Dawne elity to z reguły agenci bezpieki. Budowa nowego państwa się nie udała…
Po raz kolejny totalna opozycja pokazuje, że zupełnie nie wie, co robić. Ustawy szybko i sprawnie uchwalane przez Prawo i Sprawiedliwość odbierają nadzieje na odzyskanie władzy przed terminem upływu obecnej kadencji. A kierunek wprowadzanych zmian wskazuje, że w parlamentarnych wyborach, które odbędą się już za niewiele ponad dwa lata (tak, tak, niedługo minie połowa kadencji) obecnie rządzący mogą uzyskać nawet większość niezbędną do przeprowadzenia zmian konstytucyjnych.
To dopiero byłaby klęska opozycji. Ale trzeba powiedzieć, że na obecną sytuację przedstawiciele i Platformy Obywatelskiej, i sprzymierzonych z nimi partii, wyjątkowo rzetelnie pracowali przez osiem lat sprawowania rządów i dwa lata obecnej kadencji sejmu. A i poprzednich wiele lat od zmiany ustroju pozostaje w pamięci wyborców, którzy widzą, że porozumienia gdańskie podpisywał wicepremier rządu PRL z człowiekiem, który był (przynajmniej przez pewien czas) donosicielem Służby Bezpieczeństwa. Dokładnie taka sama sytuacja miała miejsce w Szczecinie. Jednym z ministrów rządu ponoć już wolnej Polski został kolejny donosiciel (świadomie unikam określenia „agent”) – Michał Boni.
W ogóle wśród tak zwanych elit Trzeciej Rzeczpospolitej wszelkiej maści współpracowników służb specjalnych jest co niemiara. Fakty te są teraz ujawniane. Szkoda tylko, że w obecnej sytuacji budowania państwa niejako od nowa oprócz zwykłych donosicieli, dla pieniędzy lub z jakichkolwiek innych pobudek donoszących na swoich kolegów z pracy (szkoły, uczelni, środowiska), ujawnia się ludzi, którzy dla dobra PRL-u pracowali jako oficerowie (żołnierze) służb specjalnych. Swoją drogą ciekawe, czy nowa, wolna Polska kiedykolwiek ustali, kto i dlaczego dokonał zrównania grupy donosicieli z pracownikami służb specjalnych. I kto osiągnął z tego zyski. (I ewentualnie – jakie).
Budowa tego nowego państwa jakoś przez ponad dwadzieścia sześć lat nie bardzo nam się udawała. Dzisiaj widać skutki tego, co nazywamy liberalizacją życia (nie tylko gospodarki). Obawiam się, że kolejnych trzydzieści, czterdzieści lat (a więc jedno, dwa pokolenia) będziemy likwidowali skutki i braku wychowania, i słabego wykształcenia, i powszechnego cwaniactwa, i kompletnego zatracenia wartości nie tylko moralnych, ale i etycznych.
Widać to wyraźnie i w orzeczeniach (także w wypowiedziach, zachowaniach) sędziów, w działaniach funkcjonariuszy aparatu ścigania, w postępowaniu „banksterów” (przypomnę, że „bank” w rozumieniu ludzi mojego pokolenia był instytucją zaufania publicznego), ubezpieczycieli, w braku szacunku dla starszych, skandalicznym zastraszeniu młodego pokolenia, które boi się (lub nie umie) głosić własnych opinii i poglądów.
W gospodarce „sukcesy” dzisiejszej opozycji widać jeszcze wyraźniej. Dwumilionowa emigracja zarobkowa, której na taką skalę w historii jeszcze nie było, upadek przemysłu, który porównać można chyba tylko ze zniszczeniami II wojny światowej, wyprzedaż (najczęściej za bezcen) olbrzymiej części majątku narodowego, będącego efektem pracy wszystkich powojennych pokoleń, i kilkadziesiąt, może kilkaset gigantycznych fortun, których dzisiejsi właściciele przedstawiani są jako wspaniali managerowie i ludzie o wręcz gołębich sercach, jako że gotowi są część efektów „swojej ciężkiej pracy” przekazywać na cele charytatywne.
W 2015 roku nadeszła jednak zmiana, która sama określiła się „dobrą”. Jak dotąd nie widać poważniejszych symptomów, by taką nie była. (Przykład pana Misiewicza proponuję potraktować jako wypadek przy pracy). Państwo jest reformowane. Rozpoczęto od Trybunału Konstytucyjnego. Czy obecny jest lepszy od poprzedniego? Nie wiem. Wiem jednak, że poprzedni był skrajnie upolityczniony.
