Emocje rosną. Co będzie się działo w Gdańsku? | Gazeta Bałtycka
Opublikowano: 1.03.2019

Emocje rosną. Co będzie się działo w Gdańsku?

Zbliżają się przedterminowe wybory prezydenta Gdańska. W atmosferze wątpliwej demokracji zapewne zachowany zostanie rozkład sił, jaki przez dwadzieścia lat misternie tkał śp. Paweł Adamowicz.

Pomnik ks. Henryka Jankowskiego w Gdańsku. (fot. Wikipedia)

Już w dniu ogłoszenia wyborów główne siły polityczne zadeklarowały, że jedynym kandydatem powinna być pani wiceprezydent Gdańska, po śmierci dotychczasowego włodarza pełniąca jego obowiązki.

Można z dużą dozą prawdopodobieństwa przyjąć, że na skutek wyborów, które przeprowadzone zostaną trzeciego marca, istniejący „układ gdański” nie poniesie większego uszczerbku. Nie zmienią tego nawet kandydatury ludzi o tak zdeklarowanych poglądach, jak Grzegorz Braun.

Przyjmując to należy zapytać, co będzie się działo w Gdańsku już po wyborach. Odpowiedź na tak postawione pytanie jest trochę jak wróżenie. Mimo to jednak można, patrząc na to, co dzieje się w ostatnim czasie, przewidywać pewne możliwe scenariusze wydarzeń, które mogą stać się udziałem gdańszczan.

Jak zapewne większość Czytelników pamięta, w ostatnim czasie rozpoczęto w Gdańsku działania mające zdyskredytować księdza prałata Henryka Jankowskiego. Przypomniano, że w swoim czasie kapłan ten podejrzewany był o seksualne wykorzystywanie nieletnich. Przypomnienie tych zarzutów osadzono w atmosferze ogólnonarodowej dyskusji na temat pedofilii w kościele katolickim. To bardzo wygodny „manewr”. Ale przypominam, że jeszcze za życia księdza prałata prokuratura badała ten temat i nie zdecydowała się na skierowanie do sądu aktu oskarżenia. A z chwilą śmierci podejrzanego sprawa została z mocy prawa umorzona. I nie ma możliwości jej wznowienia.

Dlaczego więc rozpoczęto w Gdańsku swego rodzaju krucjatę przeciwko pamięci ks. Jankowskiego? Niewątpliwie był on, zwłaszcza pod koniec życia, człowiekiem kontrowersyjnym. Jego megalomania, umiłowanie luksusu, przywiązanie do bogactwa – drażniły wielu mieszkańców miasta. W związku z tym każde działanie przypominające działalność śp. Henryka Jankowskiego wywołuje potężne emocje. Bo przecież ciągle wielu gdańszczan pamięta to, co dobrego zrobił. A tego było naprawdę mnóstwo!

w tej sprawie skutecznie pobudził jeszcze śp. Paweł Adamowicz stwierdzając, że pomnik Henryka Jankowskiego powinien zniknąć z przestrzeni publicznej Gdańska. Już po śmierci Pawła Adamowicza, dosłownie kilka dni temu, w trakcie kampanii wyborczej w Gdańsku, dokonano dewastacji pomnika księdza prałata. Wszystko wskazuje na to, że akcja była dokładnie przygotowana i wiedział o niej co najmniej jeden dziennikarz. Tylko policja nic nie wiedziała!

Nagłośnienie sprawy dewastacji pomnika ( w ogólnopolskich telewizjach) podniosło natychmiast temperaturę politycznego sporu w Gdańsku. Nie zmniejszyły tej temperatury kolejne wypowiedzi różnych osób (a to, że pomnik zostanie odbudowany, a to, że odbudowa pomnika jest samowolą budowlaną, i tak dalej, i tak dalej).

Za dwa dni w Gdańsku wybory prezydenta miasta. Już wiemy, że bez względu na ich wynik jedno z najbliższych posiedzeń Rady Miasta rozważać będzie m. in. zagadnienie pozbawienia śp. Henryka Jankowskiego tytułu Honorowego Obywatela Gdańska. (Nadanego przez tę samą Radę Miasta).

Jak już wspomniałem, działania te mogą jedynie podnieść temperaturę politycznego sporu. Wyobraźnia podpowiada, jak „mohery” krzyczą, że to atak na święty kościół katolicki, walka z polską tradycją. A zwolennicy drugiej strony politycznego sporu zarzucą wspomnianym „moherom” popieranie pedofilii, wykorzystywania dzieci, zakłamanie i hipokryzję. I konflikt będzie narastał.

W takiej sytuacji będzie to igranie z ogniem na beczce prochu. Czy taka zabawa jest akurat potrzebna gdańszczanom i naszemu miastu? Czy spór pomiędzy zwolennikami, jak mówi Grzegorz Braun: tęczowego (różowego) Gdańska i „moherowych beretów” (tradycjonalistów) – ma może doprowadzić do niepokojów społecznych w Gdańsku? Czy ich efektem ma być na przykład secesja? Trudno to jeszcze przewidzieć. Są jednak instytucje państwa, które powinny takie widzieć i skutecznie im przeciwdziałać. Czy to robią – tego nie wiemy. Widząc niektóre działania naszych specjalistów od różnych spraw jestem dziwnie pewien, że żadnych poważnych zagrożeń nasze służby nie są w stanie zneutralizować.

Co gorsza czasem mam wrażenie, że takie działania, które może trochę na wyrost, ale jednak nazwę antypaństwowymi, nie są realizowane tylko w Gdańsku. A jeśli moje „czarnowidztwo” miałoby się spełnić bodaj w dwudziestu procentach, nieciekawie widzę los Rzeczpospolitej. Pozostaje mieć nadzieję, że powyższe są tylko przejawem niepotrzebnej troski o losy kraju, nad którym widzę czarne chmury, których nie ma.

Autor

- publicysta, komentator i felietonista.



Moto Replika