Były antyterrorysta: W tym zawodzie trzeba być dobrym we wszystkim
Z Bogdanem Bliźniakiem, byłym szkoleniowcem Samodzielnego Pododdziału Antyterrorystycznego Policji w Gdańsku, instruktorem sportów walki – rozmawia Anna Ruszczyk.
Jak się rozpoczęła Pana przygoda z SGO Gdańsk?
Około trzy lata temu poznałem Ramireza, który okazał się dowódcą SGO. Podjęliśmy współpracę. Siedemnaście lat pracowałem w pododdziale antyterrorystycznym, w którym pełniłem funkcję instruktora. Po odejściu na emeryturę zacząłem bawić się z ludźmi z SGO, jak widać drzemie w nich do dzisiaj pasja. Nie tylko spotykamy się na treningach, szkolimy się, wspólnie trenujemy, ale również organizujemy zawody.
Jakie zawody udało Wam się do tej pory zorganizować?
Udało nam się już trzy razy zorganizować mistrzostwa Wieloboju SGO. Pościągaliśmy ludzi z Polski, mieliśmy również delegatów, gości z zagranicy oraz różnych jednostek specjalnych. Myślę, że idzie nam to coraz lepiej, widać różnice z roku na rok.
Kim są członkowie grup SGO?
Są to ludzie, którzy na co dzień mają swoją pasje , trenując szkolą się jednocześnie, nie mogą przeznaczyć na to tyle czasu co zawodowcy. Moja praca była ukierunkowana pod innym kątem, płacili mi za to, mój czas był wykorzystywany na szkolenie w stu procentach, aby w przyszłości kiedyś to zaowocowało.
To, czym się Pan obecnie zajmuje, jest pasją?
Oczywiście. Gdybym tego typu szkolenia organizował zarobkowo, to przypuszczam, że nie byłoby tych ludzi stać na to. Uczę ich zarówno samoobrony, kickboxingu, chciałbym również mieć więcej czasu, aby zrobić im więcej taktyki. Wydaje mi się, że każdy instruktor, który ma jakąś przeszłość w jednostkach specjalnych oraz jednostkach specjalnych policji mógłby sobie za takie szkolenie policzyć dużo więcej pieniędzy. Jeżeli już ktoś decyduje się na nauczenie pewnych rzeczy, to z reguły są to znajomi lub osoby które chcą się tą wiedzą po prostu z nimi podzielić. Dlatego ja osobiście traktuje to jako swoją pasję.
Ludzie z SGO ćwiczą, trenują dla własnej satysfakcji i przyjemności, czy też wiążą swoje plany zawodowe ze służbami, jednostkami specjalnymi?
W Grupie SGO mamy ludzi młodych jak i starszych. Są osoby po czterdziestym roku życia, które już ze względu na swój wiek trenują i szkolą się dla własnej satysfakcji jak i młodzi 18-20-latkowie, którzy mają szanse wykorzystać pewne rzeczy w życiu. Ich cechuje pasja, zainteresowanie tego typu działaniem, chcą się sprawdzić. Jest też bardzo dużo rekrutów w młodym wieku, przedpoborowym, poborowym. Jest to fajna szkoła przed tym, co ewentualnie mogą robić w przyszłości.
Za Pana czasów istniały tego typu formacje?
Nie, za moich czasów czegoś takiego nie było. Mnie takie możliwości dał klub. Trenowałem w klubie i przez to, że miałem kontakt z GKS Wisła Kraków – Gwardyjskim Pionem, dostałem możliwość odrobienia wojska. W Pododdziale Antyterrorystycznym zaliczyłem siedemnastoletni „epizod”. Po trzech latach współpracy z SGO widzę, że niektórzy dostają się do wojska, policji bądź mają podobne plany na dalszą realizację.
Czym się Pan zajmował po odejściu z pododdziału AT?
