Amerykańscy „obrońcy demokracji”
Na zakończenie Światowych Dni Młodzieży papież Franciszek ogłosił, że następne odbędą się w 2019 roku w Panamie. Ta informacja spowodowała, że zacząłem przypominać sobie, co wiem o tym niewielkim, środkowoamerykańskim kraju i moją wiedzę postanowiłem przybliżyć Czytelnikom.
Nie dlatego, że jestem miłośnikiem Panamy (kraj ten jest mi raczej obojętny) ale dlatego, że jego historia pokazuje wyjątkowo wyraźnie amerykańską (tę eksportowaną przez USA) „demokrację”, która ma na celu wyłącznie amerykańskie interesy i, w moim odczuciu, dość mocno odbiega od definicji demokracji, jaką znamy i do jakiej jesteśmy przyzwyczajeni.
Wszyscy zapewne wiedzą, że na terenie Panamy znajduje się kanał łączący wybrzeża Atlantyku z Pacyfikiem. Budowa tego kanału, rozpoczęta w początkach ubiegłego wieku (niektóre źródła mówią o początkach budowy w końcu XIX w.), była wielkim wyzwaniem inżynierskim i jest uznawana za wielki sukces jego twórców. W ostatnich latach Kanał Panamski został znacząco zmodernizowany. Dzięki temu przez najbliższe lata będą mogły przemierzać go nawet największe statki handlowe (o okrętach wojennych nie wspomnę). O tym, że „pieczę” nad tak ważnym ze względów strategicznych obiektem starają się sprawować Stany Zjednoczone Ameryki Północnej też nie muszę pisać. A to właśnie ten element jest trwale wpisany w historię Panamy.
Już powstanie tego kraju odbyło się z inspiracji Stanów Zjednoczonych, które nie bardzo chciały tolerować wielką Kolumbię. Przez całe lata prowadziły zakulisowe działania mające wspierać wszelkie ruchy separatystyczne na terenie Kolumbii (i nie tylko). Robiły to na tyle skutecznie, że w końcu powstała Panama.
Kolejnym krokiem mającym zapewnić dominację Stanów Zjednoczonych w tym rejonie świata było zapewnienie sobie takich rządów w tym kraju, by były one więcej niż przychylne USA. Ile w związku z tym zostało przeprowadzonych zamachów stanu, ile pieniędzy na ten cel przeznaczono, nie sposób dziś jednoznacznie określić. Wiadomo jednak, że kolejne przewroty były inspirowane przez Stany Zjednoczone, że osławiona Centralna Agencja Wywiadowcza miała w nich swój niebagatelny udział, że przywódcami Panamy (w wyniku wspomnianych przewrotów) zostawali nawet byli pracownicy tej „szpiegowskiej” instytucji).
Gdy zakulisowe działania nie przynosiły efektów oczekiwanych przez Stany Zjednoczone, nie wahały się one przed zbrojną interwencją. Taka nastąpiła w 1989 roku, kiedy to niemal sześćdziesiąt tysięcy żołnierzy amerykańskich wkroczyło na teren Panamy, której całe siły zbrojne liczyły ok. pięćdziesiąt tysięcy ludzi. O wielokrotnie lepszym wyposażeniu sił amerykańskich w stosunku do obrońców nawet nie warto wspominać. Akcja Amerykanów uzasadniona została przez ówczesnego prezydenta Busha w sposób, który nam przypomina najgorsze lata proradzieckiej propagandy w Polsce.
Pierwszym z wymienionych powodów była oczywiście „konieczność zapewnienia bezpieczeństwa obywatelom amerykańskim w Panamie”. Czy się to komuś podoba, czy nie, ludziom mojego pokolenia przypomina to uzasadnienie wkroczenia Armii Czerwonej na ziemie polskie 17 września 1939 roku!
Drugim powodem amerykańskiej interwencji była, a jakże, obrona demokracji i praw człowieka w Panamie! Odnoszę wrażenie, że ten wariant amerykańskiej retoryki jest stałym elementem uzasadniającym wszelkie zbrojne działania Amerykanów na całym praktycznie świecie (od Korei w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku poprzez Wietnam, Afganistan, Irak, Jugosławię, aż po Syrię i Libię w ostatnich dniach).
Widać, że „obrona demokracji i praw człowieka” dużo Amerykanów kosztuje. (A jeszcze więcej im przynosi). Kolejnym terenem umacniania „demokracji” „made in USA” będzie (już oficjalnie, bo zakulisowe, niejawne działania trwają od dawna) rejon Morza Czarnego, a zwłaszcza Ukraina.
Wiele wskazuje na to, że Amerykanie prowadzą swoje działania także w rejonie Morza Kaspijskiego i w Kazachstanie. Jak widać, „imperium dobra” rozrasta się. Przy okazji izolując „imperium zła”. Ile ofiar pochłonął światowy rozwój amerykańskiej „demokracji”, nikt nie jest w stanie powiedzieć.
Nawet w samej Panamie nie wiadomo, ilu ludzi zginęło w trakcie amerykańskiej inwazji. Historia niewielkiej Panamy mocno przeplata się, jak widać , z historią wielkiego imperium. Ta historia uczy jednak, że imperia upadają, a narody i ich państwa – trwają. Uczy także, że politykę, zwłaszcza międzynarodową, tworzy się na pokolenia, stulecia, a nie na kadencje czy dziesięciolecia. O czym powinni pamiętać wszyscy sprawujący władzę.
Zanim, drodzy Czytelnicy, udacie się do Panamy na kolejne Światowe Dni Młodzieży, do czego zachęcam, pomyślcie o historii tego kraju. I swojego – także.