Bez twarzy, ambicji, honoru – to jest polska klasa polityczna
Ogłoszone właśnie wstępne wyniki wyborów Prezydenta Rzeczpospolitej niewątpliwie wstrząsnęły Polską sceną polityczną. I bardzo dobrze. Szkoda tylko, że nie wstrząsnęły polskimi „politykami”. Cudzysłów stąd, że ci, których wymienię, raczej na miano polityków nie zasługują.
Społeczeństwo pokazało, co myśli o istniejącym „układzie”. Społeczeństwo pokazało, że domaga się zmian. A co nasze „elity”? No cóż. Urzędujący prezydent jeszcze w dniu wyborów (pierwszej ich tury) wezwał zwycięskiego kandydata do debaty. Tej samej, której skutecznie unikał przez ładnych kilka miesięcy. I gdyby mógł, jeszcze przed drugą turą wyborów prezydenckich ogłosiłby narodowe referendum w sprawie takich zmian w Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej, które umożliwiałyby wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do Sejmu Rzeczpospolitej. Tych samych JOW-ów, których zwolennicy ponoć chcieli podzielić Polskę i poruszali się w „oparach absurdu”.
Albo pan Leszek Miller. Jakiś czas temu napisałem, że wskazanie jako kandydatki SLD w wyborach prezydenckich nikomu nieznanej Magdaleny Ogórek jest posunięciem ryzykownym, mogącym albo przynieść pozytywny przełom, albo doprowadzić do wyborczej klęski. Jakkolwiek by nie było, to decyzja Leszka Millera stanowiła swego rodzaju bilet w jedną stronę. Eksperyment nie powiódł się. I co? I nic. Koledzy z Sojuszu stwierdzają, że w zasadzie pani Magdalena Ogórek nie była „ich” kandydatką. Była niezależna i tylko miała poparcie SLD. To jedna z tez wygłoszonych „na gorąco” przez pana posła Wenderlicha.
Idźmy dalej. Pan Adam Jarubas, kandydat PSL-u. Tego samego, które w „demokratycznych inaczej” wyborach uzyskało poparcie dwudziestopięcioprocentowe, dziś uzyskuje ok. półtora procenta poparcia. I pan Jarubas gotów jest ze swymi wyborcami zmieniać Polskę.
Albo pan Janusz Palikot. Poparcie wg sondaży bardzo podobne do pana Jarubasa. Jednak jak dotąd żaden z polskich „przywódców politycznych” nie przyznał się do klęski, żaden nawet nie zająknął się o porażce wyborczej, o konieczności dokonania zmian kadrowych, o podaniu się do dymisji, o potrzebie zmian programowych swojej partii.
Każdy chętnie stawia za wzór demokrację brytyjską. Zapominając przy tym, że tam, w tym dalekim kraju, gdy partia traci pięć procent poparcia albo np. dziesięć mandatów w parlamencie, to jej przywódca natychmiast podaje się do dymisji. Pozostaje w partii, służy jej ewentualną radą i pomocą. Ale już nie odgrywa żadnej poważnej roli przywódczej. Bo się nie sprawdził!!!
U nas – wręcz przeciwnie. Niemal po każdych wyborach mamy nowe partyjne otwarcie, po którym (albo dzięki któremu) doświadczeni „działacze” zasiadają w ławach sejmowych po piętnaście, dwadzieścia, dwadzieścia pięć lat. Czasem zastanawiam się, jak daleko można posunąć się w utracie własnej twarzy, ambicji, honoru. I dochodzę do wniosku, że dla naszych „polityków” żadne granice nie istnieją. Tylko, czy to o likwidacji tych akurat granic myśleliśmy głosując za wejściem do „europejskiej unii”?
Na tym tle wyraźnie odcina się pan Paweł Kukiz. Ten człowiek kampanię wyborczą opłacał własnymi pieniędzmi. Nawet, jeśli ma ich sporo, to na pewno nie są to pieniądze moje. Niech więc robi z nimi, co chce. Jeśli uzna to za stosowne, niech nawet wyda półtora miliona na wyborczy spot. Uważam, że jak dotąd jest jednym z bardzo nielicznych na politycznej scenie, na którą wkroczył bardzo niedawno, i który nie stracił twarzy i ma szanse na zachowanie jej w przyszłości. Świadomie w swych rozważaniach pomijam kandydata, który zmierzy się z ustępującym Bronisławm Komorowskim w drugiej turze wyborów. Pan Andrzej Duda jeszcze twarzy nie stracił. Ale dopiero przyszłość pokaże, czy zachowa także samodzielność myślenia i umiejętność synergicznego działania. Z zapleczem społecznym większym niż jednopartyjne. Czego Polsce i Jej Prezydentowi serdecznie życzę.
Zgada się. Ci panowie podręcznikowo się skompromitowali. Dość tego. Trzeba powywozić ich na taczkach.