Korupcja w KNF? Czy za aferą stoją służby specjalne? | Gazeta Bałtycka
Opublikowano: 14.11.2018

Korupcja w KNF? Czy za aferą stoją służby specjalne?

Ledwie minęła euforia świętowania setnej rocznicy odzyskania niepodległości, skończył się niespodziewany świąteczny poniedziałek; narodowe flagi nadal zdobią domy i ulice, a tu nagle bum – zapomnijcie o dumach i radościach, bo, jak to określił poseł i generalny trawionej właśnie przez PO partii Nowoczesna, były ekspert (???) prezydenta Komorowskiego, a obecnie członek Komisji do Spraw Służb Specjalnych Adam Szłapka, wybuchła „Gruba sprawa”.

To piękna operacyjna robota byłych służb specjalnych – byłej ubecji, czy esbecji, dowodząca, że w profesjonalizmie, szczególnie w kreowaniu i przeprowadzaniu skomplikowanych intryg, są o lata świetlne do przodu w stosunku do obecnych młodych służb specjalnych. Gdyż jest to faktycznie „Gruba sprawa”, dokładnie przeprowadzona w dłuższym odcinku czasu i odpalona w najbardziej krytycznym momencie – takim właśnie, by wyrządziła ona jak najwięcej szkody.

Czy komuś to się podoba, czy nie, komunistyczne służby specjalne, które teoretycznie, a nawet zdroworozsądkowo, powinny być rozbite i całkowicie rozbrojone, jeszcze dzisiaj, pod koniec 2018 roku, są tak potężne, że potrafią zachwiać strukturami państwa, kreować scenę polityczną i okradać, co zawsze było ich ulubionym zajęciem, państwo i Polaków.

Jeżeli Polska straciła na samym podatku VAT, przypominam – wynalazku Unii Europejskiej, 500 miliardów złotych, to ośmielam się stwierdzić, że na czarnej i szarej robocie ciągle aktywnych komunistycznych służb, straciła jeszcze więcej.

Są tak silni, że nie dopuścili do pełnej publikacji pełnego raportu z lustracji WSI, którą przeprowadził Antoni Macierewicz. Oni także doprowadzili do utworzenia Platformy Obywatelskiej, dzisiejszej totalnej opozycji, jako antidotum na zatrucie Polski Prawem i Sprawiedliwością, z tą całą suwerennością, patriotyzmem i chrześcijańskim konserwatyzmem. A na dodatek, kto zaprzeczy, że nie maczali oni palców w tworzeniu Ruchu Palikota, Nowoczesnej Petru, czy nawet Kukiz 15. Kto wie?

Te służby, których już dawno powinno nie być i których wpływ na państwo powinien być zerowy, mają bogate zaplecze i bardzo dużo pieniędzy. Wypasione na założycielskich aferach, jak „Żelazo” czy FOZZ, stworzyły już na początku lat dziewięćdziesiątych system quasi-oligarchiczny, lokując swoich zaufanych ludzi na kluczowych stanowiskach w państwie: w gospodarce, finansach, handlu i mediach.

Jednym z nich jest właśnie jeden z dwóch głównych bohaterów afery, która wczoraj wybuchła, co ciekawe i mącące w głowach gawiedzi, ten „biały”, czyli uczciwy i sprawiedliwy, który ujawnił korupcję, której sam miał być ofiarą, pan Leszek Czarnecki.

Jest on miliarderem, jednym z najbogatszych Polaków. Żeby tylko wymienić fragment jego biznesowych poczynań przywołajmy to, że jest on większościowym udziałowcem pięciu spółek notowanych na Warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych – Getin Holding, Getin Noble Bank, MW Trade, Open Finance oraz Idea Bank. Jak większość tych, co obracają miliardami, które nie zawsze ładnie pachną, od 2006 roku mieszka na Malcie.

Karierę bogacza rozpoczął w jedyny (i wiem, co mówię) możliwy w Polsce sposób – od współpracy z komunistycznymi służbami specjalnymi.