Nie spocząłem na laurach, gdzieś we mnie drzemie to, co robiłem przez całe życie. Byłem instruktorem od samoobrony, kick-boxingu ju-jitsu, trenowałem boks oraz Muay Thai. Może nie udało mi się zrobić kariery sportowej, gdyż wyjazdy z domu oraz obowiązki rodzinne nie pozwalały mi na to. Były takie lata, gdzie w zasadzie przez trzysta dni, dwieście pięćdziesiąt byłem poza domem. Cały czas się szkoliłem, nabierałem doświadczenia, które wykorzystywałem w pracy. Nie miałem możliwości przygotowywania się do zawodów. Po przyjeździe do Gdańska zaliczyłem trzyletni epizod w kick-boxingu, na tyle, na ile pozwoliły mi moje możliwości. Obecnie traktuję to bardziej jako przygodę, z której nie mam zamiaru rezygnować. Moje życie podporządkowane jest do rozkładu treningów.
Jak wygląda Pan dzień, jaki jest harmonogram zajęć?
Wstaję, jem śniadanie i o godzinie 9.30 już jestem na sali. Tam spędzam czas z reguły do godziny dwunastej, trzynastej w zależności od ilości treningów. Ćwiczę razem z zawodnikami. Potem przeznaczam czas na treningi personalne, zaś wieczorem są treningi klubowe, boks, kick-boxing, Muay-Thai. Mam już swoich wychowanków, od kilku lat organizujemy tutaj kursy instruktorskie. Jest cała masa ludzi młodych, zdolnych, którzy mają takie umiejętności pozwalające na zrobienie kursu instruktora, zdobycie praktyk. Dzięki temu mają szansę dalej realizować się i zarabiać pieniądze w tym, co lubią…
Jak duże jest zainteresowanie tego typu dyscyplinami sportowymi?
Bardzo duże, w chwili obecnej sporty walki są wręcz rozchwytywane. Niektórym udaje się wyżyć z tego na dobrym poziomie, utrzymać na rynku. To nie tylko prowadzenie zajęć, gdyż każdy instruktor musi się doszkalać.
Chętnych na zajęcia nie brakuje?
W ostatnich miesiącach chętnych jest sporo, mamy dużą salę i jesteśmy w stanie bez problemu się w niej pomieścić. Bywało i tak, że była sala o sto metrów mniejsza i przychodziło czterdzieści, sześćdziesiąt osób i jeden uczestnik był obok drugiego. W tej chwili jest popyt na boks, kick-boxing, zresztą na wszystkie sztuki walki (także MMA, których tu nie prowadzimy). Judo, jujutsu prowadzimy na obozach, na których ćwiczymy też techniki interwencyjne.
Ciężko jest dostać się do Specjalistycznego Pododdziału Antyterrorystycznego Policji?
Zawsze było ciężko się dostać, myślę, że w tej chwili jest tak samo. Jeżeli ktoś zna swoją wartość, jest dobry, trenuje na co dzień, to ma szansę. Oczywiście egzaminy do SPAPu nie opierają się wyłącznie na zaliczeniu testu sprawności fizycznej, jak chociażby bieg, pływanie czy tor przeszkód na którym wielu rekrutów odpada. To, że ktoś się tam dostanie, nie oznacza, że będzie zawsze tam pracował. Jest też okres próbny, w ciągu trzech lat można odejść z różnych względów. Za moich czasów było mniej etatów, ciężej było się dostać. Ludzie dwadzieścia lat temu byli sprawniejsi, musieli być wszechstronniejsi, więcej osób uprawiało jakieś dyscypliny sportu. Patrząc na selekcję w klubie, dziś na grupę czterdziestu osób mam około pięciu sprawnych, których można wystawić na zawody. Jeszcze dziesięć lat temu miałbym około dwudziestu, którzy swoimi umiejętnościami mogliby reprezentować klub. Porównując ludzi, którzy nie trenują wyczynowo, a są szkoleni w SPAP, z tymi chodzącymi po ulicy, widać bardzo dużą różnicę. Komandos może nie będzie mistrzem świata w boksie, kick-boxingu, ale nie da sobie krzywdy zrobić przez kogoś kto tym mistrzem jest. Może być kilka elementów, w których przeskoczy tego mistrza, będzie lepiej biegał, pływał, skakał, strzelał. Jeżeli ktoś jest najlepszy tylko w jednej dyscyplinie, to może mieć problem z odnalezieniem się w jednostce specjalnej. Dobry judoka odpadał na testach wysokościowych lub płetwonurkowych, bał się zanurzenia i to go eliminowało na drodze do dalszej kariery zawodowej.
