„Przeciętne walory intelektualne”. W PiS zawodzą kadry
Współpracownicy Jarosława Kaczyńskiego nie szczędzą mu trosk. Zwłaszcza teraz, w okresie rozpędzającej się kampanii wyborczej, widać to najlepiej. Zapewne dotychczasowe ciosy, jakimi opozycja bije w Jarosława Kaczyńskiego, nie są ani ostatnimi, ani najmocniejszymi. Pewne jest jednak, że są to „ciosy z obu rąk”.
Jednak najbardziej zastanawiające jest to, że powodem tych ataków są ludzie, którzy właśnie prezesowi Prawa i Sprawiedliwości zawdzięczają całą swoją polityczną karierę, swoją pozycję.
Jeszcze nie przebrzmiały echa „afery samolotowej”, której „sprawcą” był marszałek Sejmu Rzeczpospolitej, pan Marek Kuchciński, a już mamy kolejną, „hejtową”. Jako bezpośrednich sprawców tej ostatniej media wskazują: pana Łukasza Piebiaka, do „wczoraj” wiceministra sprawiedliwości i Jakuba Iwańca, sędziego, do niedawna oddelegowanego do Ministerstwa Sprawiedliwości.
Nie zamierzam tu analizować szczegółowo, czy Marek Kuchciński złamał prawo. W mojej ocenie, korzystając z rządowych samolotów do prywatnych celów zachował się co najmniej nieetycznie. Dla takich zachowań w przestrzeni publicznej nie może być miejsca. Myślę, że między innymi o eliminowaniu takich właśnie postaw myślał Jarosław Kaczyński, gdy mówił o „dobrej zmianie”. Czyżby „jego ludzie” go nie zrozumieli?
Przecież już krótko po październiku 2015 roku mieliśmy owo słynne „te pieniądze im się po prostu należą”. W mojej ocenie był to pierwszy sygnał, że w drużynie „dobrej zmiany” kadry nie są silną stroną. Widoczne to było i w zachowaniach pana ministra Antoniego Macierewicza, otaczającego się „pułkami” wojskowych żandarmów, i w skandalicznie długim wyjaśnianiu (a tak naprawdę „ustalaniu” rzeczy, które wydają się oczywiste) wypadku, w którym samochód pani premier Beaty Szydło zderzył się z samochodem jakiegoś młodego człowieka, i w wyjątkowo bezmyślny sposób realizowanych „reformach” wymiaru sprawiedliwości.
Pisałem już kiedyś, że pan Jarosław Kaczyński otacza się ludźmi o co najwyżej przeciętnych walorach intelektualnych, „z gminu”. W takiej sytuacji, by mieć pewność, że nie okażą się oni podatni na pokusy, jakie podsuwa sprawowanie ważnych i bardzo ważnych urzędów, należy poddawać ich stałej, dokładnej kontroli. Odnoszę wrażenie, że taką rolę kontrolną sprawować miał pan Mariusz Kamiński. Ale przecież główne zadania instytucji, którymi on kieruje i kierował nie polegają na tym, by sprawować „ojcowską opiekę” nad gromadką niesfornych urwisów.
Ministrowie to ludzie dorośli, którzy nie tylko sami odpowiadają za swoje czyny. Odpowiadają także za wszystko, co robią szeroko rozumiani ich podwładni. A pojęcia dobra i zła powinni wynieśli z domu. I tak rządzący dzisiaj byli przedstawiani w kampanii wyborczej 2015 roku. Teraz widać, na jak wątłych podstawach opierały się te oceny. I jak zawodna może być metoda otaczania się ludźmi marki bmw (czytaj: bierny, mierny, ale wierny). Zresztą, z tą „wiernością” byłbym ostrożny. Bo w niektórych taki „awans” rozbudza ambicje. (Niekiedy – niezdrowe).
Czy Jarosławowi Kaczyńskiemu i jego partii uda się przetrwać najbliższe wybory na pozycji lidera? Wszystko wskazuje, że tak. Jak dotąd po stronie opozycji nie widać skutecznych metod zyskiwania poparcia społecznego. W dodatku skandaliczna afera wokół (a właściwie – wewnątrz) Ministerstwa Sprawiedliwości może być przez Prawo i Sprawiedliwość wykorzystana dla poprawienia notowań tej partii. Dlaczego? Bo pokazuje wyraźnie, że głoszona przez całą kadencję potrzeba reformy wymiaru sprawiedliwości naprawdę jest koniecznością, w dodatku – pilną.
Gdy sędziowie zajmują się oczernianiem się nawzajem, gdy (zapewne dla zachowania szeroko rozumianej władzy) sięgają do metod niegodnych (nie chcę używać określeń: gangsterskich, przestępczych, mafijnych), gdy sami swą postawą nie dbają o niezawisłość, jak o tym często mówili i mówią, nie zasługują na miano sędziów.
Wiem, że takie uogólnienie niektórzy sędziowie (a wierzę, że porządnych ludzi wśród nich jest większość) mogą odebrać jako niesprawiedliwe. Ale rzeczywistość, jaką widać na przykładzie Ministerstwa Sprawiedliwości w przededniu wyborów najwyraźniej trzeszczy.
Tak więc reforma wymiaru sprawiedliwości jest konieczna. (Wiele wskazuje na to, że nie tylko Ministerstwo Sprawiedliwości wymaga gruntownych zmian). Pytanie, czy Jarosławowi Kaczyńskiemu i Prawu i Sprawiedliwości wystarczy determinacji i sił, by dokonać takich zmian kadrowych w kierowniczych kręgach tak partii jak i Państwa, by wreszcie, po trzydziestu latach od polityczno–gospodarczych przemian rozpocząć budować silną, uczciwą, rzeczywistą, a nie pozorną POLSKĘ? I czy międzynarodowe otoczenie naszego kraju na takie działanie nam pozwoli?
Przyznam, że mój optymizm w tym zakresie jest mocno ograniczony.