Już jako osiemnastolatek (przyp. JK) ” Czarnecki został zwerbowany przez SB we Wrocławiu w sierpniu 1980 roku. Podpisał zobowiązanie do współpracy. W tym czasie dostarczał pisemne i ustne informacje dotyczące m.in. wybranych osób i rodzin, środowiska studenckiego i naukowego […] w 1982 roku, Czarnecki został przejęty przez Departament I SB (wywiad). Planował bowiem kilkuletni wyjazd do Stanów Zjednoczonych. W połowie 1982 roku podpisał zobowiązanie do współpracy, tym razem z wywiadem PRL. Formalnie w październiku 1983 roku założono mu teczkę kontaktu operacyjnego o pseudonimie Ternes . Jako już KO wywiadu przeszedł m.in. szkolenie w zakresie pracy operacyjnej zagranicą […]”

https://www.money.pl/gielda/wiadomosci/artykul/leszek;czarnecki;wspolpracowal;z;sb,176,0,352432.html

Taka ciekawostka przyszła mi do głowy: Informację o powiązaniach Czarneckiego z komunistycznymi służbami podała najbardziej opiniotwórcza polska (a nie tylko polskojęzyczna) gazeta – Rzeczpospolita. Wkrótce potem Czarnecki kredytuje dziwnego człowieka, Grzegorza Hajdarowicza, grubymi milionami. Staje się on właścicielem tej gazety, powoli doprowadzając ją do upadku, wyrzucając z pracy najlepszych dziennikarzy i zatracając tradycyjną obiektywność i wiarygodność. W rezultacie mamy do dzisiaj kolejnego szmatławca.

Wszystko to wydawałoby się dziwne i tajemnicze, gdyby nie to, że Hajdarowicz, właściciel plantacji 50 tysięcy palm kokosowych w Brazylii,  był bliskim i dobrym znajomym Pawła Grasia, jak wiadomo, najbardziej zaufanego człowieka ówczesnego premiera RP, Donalda Tuska. Dzisiaj, w Brukseli, Graś i Tusk nadal są razem. I nadal nie wiadomo, kto komu w tym duecie wydaje rozkazy.

W momencie dochodzenia do transformacji, ślad współpracy Czarneckiego się urywa. Dokumenty znikają – obiekt został wyczyszczony, jak to ładnie pokazał Pasikowski w filmie „Psy”. Jednakże, jak mi dobitnie powiedział kiedyś bardzo ważny agent, jak to się mówi – szpieg, dzisiaj nadal dochowujący tajemnic staruszek, takich kontaktów NIGDY się nie zrywa. Potwierdzał to też w swoich książkach działający w USA Marian Zacharski. Ciągle żyje i ma się dobrze, lecz miejsce jego pobytu jest nieznane. „Przezorny zawsze ubezpieczony” – jak to nam wciskano za komuny.

Czy służbom z cienia minionej epoki trudno było wyselekcjonować i sprofilować ważnego urzędnika państwowego, ściśle związanego z obecną władzą, który na przykład miał jakąś słabość, kochał pieniądze, był niemoralny, lojalność i praworządność niewiele dla niego znaczyły? Czy takim człowiekiem jest były już szef Komisji Nadzoru Finansowego, młody doktor ekonomista, pochodzący z małego Mielca, Marek Chrzanowski? Czemu nie?

A jeśli nie, to czy przypadkiem nie można go było skorumpować, szantażując go czymś brzydkim z przeszłości, na przykład plagiatem pracy doktorskiej, czy magisterskiej, albo udziałem w zbiorowej orgii? Pewnie można było. Jak są haki, to bardzo trudno się zerwać i obronić.

Moje rozważania w temacie młodego pana Chrzanowskiego oparłem na założeniu, że ujawnione i przekazane do prokuratury materiały są w pełni prawdziwe i wiarygodne. A tego jeszcze dzisiaj nie wiemy.

Cała ta afera, która wczoraj wybuchła, śmierdzi, jak cholera i wygląda na precyzyjną inscenizację starych agentów komuny.