Przypomnę tylko, że cała awantura wokół trybunału rozpoczęła się od tego, że dzisiejsza opozycja chciała zachować decydujący wpływ (a przynajmniej mieć w składzie swoich nominatów) na jego orzeczenia także po przegranych wyborach. Zarzucano dzisiejszym władzom bardzo liczne zmiany kadrowe w siłach zbrojnych. Ponoć ilość odwoływanych ze stanowisk generałów powodować miała wręcz osłabienie zdolności obronnych Rzeczpospolitej.
Nie znam przyczyn, dla których część dowódców została odwołana ze swych stanowisk. Mogę sobie jednak wyobrazić, że niektórzy z nich nie dawali gwarancji pełnej lojalności wobec urzędującej głowy państwa. W tej sytuacji, gdy opozycja nie tylko ogłosiła się opozycją totalną, ale także prowadziła totalne działania ocierające się o próby pozaprawnego obalenia rządu wybranego w demokratycznych wyborach, podjęte decyzje kadrowe były, być może, konieczne.
Opozycja bardzo twardo atakuje rząd za zmiany kadrowe w spółkach, których właścicielem był Skarb Państwa. Trzeba przyznać, że zmian tych było mnóstwo, nie wszystkie były udane. Stąd być może kilkakrotne zmiany zarządów (rad nadzorczych) niektórych spółek. Trzeba jednak podkreślić, że w Polsce „państwowe” spółki zawsze traktowane były jako swego rodzaju synekury „dla swoich”. W tej materii nic się nie zmieniło. Ale, co widać w raportach finansowych, nowi kierownicy większą uwagę zwracają na racjonalizację wydatków (mam nadzieję, że nie będą ograniczać inwestycji), co może przynieść dodatkowe wpływy do budżetu na przykład w postaci dywidend (i podatków).
Zapewniam, że rezerwy w tej mierze są spore i kwota dodatkowych pieniędzy w budżecie będzie odczuwalna (mimo odpraw wypłacanych odwoływanym zarządom). W połączeniu z uszczelnianiem systemu podatku od towarów i usług (oraz zmianami w sposobie jego pobierania) może to dać efekt w postaci budżetu niemal zrównoważonego. Czy ten trend da się utrzymać przez dłuższy czas? Oby.
Ale taka sytuacja na pewno nie sprzyja opozycji. Która od początku wieszczyła totalną (to ulubione słowo opozycjonistów) klęskę gospodarczą. Przed nami jeszcze co najmniej ponad dwa lata reformowania kraju. Poważnych zmian mogą spodziewać się władze samorządowe. I tu okazuje się, że zmiany są wręcz niezbędne. Panujące w miastach, miasteczkach i gminach kliki, koterie i układy trzeba jak najszybciej rozwiązać.
Jak bardzo owe „układy” mogą utrudniać funkcjonowanie kraju, widać choćby na przykładzie gdańskiego Muzeum II Wojny Światowej, Teatru Polskiego we Wrocławiu czy różnego rodzaju deklaracji samorządowców w sprawie przyjmowania uchodźców. Samorządność nie może oznaczać samowoli.
Odnoszę wrażenie, że władze centralne widzą ten problem i przygotowują stosowne zmiany. Mające na celu przede wszystkim przywrócić władzę obywatelom i zrównać ich prawa na terenie Rzeczpospolitej. Że tak obecnie nie jest, widać choćby na przykładzie tak zwanej ustawy śmieciowej. Zgodnie z obowiązującym obecnie prawem gmina może obciążyć olbrzymimi kosztami odbioru odpadów na przykład właścicieli domków letniskowych (to zazwyczaj mieszkańcy innych gmin), „swoim” zmniejszając te opłaty do minimum. Wszystko to w trosce o „swój elektorat”. Zwracam uwagę na ten fakt między innymi dlatego, że tak prowadzona lokalna polityka w zakresie odpadów w żaden sposób nie przybliża Rzeczpospolitej do wypełnienia unijnych wymagań w zakresie zmniejszenia ilości odpadów kierowanych do składowania. A terminy rozliczenia realizacji tego zadania zbliżają się nieubłaganie. Ewentualne kary obciążą wszystkich polskich podatników. A z uwagi na (godną pochwały) postawę Polski w wielu zagadnieniach, o których totalna opozycja chciałaby zapewne jak najszybciej zapomnieć, ewentualne kary nakładane przez „niezależne” unijne instytucje mogą być bardzo dotkliwe. Tylko kogo w samorządach to obchodzi?
