Leszek Miller – wizjoner czy desperat? | Gazeta Bałtycka
Opublikowano: 10.01.2015

Leszek Miller – wizjoner czy desperat?

Świat polityki zdominowały wczoraj dwie informacje. Jedna mówiąca o śmierci byłego Premiera Rządu Rzeczpospolitej, Marszałka Sejmu, dla niektórych może kontrowersyjnego, a dla wszystkich – sympatycznego Józefa Oleksego. I druga, o wskazaniu przez SLD kandydata, a właściwie – kandydatki – na Prezydenta Rzeczpospolitej w zbliżających się wyborach.

Leszek Miller, przewodniczący SLD wizytuje nadmorskie miasta. (Fot. Ryszard Hołubowicz)

Leszek Miller. (Fot. Ryszard Hołubowicz)

Trzeba przyznać, że gdyby dwa dni wcześniej zadać pytanie: kto będzie kandydatem lewicy w wyborach prezydenckich, to zapewne tylko bardzo nieliczni mogliby wskazać na panią Magdalenę Ogórek. Propozycja przedstawiona przez Leszka Millera jest co najmniej zaskakująca. Powstaje pytanie: co Przewodniczący SLD chce uzyskać poprzez tak niekonwencjonalne działanie?

Odpowiedź nie jest prosta, tak jak nie jest prosta sytuacja SLD na scenie politycznej. Ostatnie kiepskie wyniki partii w wyborach samorządowych, ujawniające się swary pomiędzy doświadczonymi, (żeby nie powiedzieć „starymi”) działaczami lewicy, co najmniej nieporozumienia w szeregach najbardziej znanych polityków tej formacji po wskazaniu Ryszarda Kalisza jako kandydata, brak powszechnie znanej i akceptowanej społecznie wizji programowej, zasklepianie się poszczególnych działaczy we własnym gronie, niemal we własnym kręgu towarzyskim – to czynniki, które zmuszają Leszka Millera do działań bardzo zdecydowanych, nawet radykalnych.

Wydaje się, że w tej sytuacji krok uczyniony przez Millera nie jest pozbawiony sensu. Co może dać ta nowa, niespodziewana kandydatura? Po pierwsze: może być sygnałem, że ścisłe kierownictwo SLD zaczyna stawiać na nowe pokolenie, na działaczy oraz, i to jest bardzo ważne, sympatyków młodego pokolenia, nieuwikłanych w żadne wewnętrzne układy i układziki, nie obciążonych „komunistyczną przeszłością”, a raczej szukających alternatywy dla zabetonowanego układu PO – PiS, który w najbliższym czasie może zmieść z politycznej powierzchni lewicę w jej dotychczasowym kształcie.

Jak widać z podjętych decyzji, tę pokoleniową zmianę gotów jest przeprowadzić nawet kosztem ostrych działań dyscyplinujących dotychczasowych „żelaznych” działaczy, którzy w większości potrafili być tylko działaczami. Gotowymi dla własnych korzyści, często ze zwykłego konformizmu popierać to, co partia proponuje, niekoniecznie identyfikując się z programem. Wieść gminna niesie, że przed ostatnimi wyborami „w okolicach” SLD pojawiło się (może trafniej byłoby: ujawniło się) sporo młodych ludzi, niekiedy nawet sensownie myślących, z ciekawymi pomysłami, którzy gotowi byli wziąć na siebie ciężar wyborczej walki. Niekiedy nawet do tej walki stanęli.

W istniejącej atmosferze wewnętrznych podziałów (wydaje się, że najwyższe gremia SLD nie do końca zdawały sobie z nich sprawę) to młode pokolenie najzwyczajniej w świecie nie potrafiło sobie poradzić. Brak doświadczenia i swoista niechęć do wykorzystania doświadczeń „starych partyjnych repów” spowodowały, że wyniki były takie, jakie były. Teraz przewodniczący Miller po raz kolejny bierze na swoje barki trud rozwiązania nawarstwiających się problemów.

Po drugie: żaden z „powszechnie znanych” polityków SLD nie miałby w najbliższych wyborach realnej szansy na uzyskanie korzystnego wyniku wyborczego. Przy czym określenie „korzystny wynik” to ok. dwudziestu, a nie ośmiu procent poparcia. Uważam, że Magdalena Ogórek, wbrew temu, co mówią niektórzy politycy, może właśnie taki korzystny wynik osiągnąć. Dlaczego?

Po pierwsze dlatego, że szerokim kręgom wyborców jest nieznana. Teraz może zostać zaprezentowana, można ją wykreować medialnie. Jest kobietą młodą, atrakcyjną, sympatyczną. Męska część wyborców może spojrzeć na kandydatkę przez pryzmat urody. Część wyborców może zostać zwiedziona faktem, że jest specjalistką historii Kościoła. Dla nich może to oznaczać: „jest związana z Kościołem”. Ale o wiele ważniejsze jest to, że po ostatnich aferach (podsłuchowych, kilometrowych, zegarkowych, wyborczych czy związanych z „korepetycjami językowymi”), których bohaterami byli przedstawiciele praktycznie wszystkich partii politycznych, może z wyjątkiem właśnie SLD, znaczna część wyborców będzie starała się głosować nie „na kogoś”, ale raczej „przeciwko wszystkim”. Pamiętać należy także, że w napiętej politycznej atmosferze, a o taką politycy dbają skutecznie już od lat, od pierwszej poważniejszej afery, afery Rywina”, w wyborach dużą rolę mogą odegrać emocje. I tu kandydatka przedstawiona przez Leszka Millera wydaje się człowiekiem niemal idealnym.

A ewentualny „korzystny” pani Magdaleny Ogórek może spowodować swoiste „odrodzenie” lewicy, tej szeroko rozumianej. Może przywrócić wiarę, że możliwe jest nie tylko przetrwanie tej formacji na politycznej scenie, ale nawet odegranie przez nią liczącej się roli w kolejnych wyborach parlamentarnych.

Jeśli taka (lub podobna) jest wizja Leszka Millera, to przyznać trzeba, że przed nim ogrom pracy. Zwłaszcza, żeby do tej wizji przekonać tych najbardziej znanych, najbardziej medialnie rozpoznawalnych przedstawicieli jego formacji. I wspólnie rozpocząć odbudowę pozycji lewicy w Polsce. Jeśli natomiast działanie Leszka Millera jest obliczone tylko na doraźny, chwilowy rozgłos, to może okazać się, że w najbliższym czasie przyjdzie po raz kolejny „sztandar wyprowadzić”. Tylko, że jeśli tak się stanie, to prawdopodobnie zostanie on wyprowadzony na długie nie tylko lata, ale może nawet dziesięciolecia.

Autor

- publicysta, komentator i felietonista.

Dodaj komentarz

XHTML: Można użyć znaczników html: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>



Moto Replika