Kulisy pracy ratownika medycznego. „Byliśmy w szoku, koleżanka jęknęła z bólu”
Wybierając zawód ratownika należy być decydowanym na poświęcenie swojego zdrowia i, nie zawaham się stwierdzić, życia dla innych. Ratownicy godzą się na zmęczenie (często i przemęczenie) fizyczne, duże obciążenie psychiczne, na pracę pod wpływem, nieuniknionego, stresu. W końcu są po to by ratować.
Wybierają swój zawód świadomie. Godzą się na wiele rzeczy, ale czy muszą godzić się na wyzwiska, poniżenia, szarpaniny, obelgi i ataki ze strony pacjentów i/lub ich najbliższych, a nierzadko też osób trzecich? Czy muszą godzić się na kierowaną pod ich adresem krytykę ze strony reszty społeczeństwa? Odpowiedź brzmi – NIE. Ratownicy też są ludźmi – o czym bardzo często się zapomina – i też mają prawo do zachowania swojej godności.
Niestety nie ma miesiąca, ba, nawet nie ma dnia, aby w mediach społecznościowych nie zagościła informacja – Atak na ratowników medycznych w …. – zmieniają się tylko nazwy miejscowości. Tak niestety wygląda szara rzeczywistość pracy w ratownictwie. Ratownicy, żeby móc pomóc pacjentowi, nierzadko najpierw muszą przebić się przez wielowarstwową i wielowymiarową agresję. Doświadczają jej ratownicy pracujący w państwowym ratownictwie, a także i prywatnych firmach transportowych.
W ostatnim czasie, w okolicach Wejherowa, w wyniku bezpodstawnej agresji doszło do naruszenia dóbr osobistych oraz uszczerbku na zdrowiu członków ratownictwa medycznego. Do zdarzenia doszło podczas odwozu pacjentki do domu. Pacjentka i towarzysząca jej córka były niezadowolone z czasu oczekiwania na zespół, z wyboru drogi, z panującej w pojeździe temperatury – dosłownie ze wszystkiego. Jak wynika z relacji członków innego zespołu, panie jeszcze przed przyjazdem zaatakowanego zespołu do przychodni, wyrażały na głos swoje niezadowolenie.
Grzegorz Żywicki, jeden z członków zespołu, tak wspomina zdarzenie:
„Dostaliśmy polecenie transportu medycznego pacjentki z przychodni do domu. Od początku pacjentka miała ogromne roszczenia i zaczęła traktować nas przedmiotowo karząc jechać inną drogą. Rozkazującym tonem kazała nam zmienić trasę. Agresja przejawiała się w przykrych komentarzach, że jesteśmy fatalni i nie znamy się na swojej pracy. Umniejszała naszym umiejętnościom i naszemu wiekowi. Podkreślała, że należy jej się profesjonalna obsługa. Taką też zapewniliśmy pacjentce. Ze starannością wykonywaliśmy swoje obowiązki, z należytym szacunkiem zajmowaliśmy się pacjentką. Zawieźliśmy pacjentkę do domu i wnieśliśmy ją na pierwsze piętro. Zostawiliśmy pacjentkę w jej łóżku. Agresywny stosunek córki w naszą stronę nie był sprawiedliwy do pracy, którą wykonujemy i przede wszystkim do tej całej sytuacji. Koszmar dopiero się zaczął, kiedy wyszliśmy z domu. Po odstawieniu pacjentki do łóżka, zaczęliśmy z koleżanką sprzątać nasze miejsce pracy odwieszając krzesełko na swoje miejsce. Szale rozgniewania córki pani przeważyło odmówienie wypełnienia rozkazu wniesienia pustego wózka inwalidzkiego pacjentki, który średnio waży 10 kg. Nadmienię, że transport dodatkowego sprzętu, bagażu nie leży w naszym obowiązku. Do karetki zabraliśmy wózek z grzeczności. Lecz pani traktowała nas przedmiotowo, dosłownie jak prywatnych tragarzy. Odpowiedziałem, że wniesienie wózka inwalidzkiego nie jest naszym obowiązkiem. W mieszkaniu był mężczyzna koło 40-45 lat, dobrze zbudowany, który z łatwością, nie używając siły, mógłby sam go wnieść po schodach. Kobieta stała się bardzo agresywna wraz z mężczyzną groziła nam, że nasza kariera w pracy już się kończyła. Wraz z partnerką oddaliliśmy się do karetki. W oddali słyszeliśmy słowa, że napisze na nas skargę. Gdy wróciliśmy do karetki, kobieta otworzyła drzwi od strony pasażera wykrzykując w bliskiej odległości przy koleżance, że mamy wnieść wózek. Po chwili kobieta odeszła, a my zostaliśmy w karetce dzwoniąc do naszego koordynatora i dyspozytora w celu zakończenia transportu i przedstawienia tej sytuacji. Koszmar na tym jednak się nie skończył. Niespodziewanie podszedł od strony pasażera mężczyzna. Przerażona koleżanka, chcąc uniknąć ataku z jego strony, trzymała klamkę, lecz mężczyzna był silniejszy i wyrwał jej rękę uderzając nią o element karetki. Byliśmy w szoku, koleżanka jęknęła z bólu. Kipiał furią, kazał nam zapisać swoje dane. Po otrzymaniu numeru zespołu i nazwy firmy, niezadowolony mężczyzna, nie zważając uwagi na bezpieczeństwo mojej koleżanki, z całej siły trzasnął drzwiami karetki. Następnie mężczyzna chodził wkoło niej robiąc nam zdjęcia i filmując nas. Siedzieliśmy z koleżanką w całkowitym rozstrojeniu emocjonalnym. Po pewnym czasie mężczyzna podszedł z mojej strony. Nie znając jego intencji próbowałem zablokować drzwi uchylając jedynie okno, aby uniknąć napadu ze jego strony. Stres, pod wpływem którego byłem, uniemożliwił mi zlokalizowanie blokady drzwi, przez co mężczyzna otworzył drzwi od mojej strony (od strony kierowcy) i kazał nam, używając wulgarnych słów, oddalić się z posesji. Po tych słowach trzasnął drzwiami. Starając się uniknąć uszkodzenia karetki, zamortyzowałem uderzenie lewą ręką. Mam uszkodzony kłykieć palca wskazującego. Przez strach i stres miałem problem z odpaleniem karetki. Kątem oka widziałem w lusterku, że mężczyzna zamyka automatyczną bramę wjazdową od posesji, na której jeszcze staliśmy. W mojej głowie miałem najgorszy scenariusz, że uszkodzi nam karetkę”.
