Kuriozalna decyzja sądu ws. Amber Gold - zakaz cytowania oskarżonego! | Gazeta Bałtycka
Opublikowano: 21.03.2016

Kuriozalna decyzja sądu ws. Amber Gold – zakaz cytowania oskarżonego!

Zagrożenia demokracji. Wiele o nich słyszeliśmy od pierwszej chwili, gdy jasne stało się, że władzę w kraju przejmie Prawo i Sprawiedliwość.

Poszkodowani przez Amber Gold nie mogą złożyć pozwu przeciwko spółce, bo nie znają adresów członków jej rady nadzorczej. (Fot. Gazeta Bałtycka)

(Fot. Gazeta Bałtycka)

Ostatnio, głównie za sprawą opozycji, troskę o przestrzeganie w Polsce demokracji wyraża i Komisja Wenecka, i Komisja Europejska, niektórzy twierdzą, że nawet Prezydent Stanów Zjednoczonych. Na miejscu wszystkich tych instytucji (przepraszam, że prezydenta „bratniego kraju” nazywam instytucją), też byłbym mocno zaniepokojony sytuacją w Rzeczpospolitej. Bo oto rozpoczął się w Gdańsku proces w sprawie określanej mianem „afery AMBER GOLD”.

Przypomnę tylko, że sprawa prowadzona jest przez Sąd Okręgowy w Gdańsku. W swoim czasie to prezes tego właśnie sądu musiał pożegnać się ze swą zaszczytną funkcją (niestety, nie z zawodem sędziego) za to, że z dziennikarzem podającym się za przedstawiciela Kancelarii Prezesa Rady Ministrów uzgadniał termin posiedzeń i skład orzekający właśnie w sprawie wymienionej wyżej firmy.

W pierwszym dniu procesu właściciela tejże, sąd podjął tyle zaskakującą, co dziwną decyzję. Jej mocą dziennikarze chcący relacjonować sprawę nie mają prawa cytować głównego oskarżonego. Oficjalnym uzasadnieniem tego, w moim przekonaniu kuriozalnego stanowiska sądu, jest fakt, że świadkowie w swych zeznaniach mogą sugerować się publikowanymi zeznaniami.

Przyznaję, że mnie akurat taka argumentacja nie przekonuje. Raczej jestem skłonny przychylić się do opinii, że w ramach ochrony tak zwanego „układu gdańskiego” tajemnicze siły starają się, jak dotąd skutecznie, nie ogłaszać gawiedzi wszystkich nazwisk, które mogą pojawić się w zeznaniach Marcina P.

W związku z tą sytuacją przypomniał mi się inny obrazek Polski w pełni demokratycznej, gdzie wolność słowa i niezależność mediów aż porażały. Wszystkich z wyjątkiem może koalicji rządzącej, Komisji Weneckiej, Komisji Europejskiej i nawet prezydenta Stanów Zjednoczonych. Tym obrazkiem jest zeznający przed sądem Prezydent Rzeczpospolitej Polskiej (w sprawie przeciwko redaktorowi Sumlińskiemu).

Jak być może Czytelnicy pamiętają, do sali sądowej wpuszczono dziennikarzy, a zgodę na bezpośrednią transmisję uzyskały trzy redakcje. Okazało się, że spośród owych trzech redakcji zeznania Prezydenta Rzeczypospolitej transmitowała „na żywo” jedynie niszowa Telewizja Republika. No cóż. W całym demokratycznym świecie proces byłby sensacją na pierwsze strony gazet, zeznania transmitowane byłyby przez wszystkie możliwe telewizje, dyskusjom ekspertów nie byłoby końca. Nasza ówczesna „demokracja” na to nie pozwalała. I pewnie dlatego cieszyła się tak wielką estymą i koalicji wówczas rządzącej, i wspierających ją gremiów i instytucji tak krajowych, jak i zagranicznych.

Wszystko wskazuje na to, że w kwestii oceny demokracji, wolności słowa, dostępu do informacji – każda zmiana w Polsce może być tylko zmianą na gorsze. Gdyby ktokolwiek był innego zdania, to mu to szybko zostanie wytłumaczone. Albo przez opozycję, albo przez Komisję Wenecką, albo przez Komisję Europejską, albo przez Prezydenta Stanów Zjednoczonych. Ostatecznie zajmie się tym sąd, Choćby i ten gdański.

Autor

- publicysta, komentator i felietonista.

Wyświetlono 1 Komentarz
Napisano
  1. xyz pisze:

    Gdański sąd temat rzeka. Znów się popisał. Ile to już razy ta instytucja sie skompromitowała? Ktoś liczył?

Dodaj komentarz

XHTML: Można użyć znaczników html: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>



Moto Replika