Obecny minister zdrowia jeszcze niedawno był kreowany przez niektóre media na „męża stanu”, tego, który „obronił” Polaków przed „śmiertelnym niebezpieczeństwem”. Przy tej okazji nie omieszkano przypomnieć, że jako młody lekarz u boku matki Teresy z Kalkuty pomagał najbardziej potrzebującym. Teraz ten sam minister szykuje Polakom kolejną niespodziankę…

Po przymusowym zamknięciu wszystkich w mieszkaniach, zakazaniu przemieszczania się, wychodzenia do lasu, do kościoła, czy na pogrzeb najbliższych, teraz nakazał im jeszcze nosić maseczki!

Dlaczego akurat w tym czasie? Przecież rzekoma epidemia wirusowa trwa już w naszym kraju od wielu tygodni… A zatem albo przez kilka tygodni nie nakazując noszenia masek pan minister naraził wszystkich na niebezpieczeństwo, albo dziś ze wszystkich kpi, chcąc ich udręczyć… Całość działań rzekomo w trosce o zdrowie rodaków.

W efekcie wzrośnie liczba chorób wynikających z braku dostępu do świeżego powietrza i słońca, wzrośnie liczba przypadków depresji i liczba samobójstw, do czego równie mocno przyczyni się zrujnowana gospodarka, którą z niezrozumiałych względów wszystkim nam nam zafundowano.

Ale to jeszcze nic. Tym razem, kolejnym znakomitym „prozdrowotnym” pomysłem ministra Szumowskiego jest koncepcja najprawdopodobniej obowiązkowych szczepień dla wszystkich Polaków, co zapowiedział w jednym z programów telewizyjnych.

Interpretując jego wypowiedzi, można stwierdzić w zasadzie bez żadnych wątpliwości, że deklarowana epidemia będzie trwała dokładnie do czasu wyprodukowania szczepionki na COVID-19. Tak sugeruje minister zdrowia. On już teraz wie, kiedy ogłosi koniec epidemii! Wie, że ta decyzja ma bezpośredni związek z wprowadzeniem szczepionek, nie zaś z realną liczbą osób chorych, wyleczonych itp…

O co zatem chodzi? Otóż o to, aby zaszczepić wszystkich Polaków. Zapewne większość skutecznie przestraszonych obywateli zaszczepi się dobrowolnie, reszta najpewniej zostanie zaszczepiona przymusowo. Tak jak szczepi się i znakuje bydło.

I znów nie ma tutaj mowy o ochronie przed wirusem, bo żadna szczepionka nie ochroni przed kolejnymi mutacjami wirusa grypy, który każdego sezonu jest inny, zatem za każdym razem należałoby szczepić się nową szczepionką, co z oczywistych powodów jest niemożliwe.

W istocie chodzi o ogromne zyski dla koncernów farmaceutycznych uzyskane ze sprzedaż szczepionki rządom poszczególnych państw, z drugiej strony o zyski dla sektora medycznego, który będzie mógł objąć „opieką” wszystkich, których dotkną uboczne skutki przyjęcia szczepionki. A te mogą ujawnić się po kilku, kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu latach od kontaktu ze szczepionką. Wyobraźmy sobie np. chorobę Alzheimera, Parkinsona, chorobę otępienną, demencję i wiele innych bardzo poważnych zaburzeń o charakterze neurologicznym. Wyobraźmy sobie np., że  szczepionki negatywnie wpływają przede wszystkim na ośrodkowy układ nerwowy…

Z pewnością nie chcielibyśmy, aby polskie społeczeństwo już wkrótce składało się osobników niedołężnych, ciężko, przewlekle chorych – stałych bywalców szpitali, przychodni, ośrodków rehabilitacyjnych, przyjmujących regularnie mnóstwo leków w ramach tzw. dożywotnich terapii, od których pod żadnym pozorem nie można odstąpić?

Taka wizja powoli przestaje być tylko abstrakcyjnym obrazem nakreślonym przez owładniętych manią prześladowczą publicystów. To może zacząć się dziać na naszych oczach…