Gdańsk w „obronie demokracji”
Miasto zasłużone dla historii Polski, także tej najnowszej, organizuje Tydzień Demokracji. Kierowane od osiemnastu (!) lat niezawodną ręką prezydenta Pawła Adamowicza „miasto” chce stanąć w obronie „zagrożonej demokracji, wolności obywatelskich, wolności słowa.
Organizatorem Tygodnia Demokracji jest ten sam demokratyczny „wódz”, który nie liczył się z głosem mieszkańców protestujących przeciwko drastycznej podwyżce czynszów komunalnych. W obronie demokracji stają ci sami ludzie, którzy milczeli, gdy demokratyczny głos mieszkańców próbował dotrzeć do nich z informacją, że wydzierżawienie firmie prywatnej przestrzeni w pasie dróg publicznych w celu utworzenia tam płatnych miejsc parkingowych jest niezgodne z prawem.
Tydzień Demokracji pan prezydent Adamowicz organizuje, gdy demokratycznie wybrane władze Rzeczpospolitej zaczynają uruchamiać mechanizmy, które mogą doprowadzić do likwidacji tego, co mieszkańcy Gdańska nazywają „trójmiejską patologią”. Gdy prokuratura zaczyna poważnie przyglądać się, ponoć nabytym na warunkach niedostępnych dla przeciętnego gdańskiego Kowalskiego, „zapomnianym” mieszkaniom pana prezydenta i jego nieujawnionym dochodom. Gdy prokuratura wkroczyła do gdańskiego ratusza i próbuje wyjaśnić co najmniej dziwne sprawy mieszkań komunalnych (tak odzyskiwanych przez miasto, jak i przez nie przekazywanych „potrzebującym”). Okazuje się, że w Gdańsku Tydzień Demokracji organizuje się wówczas, gdy demokracja zaczyna patrzeć „władzy” na ręce, rozliczać.
Mam nadzieję, że w ramach obchodu Tygodnia Demokracji padną i zostaną upublicznione głosy obywateli, którzy coraz głośniej na ulicach opowiadają o całym systemie niemal „mafijnych” powiązań gdańskiego establishmentu, ludzi polityki, biznesu i półświatka i korzyściach, jakie poszczególne grupy z tego czerpią.
Jeśli natomiast, podobnie jak dotąd, dyspozycyjne wobec władz (także miasta) media przekażą jedynie to, co „władza” ma do przekazania, to będzie widać wyraźnie, jaki jest cel organizowania tygodnia demokracji.
Kolejną bardzo interesującą imprezą, jaką zamierza zorganizować gdański ratusz, są obchody rocznicy powołania Trybunału Konstytucyjnego. Ponoć środki finansowe, jakie zostały dla tegoż Trybunału przyznane przez rząd są niewystarczające, by taką uroczystość zorganizować. Apanaże członków Trybunału także w żaden sposób nie wystarczą, aby zorganizować spotkanie, dla na przykład osiemdziesięciu osób w jakimś, nawet ekskluzywnym zameczku, z przepiórkami w menu. Pomocną rękę wyciąga więc Prezydent Gdańska. Rozumiem, że także w interesie mieszkańców miasta, w imieniu których sprawuje swój urząd.
Na wszelki wypadek pozwalam sobie przypomnieć, że jedną z głównych przyczyn klęski dzisiejszych „obrońców demokracji” w ostatnich wyborach i prezydenckich, i parlamentarnych były „ośmiorniczki” (proponuję potraktować je tylko jako pewien symbol) spożywane za publiczne pieniądze.
W mojej ocenie właśnie to spowodowało przekroczenie „masy krytycznej”. Obecne działania Prezydenta Gdańska wydają się dokładać ciężaru. Tylko, czy po właściwej stronie wagi?