Tak więc zmiany są konieczne i niewątpliwie nastąpią. Czy obecna władza nie popełnia błędów? Na pewno popełnia. Jak dotąd nie są one jednak znaczące. (Policjanci w przebraniu aniołów, ślimaczące się śledztwo w sprawie wypadku z udziałem premier Beaty Szydło – pewnie znalazłoby się jeszcze kilka tematów). O wiele ważniejsze jest, by Jarosław Kaczyński, który bez wątpienia jest mózgiem prowadzonych zmian i głównym rozgrywającym w szeregach Prawa i Sprawiedliwości zauważył, gdy tylko one się pojawią, pierwsze symptomy deprawacji władzy (że one nastąpią, nie ulega wątpliwości. Wszak „władza deprawuje” A władza absolutna deprawuje absolutnie”). I natychmiast dokonywał koniecznych zmian. Nawet, gdyby miały być bolesne.
Doświadczenie pokazuje, że Jarosław Kaczyński potrafi to robić. Jeśli nadal będzie równie skuteczny, to opozycja, nawet totalna, nie musi być mu straszna. Nawet pod wodzą takich tuzów intelektu jak Ryszard Petru, Grzegorz Schetyna czy Władysław Frasyniuk. Słuchając ich wystąpień w „obronie wolności i demokracji”, patrząc na ich działania tak w kraju jak i za granicą chciałoby się tylko rzec: DOBRA ZMIANO, TRWAJ.
A nowe „elity” to np pisowy kat domowy Karoliny Piaseckiej!
Zmiana „dobrej zmiany” deprawuje autora absolutnie :-((((
PISmak, PISoman, szmaciany propagandowy tekst i to w sytuacji gdy
piss niszczy kraj, sadownictwo, armie, edukacje, i wspiera upadajacy przestepczy kosciol katolicki…
niedlugo ludzie beda tak pisu nieznosic, jak komuny !
Ale wiekszosc woli udawac ze jest super.
Hej autorze, obudzisz sie w szambie.
A najgorsze ze i pis i po to jedna banda, i maja was gdzies wy glupie barany…
Należy zaznaczyć, że może 10 procent działalności PISu miało czy ma sens.
Nikt nie jest do końca zły. PO to też sitwa.
Ale PIS dąży do tworzenia w Polsce katolickiej wersji kalifatu, paradoksalnie mimo tej swojej niechęci do islamu, wprowadza własną wersję państwa WYZNANIOWEGO !
W europejskiej, na razie soft wersji…na razie.
Ajatollah Rydzyk, Andrzej D.u.p.a., i reszta ich klakierów i nieudaczników w rządzie to bardzo kiepska kompania…
To przepis na upadek PISu. Sami sobie ten grób wykopali.
Są pośmiewiskiem Europy. (Europy która zresztą chyba się rozleci.)
Aby gorsi po nich nie przyszli haha.
Co gorsze : dawny towarzysz szmaciak, czy prezydent Andrzej cztery litery : marionetka bez osobowości, potulny, ciepłe kluchy ? ( Termin „elity ” wymiera w polskiej polityce.)
Może to niewielka różnica. Mimo wszystko.
Kazik zaśpiewaj znowu :
” Coście skur. uczynili z ta krainą ? „
Tomek i Mateusz – macie rację!!!!!!!!
Kretyński bełkot zaślepionego PiS-owca. Działania PiS to kopia tego co działo się w Niemczech w 1933 roku. a potem w PRL. Podział społeczeństwa, sianie nienawiści i strachu a w konsekwencji despotyczne i dyktatorskie rządy. Wielu Polaków ma niestety duszę wschodniego, zniewolonego ludu który musi mieć cara, wodza, który powie mu jak żyć, kto jest winien jego problemów i co jest dobre a co złe. Wiadomo jak kończą się takie dyktatury tylko szkoda Polski i straconego czasu.
Jakaż to „dobra zmiana”? Wprowadzanie dyktatury przez bezkarnego tchórza,który wyręcza się swoimi popychadłami?