali się do się do sądów. Wielokrotnie sprawy wygrywali. Niektóre sprawy były kuriozalne. Niejeden doktorat o niedouczonych, niestarannych, nierzetelnych sędziach można byłoby na tej podstawie napisać.
Dziś, w trosce o bezpieczeństwo obywateli, władza chce „zgodnie z prawem” ściągać pieniądze. Nieważne, od kogo, nieważne, w jaki sposób. Gdy budżet zaczyna się chwiać, wszystkie chwyty dozwolone. Bo mandaty wystawiane na podstawie zdjęć umożliwiających identyfikację kierowcy (wykonanych z przodu) już nie wystarczą.
Opisany przykład działań podejmowanych przez władze pokazuje, jak powoli, systematycznie polskie państwo rozpada się. Gdy władza nie potrafi czegoś zrealizować zgodnie z prawem, sięga po środki zastępcze.
Ot, gdy nie ma możliwości odwołania Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego, można zmienić granicę wieku emerytalnego dla sędziów. I ogłosić, że Pierwsza Prezes już taki wiek osiągnęła i ma odejść ze stanowiska. A że po drodze jest Konstytucja?
Gdy nie można udowodnić byłym funkcjonariuszom służb specjalnych popełnienia przestępstw – można w ramach tak zwanej sprawiedliwości społecznej wszystkim obniżyć świadczenia emerytalne. W razie potrzeby Trybunał Konstytucyjny potwierdzi, że nie łamie to zapisów Konstytucji.
Gdy brakuje pieniędzy w kasie, można pieniądze ściągać w ramach decyzji administracyjnych. Można.
Tylko że takie działania PAŃSTWA świadczą o nieporadności aparatu tegoż państwa i „cwaniactwie” niektórych jego funkcjonariuszy. A to już niekoniecznie musi zyskiwać aprobatę jego obywateli (czytaj – wyborców). Państwo to nie zabawka oddana w tymczasowy zarząd grupie chłopców grywających w piłkę na podwórku, molom książkowym uważającym się za intelektualistów czy średniego poziomu absolwentów lepszych lub gorszych uczelni. PAŃSTWO TO NAPRAWDĘ POWAŻNA SPRAWA.