„Fake news”, czyli powszechna dezinformacja
Czy „urodziny Hitlera” były prowokacją, czy też nie – nie to jest chyba najważniejsze, a przynajmniej nie z mojego punktu widzenia. Do doniesień portali typu wpolityce i im podobnych proponuję podchodzić z dużym dystansem, tak samo zresztą jak do wielu doniesień tvn24 i im podobnych, bo obiektywnie mało tam informacji, dużo propagandy.
Ważne jest to, że wspomniane „urodziny” pokazały bardzo jednoznacznie, w jaki sposób działają mechanizmy budzenia społecznych, ale i politycznych emocji. Do tego naprawdę nie potrzeba szczególnych umiejętności, ogromnych środków, wielkiej pomysłowości i sztabu „ruskich” trolli. Wystarczy jedna kamera i… nagle cała Polska mówi o kompletnie nieznaczącym incydencie w jakimś bliżej niezidentyfikowanym lesie.
Mam cichą nadzieję, że dzięki takim zjawiskom Polacy choć trochę poznają mechanizmy medialne i staną się nieco mniej ufni w wobec tego, co każdego dnia jest im sprzedawane za pośrednictwem środków masowego przekazu.
Żyjemy w trudnych czasach powszechnej dezinformacji i to nie przez przypadek hasłem roku 2017 było „fake news”. Tylko trzeba jeszcze umieć wyciągnąć z tego wnioski, a następnie wpisać je w szeroki kontekst społeczno-polityczny. Czy my to potrafimy?