Czyli w SPAP trzeba być wszechstronnym?
Tak. To jest coś na kształt wieloboju, we wszystkim trzeba być dobrym, nie koniecznie najlepszym.
Do jakich zadań tego typu jednostki były delegowane?
Z reguły nasze zadania związane były z zatrzymywaniem terrorystów, odbijaniem zakładników, dokonywaniem zatrzymań. Generalnie były to sprawy, z którymi nie radziła sobie zwykła policja.
Zatrzymywanie niebezpiecznych członków zorganizowanych grup przestępczych?
Oczywiście, wszystko to co wiąże się z antyterroryzmem było przez nas realizowane.
Lata 90′ to z pewnością duża liczba zatrzymań gangsterów?
Tak, w czasie gdy służyłem, była największa przestępczość. W tej chwili Policja jest lepiej wyszkolona. Najgorsze roboty to takie, gdy kierowano nas na wyjazd na mecz i pilnowanie kibiców, bo Policja sobie wówczas nie radziła. Dziś część spraw, które my wykonywaliśmy w latach 90′ robią grupy realizacyjne. Lata 90′ to był nalot ludzi ze wschodu, były haracze, wymuszenia, porwania dla okupu. Ludzie ci byli bezwzględni, wyszkoleni, służyli w różnych jednostkach specjalnych. Znali różne sztuki walki, potrafili świetnie obsługiwać się nożem, bronią palną i nie mieli skrupułów, aby tego nie użyć. To były lata, w których my również uczyliśmy się tego antyterroryzmu, jeździliśmy na szkolenia po całym świecie. Wydaje mi się że poziom taktyki, strzelectwa jest dziś wysoki. Widać, że ten system cały czas jest udoskonalany.
Utrzymuje Pan kontakty z jednostką?
Oczywiście, są spotkania, jubileusze. Jestem jednym z nielicznych antyterrorystów, którzy służyli pod dowództwem wszystkich dowódców od początku powstania Grupy. Dziś przełożonymi są ludzie, których przyjmowałem do pracy, którzy się szkolili pod moim okiem. Znam te osoby i mogę powiedzieć z pełnym przekonaniem, że są to bardzo dobrze wyszkoleni komandosi, którzy wiedzieli czego chcą. Osoby, które służą w tej chwili pod ich skrzydłem mają od kogo się uczyć.
Na jakiś błędach się uczyliście?
Wiadomo, najlepiej uczyć się na cudzych błędach. U nas na szczęście nie było poważnych wypadków, nie straciliśmy nikogo. Może dlatego, że byliśmy dobrze wyszkoleni [uśmiech]. Nasza robota polegała też na tym, by działać z zaskoczenia. Może też mieliśmy więcej szczęścia niż jednostki w innych częściach Polski.
W jaki sposób radziliście sobie ze stresem?
Osoba, która przychodzi do pododdziału, wie z czym to się wiąże, jak będzie wyglądała praca, jak duża będzie presja. To nie są zawody, trening, tylko coś więcej, z czego nie zawsze sobie człowiek zdaje sprawę. To nie jest wyjście na solo, walka na gołe pięści, czy walka w ringu na zawodach o jakieś punkty. Ten jeden punkt to może być kulka w łeb, możemy być ranni, zostać kaleką do końca życia. Jak sobie radzimy? Chyba dobrze, skoro wszyscy żyjemy, jakoś się dalej realizujemy. Lubię w dalszym ciągu chodzić na strzelnicę, postrzelać tym razem już sportowo, pobawić się w taktykę z ludźmi, z którymi prowadzę zajęcia. Są ludzie, którzy zaliczają jakiś epizod piętnastoletni i nie wracają do tego, są tym zmęczeni, wolą zająć się czymś innym. Ja dzień zaczynam od treningu i chciałbym utrzymać to jak najdłużej.
Według Pana opinii, istnieje zagrożenie atakami terrorystycznymi w Polsce?
