Donald „nic nie mogę”, Donald „nic nie wiem”
Ostatnie wydarzenia polityczne uprawdopodobniają tezę o tym, że premier Donald Tusk może i lubi być premierem, ale bardzo nie lubi realizować obowiązków, które z tą funkcją są związane.
Wszyscy pamiętamy hasło „Donald (nic nie mogę) Tusk”, które powstało wskutek licznych zaniechań premiera – braku inicjatywy w sprawach gospodarczych, bierności w sprawach finansowych, także braku działań m.in. w obszarze rolnictwa i obronności.
Dziś Donald Tusk doczekał się kolejnego określenia. Tym razem „Donald (nic nie wiem) Tusk”. Brak spójnej strategii rozwoju, brak koordynacji pomiędzy resortami i na końcu brak skutecznej, wewnętrznej polityki informacyjnej – skutkują tym, że coraz większa część opinii publicznej bardzo poważnie zaczyna się zastanawiać, czy przypadkiem nie mamy do czynienia z kompletnym rozkładem państwa?!
Oczywiście brak wiedzy premiera ws. planów dotyczących gazociągu nie jest sprawą aż tak poważną, jak próbuje to kreować opozycja, choć jednocześnie nie jest to także błahostka. Jednak analizując ostatnie 6 lat rządów koalicji PO-PLS, wydaje się, że takich i podobnych „braków” było zdecydowanie zbyt dużo.
Całościowa ocena tego okresu każe publicznie zastanowić się, czy potrzebny jest nam premier, który fizycznie istnieje, pojawia się w mediach, sprawnie i efektownie zabiera głos, ale nie za dużo wie, słabo się orientuje, niewiele może zrobić i w zasadzie tylko jest?