Bo niby dlaczego:

  • Miliarder Czarnecki przeprowadził korupcyjną rozmowę ponad pół roku temu, dokładnie siedem miesięcy przed jej ujawnieniem;
  • Czarnecki, jako praworządny obywatel, miał obowiązek natychmiast zawiadomić prokuraturę i właściwe służby o propozycji korupcji ze strony urzędnika państwowego. Nie uczynił tego, a władza straciła możliwość operacyjnego przyłapania na akcie przestępstwa;
  • Dlaczego szef KNFu Chrzanowski nalegał na rozmowę w cztery oczy w swoim gabinecie, teoretycznie „czystym”, chronionym przed podsłuchami;
  • Dlaczego Czarnecki przybył na spotkanie mając ze sobą trzy szpiegowskie dyktafony do tajnego rejestrowania rozmów. Czy ludzie biznesu przed ważnymi rozmowami, tak samo jak gangsterzy, obmacują się i sprawdzają, czy jest podsłuch;
  • I jedno z najważniejszych pytań – dlaczego właśnie dzień po zakończeniu obchodów święta 11 Listopada, publicznie odpalono skandal.

Pytań jest znacznie więcej oczywiście. I pewnie prokuratorzy będą je mieli.

Dla mnie ważni też są „aktorzy drugoplanowi” w tej sprawie. Mecenas Roman Giertych, praktycznie już chyba etatowy adwokat Platformy Obywatelskiej i całego tego upadłego establishmentu, jest oczywiście pełnomocnikiem Leszka Czarneckiego. Przypomnę, że jest on również adwokatem barona zachodniopomorskiego PO, Stanisława Gawłowskiego. A najważniejsze – jest pełnomocnikiem samego Donalda Tuska. Widać więc dokładnie jak Giertych „spina” świat polityki (PO), wielkiego biznesu (Czarnecki) i mafijnych, gangsterskich interesów.

A drugi aktor dalszego planu, to oczywiście efekt syntezy Trybuny Ludu i Żołnierza Wolności – Gazeta Wyborcza. Od kiedy miała gotowy do odpalenia materiał przygotowany przez funkcjonariuszy propagandy od czarnej roboty, których nijak nie można nazwać dziennikarzami, panią Kublik i Czuchnowskiego i czekała tylko na sygnał „TERAZ!”, by dać materiał do druku i go publikować?

Pikanterii i coś do przemyśleń dodaje fakt, że dobrych parę lat temu analogiczną rozgrywkę z nagrywaniem, tajnym podsłuchem i równie długim przetrzymywaniem dowodów, wykonał ówczesny redaktor naczelny GW i ojciec chrzestny tej gazety, główny ideolog III RP, Adam Michnik. Może nawet to on był autorem pomysłu na rozegranie afery KNF?

Leszek Czarnecki i jego, przebywający w cieniu mocodawcy mieli też swoje własne powody, by rozdmuchać gorącą aferę.

Gdy w 2008 Rzeczpospolita opublikowała artykuł o powiązaniach miliardera ze służbami specjalnymi PRLu, to z dnia na dzień notowania spółek Czarneckiego spadły o 10%. Obecnie również ABW, CBA i prokuratura węszą przy tego człowieka – głównie to sprawa Idea Banku i powiązań z piramidą Getback. To są możliwe, miliardowe działania, może nawet przekręty i jeżeli jakoś nie zatrzyma się dochodzeń, to wspólnicy, jawni i ukryci, mogą ponieść ogromne straty, a może nawet skończyć zbankrutowani w więzieniu. A wiadomo, że najlepszą obroną jest atak, więc właśnie mamy aferę KNF.

Przy okazji stuknięto młotem w jak zwykle nieprzygotowaną łepetynę PiSu, dano poważne ostrzeżenie premierowi Morawieckiemu i ponownie przypomniano Polakom, kto tak naprawdę rządzi.

A 250 000 manifestujących Polaków – patriotów z okazji 100-lecia odzyskania niepodległości to wesoły, nadmuchiwany autobus – bo co nam zrobicie? A my możemy was poważnie uszkodzić.

Na zakończenie pragnę przypomnieć: te niedobite komunistyczne służby specjalne, cywilne i wojskowe, to nie centrum decyzyjne kreujące naszą rzeczywistość. To dosyć sprawny wykonawca, sowicie opłacany i od dziesięcioleci posłuszny i sprawdzony przez międzynarodowych mocodawców z Centrum.

Jakiego Centrum? Najważniejszego oczywiście.

Autor

- publicysta. Z zawodu inżynier elektronik pracujący od 30 lat za granicą na morzu. Konserwatysta.



Moto Replika