Myślę, że tak. Znając naszą historię, nasz kraj zawsze stał na przeszkodzie innych krajów, naszych sąsiadów. Jednak pokazaliśmy nie raz, że mimo iż nie jesteśmy dużym krajem, to mamy duszę wojownika i potrafimy walczyć. Trzeba się liczyć z ewentualnym zagrożeniem.
Jak radziliśmy sobie na misjach?
Nasi żołnierze świetnie sprawdzili się na misjach, mamy oficerów którzy tam dowodzili. Posiadamy polskich żołnierzy, którzy są jednymi z najlepszych na świecie. Już dawno dorównaliśmy potęgom. Za moich czasów odstawaliśmy od nich w szkoleniach, byliśmy biedniejsi, nie mieliśmy takiej broni, jednak charakteru i woli walki nam nie brakowało. W tej chwili mamy takie zaplecze jak oni, taką samą broń i umundurowanie, walczymy jak równy z równym.
Czy obecnie są organizowane zawody dla jednostek specjalnych?
Tak, są organizowane tego typu zawody, sam w nich uczestniczyłem. Z tego względu został wybudowany chyba największy tor przeszkód w Gdańsku. Właśnie na nim nasi ludzie z SGO mieli możliwość pobiegać.
Co jest obecnie dla Pana marzeniem, jeśli chodzi o rozwój zawodowy?
Tak naprawdę, to chciałbym utrzymać swoją formę do późnych lat mojej starości [uśmiech]. Wiadomo, że komandosem już nie będę, choć inni twierdzą, że jest się nim całe życie. Są rzeczy, które już mi gdzieś uciekły, pojawiły się kontuzje itp. Raz w roku staram się być w górach, może się nie wspinam, nie mam czasu na alpinizm, ale uprawiam marszobieg. Również w lecie na obozie letnim dużo pływam w jeziorze. W ciągu roku organizujemy trzy obozy i zawsze staram się w nich fizycznie uczestniczyć. Nie należę do trenerów, którzy mają wiedzę tylko teoretyczną, nigdy taki nie byłem i nie mam zamiaru tego zmieniać. Mam swoją broń, z którą się doszkalam w wolnych chwilach. Robię to, co lubię i mam możliwość skonfrontowania się. Nie trenuję już z ludźmi z AT, ale raz na jakiś czas spotykamy się i rozmawiamy.
Bogdan Bliźniak ur 09.06.1967 roku w Krakowie. Od najmłodszych lat był zaangażowany w sport, jak każdy chłopiec kopał „futbolówkę”, w jednym z klubów został uznany jako Król Strzelców. W latach 1980-82 trenował Judo, pomimo zdobytych kilku medali wiedział, że to jeszcze nie jest ta droga, którą chciałby podążać. Prawdziwe treningi zaczęły się w Klubie Orion Kraków, tam zgłębiał tajniki najtwardszej odmiany Karate. W tym samym klubie szkolił się również z Kickboxingu, natomiast nauki boksu pobierał w Wiśle Kraków. Rok 1987 był rokiem przełomowym w jego życiu, pojawiło się pytanie czy zostać sportowcem, czy wejść na nową nieznaną drogę pełną tajemnic i zostać Komandosem. Lata 1987-2005 to praca w Samodzielnym Pododdziale Antyterrorystycznym w Gdańsku, gdzie pełnił funkcję instruktora Specjalisty Zespołu Szkoleniowego SPAP. Jeżeli miałby podać swoje sukcesy życiowe, to jest to jedna z najważniejszych, podjętych decyzji życia, która pokazała mu jak wygląda świat od drugiej strony. Nie da się tego porównać z żadnymi zawodami, sukcesami i medalami. To całkiem inna bajka – tylko, że prawdziwa. Tytuł zdobycia Mistrzostwa Polski Pododdziałów Antyterrorystycznych jest dla niego największym osiągnięciem. Nie da się tego porównać z żadnym innym tytułem. Zostać Najlepszym z Najlepszych wśród tak elitarnych ludzi. Innym dużym sukcesem sportowym jest prowadzenie od 21 lat Szkoły Sportów Walki Champion, gdzie ma do czynienia z różnymi ludźmi i pomaga im realizować się sportowo oraz zawodowo.
Rozmawiała: Anna Ruszczyk
najgorszy strój na świeće