Na miejsce zdarzenia została wezwana, przez dyspozytora medycznego, Policja. Po przyjeździe patrolu córka pacjentki zachowywała się już zupełnie inaczej:
„W trakcie rozmowy z Policją podeszła córka pacjentki przerywając nam rozmowę z funkcjonariuszami. Postawa kobiety była odmienna niż ta, którą prezentowała w stosunku do nas, przed interwencją. Pani była w szoku, dlaczego przyjechała Policja. Była miła i uprzejma, zaprosiła nawet policjantów do domu”.
Zdarzenie miało wymiar nie tylko emocjonalny. W wyniku szarpnięcia drzwiami, ratowniczka doznała urazu nadgarstka na okres powyżej 7 dni. Grzegorz oprócz uszkodzonego palca, ma również uraz psychiczny, który miał silny wpływ na jego mowę. Grzegorz jest osobą jąkającą się, przez wiele lat uczęszczał na terapię mowy, dzięki której udało mu się osiągnąć płynność wypowiadanych słów. Niestety to wydarzenie zrujnowało jego dotychczasowe osiągnięcia. Dodatkowo członkowie zespołu zostali na kilka dni pozbawieni możliwości pracy, a więc i utracili dochód.
Jak podkreśla radca prawny Jakub Kulczyński, z kancelarii prawnej w Gdańsku, osoby agresywne często nie zdają sobie sprawy z tego, że z ich zachowania mogą zostać wyciągnięte konsekwencje prawne. Art. 5 ust. 1 ustawy z dnia 8 września 2006 r. o Państwowym Ratownictwie Medycznym stanowi, że zarówno ratownik medyczny, jak i ratownik KPP, a także osoba podejmująca medyczne czynności ratunkowe korzysta z ochrony przewidzianej przez kodeks karny. Potencjalni agresorzy powinni mieć na uwadze treści kodeksu karnego zawarte w art. 222 – odnoszący się do naruszenia nietykalności cielesnej funkcjonariusza, art. 223 – dotyczący czynnej napaści, art. 224 § 2 i 3 – to jest wywarcie wpływu na podjęcie lub zaniechanie czynności służbowej, a także 226 § 1. Ten ostatni penalizuje zachowanie polegające na znieważeniu funkcjonariusza publicznego podczas oraz w związku z pełnieniem przez niego obowiązków służbowych.
Przez znieważenie rozumie się ubliżenie komuś, na przykład poprzez wypowiadanie pod jego adresem obraźliwych słów. Trzeba zauważyć, że zniewaga jest przestępstwem skierowanym przeciwko godności osobistej człowieka. Ponadto radca prawny dodaje: „każdy atak na zespół ratownictwa medycznego, bez znaczenia czy ratownicy wykonują pracę w ramach państwowego ratownictwa medycznego, czy pracują w prywatnym sektorze medycznym, powinien bezzwłocznie zostać zgłoszony na Policję. W zależności od charakteru zdarzenia, w tym od rodzaju agresji, powinno zostać wszczęte postępowanie. Zdarzenie powinno być także ocenione przez pryzmat występku o charakterze chuligańskim. Niezależnie od prawnokarnej ochrony, ratownicy mogą dochodzić również dodatkowych roszczeń w postępowaniu cywilnym. Ratownicy powinni bardziej siebie szanować i pamiętać, że ich pacjenci i ich najbliżsi mają nie tylko prawa, ale też i obowiązki”.
Obecnie Policja prowadzi czynności w opisywanym zdarzeniu. Zaatakowani ratownicy wrócili do pracy, jednakże oboje nie odzyskali jeszcze wcześniejszego stanu zdrowia.
Autor: Anna Lewandowska, ratownik medyczny