Pałeczka okrężnicy w Bałtyku. „Nie doszło do katastrofy ekologicznej”
„W Gdańsku nie ma katastrofy ekologicznej” – taki stan rzeczy starają się promować miejscy urzędnicy. Tymczasem dwa dni temu w Bałtyku wykryto obecność bakterii e-coli. Czy mieszkańcy i turyści mogą czuć się bezpiecznie?
Po wpuszczeniem do Bałtyku 150 mln litrów ścieków – „nie wystąpiła żadna katastrofa ekologiczna” – słyszeliśmy niedawno od przedstawicieli Urzędu Miejskiego w Gdańsku. Tymczasem dwa dni temu w wodzie wykryto groźną bakterię e-coli.
Bakteria e-coli to pałeczka okrężnicy, którą spotyka się w jelicie zwierząt, w tym u człowieka. E-colie w określonych warunkach wykazuje chorobotwórczość dla człowieka, wywołując głównie schorzenia: układu pokarmowego i moczowego.
Wykrycie zanieczyszczenia Bałtyku i niebezpieczeństwo z tym związane spowodowało zamknięcie dwóch kąpielisk, a weekendowe zawody thriatlonowe musiały odbyć się w formule wyłączającej zawody pływackie.
Awaryjne wpuszczenie fekaliów do Bałtyku w maju br. wywołało ogromne poruszenie zarówno wśród mieszkańców Gdańska, jak również turystów przebywających i planujących wypoczynek nad morzem.
Władze miasta od początku starały się wszelkimi sposobami przekonać opinię publiczną, że fekalia w ilości 150 mln litrów nie wpływają negatywnie ani na sferę biologiczną Zatoki Gdańskiej, ani tym bardziej na zdrowie kąpiących się.
Badanie w tej sprawie przeprowadziła spółka… całkowicie zależnych od miasta Gdańska. Wyniki, jak usłyszeliśmy, pokazały, że „nie doszło do katastrofy ekologicznej”.
– Po wydarzeniach, które rozpoczęły się w połowie maja, poprosiłem GIWK – spółkę w 100 procentach będącą własnością miasta Gdańska, aby przeprowadziła rzetelne, pogłębione badania dotyczące tej sytuacji – poinformował na łamach miejskiego portalu Gdansk.pl Piotr Grzelak, zastępca prezydenta Gdańska.
Grzelak w swoich deklaracjach poszedł jednak znacznie dalej, najprawdopodobniej bojąc się sformułowania „katastrofa ekologiczna”.
– Dzisiaj możemy jednoznacznie stwierdzić, że nie było katastrofy ekologicznej w Gdańsku. Od tej pory, od momentu, kiedy dysponujemy tymi badaniami, chcę oświadczyć, że będziemy starali się dbać o wizerunek miasta, używając do tego również instrumentów prawnych, które pozwolą nam uchronić ten wizerunek. Apeluję do wszystkich osób uczestniczących w debacie publicznej o to, by ostrożniej używali słów, które przekazują w trakcie konferencji prasowych. Będziemy używać instrumentów prawnych wobec wszystkich, którzy w swoich sformułowaniach będą używać określenia „katastrofa ekologiczna” – oświadczył Grzelak.
Czy jednak dbanie za wszelką cenę o wizerunek miasta polegające na nie wypowiadaniu sformułowania „katastrofa ekologiczna”, a być może po prostu nie wspominaniu o kompromitującym i całkowicie bezprecedensowym wpuszczeniu do Bałtyku tysięcy ton fekaliów, nie stoi w sprzeczności z troską o zdrowie gdańszczan i przebywających nad Bałtykiem turystów?
Jakim trzeba być beszczelnym by wmawiać ludziom ze tyle tyś.ścieków jakie wpuśćił sng do zatoki to pikuś o nic się nie dzieje a zatoka zasyfiona na wiele miesięcy.Mimo wszystko włodarz Gdanska zyczy upojnej kąpieli w borowinie gu….nej.
Woda w zatoce straszny syf strach wchodzić by nie podłapać zarazy ,to skutki wlania tyś.ścieków przez gdańskie wodociągi i zgodą włodarza Gdańska do zatoki gdańskiej.Najgorsze to ze prubują to zatuszować i wciskają kit ze woda się cudownie oczyściła a prawda jest taka ,ze na wiele miesięcy zatoka niezdatna do kąpieli.
Skandaliczna postawa władz Gdańska. Jest mi wstyd za pana Adamowicza i pana Grzelaka, którego ten napuścił. Ośmieszył się i zrobił z nas durniów. I żadnych odpowiedzialnych. A syf w morzu straszny.