Reforma sądownictwa. „PiS chce mieć jeszcze większy wpływ na wymiar sprawiedliwości”
Carat był bardzo niesympatyczny. Samodzierżawie, brak wolności, cenzura, zsyłki, Sybir itd. itp. My Polacy walczyliśmy z tą carską opresją przez dobre półtora wieku. Aż wreszcie pojawił się Wielki Reformator Włodzimierz Ilicz Lenin i dokonał całkowitego „zreformowania” tego podłego caratu. Carat zniknął, ale zsyłki i opresja – o wiele większa nawet R11; pozostała.
Nie chcę porównywać Zbigniewa Ziobro do Lenina R11; to tylko taka paralela, porównanie pewnych określeń czy istoty pojęć, którymi się posługujemy. Chodzi o pojęcie „reforma”, którą w stosunku do działań Ministra Ziobry i sejmowej większości posługują się rządowe media. Ciągle słyszymy, że proponowana przez Ziobrę ustawa to „reforma wymiaru sprawiedliwości” i że przeciwni tej reformie „są pedofile, obrońcy ubeków i alimenciarzy”.
Czy zatem to co robi PiS to rzeczywiście reforma?
Bo – przecież piszę o tym i mówię od lat – stan polskiego sądownictwa i prokuratury wymaga głębokich zmian, wymaga reformy. A Platforma, PSL, Nowoczesna rzeczywiście – (jak ten carat) to skończone paskudy. Mają za pazurami naprawdę wiele. No i prezes Sądu Najwyższego sędzia Gersdorf też nie należy do najsympatyczniejszych osób. No to może rzeczywiście „zreformować”, czyli rozpędzić po prostu to towarzystwo jak Lenin carat?
Zacznijmy od głównych zapisów ustawy i naszego systemu konstytucyjnego. Mimo różnych niedoskonałości opiera się on jednak o kilka kardynalnych zasad. Pierwszą jest zasada zwierzchnictwa Narodu. To Naród – zgodnie z art. 4 Konstytucji – ma wybierać przedstawicieli poszczególnych władz. Ma to czynić albo bezpośrednio w wyborach powszechnych, albo pośrednio przez wybranych do tego celu przedstawicieli. Drugą zasadą jest trójpodział władz, czyli autonomia poszczególnych władz wobec siebie. Zwłaszcza chodzi o autonomię sądownictwa, które nie może podlegać politycznemu nadzorowi ze strony władzy wykonawczej (rząd) ani ustawodawczej (Sejm). Mówi o tym art. 10 Konstytucji. Ale także art. Od 173 do 187 Ustawy Zasadniczej. Art. 180 zaś stwierdza wprost, że sędziowie są nieusuwalni.
Owszem posłowie i minister sprawiedliwości są „przedstawicielem Narodu”, ale nie zostali wybrani do wybierania i odwoływania sędziów.
Zasada trójpodziału władz zostały złamane w ustawie o Sądzie Najwyższym, ale także w ustawie o Krajowej Radzie Sądownictwa przepchniętej w trybie błyskawicznym przez parlament. O tym który sędzia Sądu Najwyższego zostanie usunięty z urzędu po „reorganizacji” zadecyduje de facto Minister Sprawiedliwości. Wcześniej PiS zapewnił sobie kontrolę nad Krajową Radą Sądownictwa wprowadzając zasadę wyboru większości jej członków przez Sejm.
Do tego dochodzi zapis, który pozwala powołać na sędziego Sądu Najwyższego prokuratora Prokuratury Rejonowej, a jedynym warunkiem jest posiadanie przez niego 10 letniego stażu. To już jest – moim zdaniem – „jazda bez trzymanki”. Prokuratorzy, którzy nigdy nie orzekali jako sędziowie, za to pracowali w instytucji zorganizowanej hierarchicznie, gdzie zwierzchnik może wydawać podwładnemu po prostu polecenia – mogą zostać sędziami i to od razu najwyższego organu sądowniczego państwa! Dlaczego właśnie prokuratorzy? No bo Zbigniew Ziobro ma do tego zawodu prawniczego słabość, kieruje prokuraturą od 2 lat bezpośrednio, ma tam swoich faworytów, którzy przyzwyczaili się do wykonywania jego poleceń. I tak im zostanie potem, kiedy będą sędziami Sądu Najwyższego bo tresura pozostaje.
Mówiąc krótko ustawa, którą PiS przeforsował to nie żadna reforma, tylko po prostu zwiększenie wpływu obecnej większości parlamentarnej na wymiar sprawiedliwości.
Od wielu lat zabiegam ja i wielu obywateli o naprawę i prawdziwą reformę sądownictwa. Ale powinna być to prawdziwa reforma dokonana w interesie obywateli, a nie w interesie takiej czy innej partii. Nie zgadzam się zatem na wciskanie mi kitu i nazywanie zwykłego partyjnego skoku na sądownictwo – reformą. Ani cara, ani Lenina nie będę popierał!