Samorządy. Tak kupowane są głosy wyborców
Jakiś czas temu pisałem o skandalicznej nowelizacji ustawy o zachowaniu czystości i porządku w gminach. Żeby sytuacja była jasna. Nowelizację przeforsowała koalicja PO-PSL w samej końcówce poprzedniej kadencji Sejmu. Był to czas już po wyborach prezydenckich, „z trzaskiem” przegranych przez prezydenta Bronisława Komorowskiego, gdy widmo porażki rządzącej koalicji w kolejnych wyborach do Sejmu stawało się coraz bardziej realne.
Wówczas to „władza” wpadła na pomysł uruchomienia mechanizmu kupowania głosów wyborców. Jeden z takich mechanizmów stworzono właśnie nowelizując wymienioną wyżej ustawę. Jak zapewne, drodzy Czytelnicy, pamiętacie, obowiązujące mniej więcej do końca 2015 roku rozwiązania w zakresie gospodarowania odpadami mówiły, że każde gospodarstwo (każda nieruchomość) wnosi do gminy opłatę za odbiór śmieci. Wysokość tej opłaty zależna była od ilości wytwarzanych w danym gospodarstwie (na danej nieruchomości) odpadów. Ta ilość mogła być określona jako pochodna: ilości osób zamieszkujących w danym gospodarstwie, albo ilości zużywanej przez to gospodarstwo wody, albo powierzchni użytkowej mieszkania.
Ten mechanizm, funkcjonujący od kilku lat, wprawdzie nie załatwiał problemów, które miał załatwić (słynne „śmieci” zalegające w lasach pod rządami ustawy zobowiązującej poszczególne gospodarstwa do samodzielnego zawierania umów z przedsiębiorstwami zajmującymi się odbiorem odpadów), ale w miarę sprawiedliwie obciążał kosztami mieszkańców i właścicieli nieruchomości.
Wyborcza klęska wywołała gwałtowną potrzebę zapewnienia politycznego status quo przynajmniej w samorządach. I wymyślono sprytny mechanizm, jak w gminach kupić głosy mieszkańców. Jeden ze sposobów dała nowelizacja „ustawy śmieciowej”. Do w miarę rozsądnych zapisów dodano nowy mechanizm, tym razem umożliwiający władzom gminnym znaczącą część kosztów za gospodarowanie odpadami przerzucić z mieszkańców na właścicieli domków letniskowych. Najczęściej tymi właścicielami są mieszkańcy innych gmin, płacący za odpady w miejscu stałego zamieszkania. O tym, że nowe rozwiązania powodują kompletną niespójność nawet samej ustawy, pisać nie muszę. Ale napiszę o tym, że władze większości gmin atrakcyjnych turystycznie bardzo skrzętnie skorzystały z nadarzającej się okazji.
Zgodnie z zapisami ustawy każdy domek letniskowy na swoim terenie obłożyły ryczałtową kwotą za gospodarowanie odpadami. Owe ryczałtowe kwoty najczęściej nie mają nic wspólnego z ilością śmieci, jakie użytkownicy tych domków wytwarzają. Absolutnie nie uwzględniają faktu, że z domków takich korzysta się najczęściej tylko przez krótką część roku, w dodatku w weekendy. Jako przykład może posłużyć kilka gmin kociewskich, czy kaszubskich, a więc położonych na terenie atrakcyjnym turystycznie, naszpikowanych domkami letniskowymi użytkowanymi w dużej mierze przez mieszkańców Trójmiasta.
Okazuje się, że praktycznie we wszystkich gminach, których zasady gospodarowania odpadami analizowałem, dla „swoich” mieszkańców kwoty opłat za odbiór odpadów określono biorąc pod uwagę ilość osób zamieszkujących dane gospodarstwo. I zastosowano bardzo ciekawy mechanizm, nie mający żadnego oparcia we wspomnianej ustawie. Okazuje się, że dla potrzeb określenia kwoty opłat za odpady w niektórych gminach przyjęto, że gospodarstwa liczą nie więcej niż trzy (gmina Stężyca) czy cztery (gmina Kartuzy) osoby. Gwoli sprawiedliwości przyznam, że taka gmina Lipusz różnicuje ilość odpadów dla gospodarstw liczących od jednej do dziesięciu osób. Opłaty od domków letniskowych określono w wysokościach takich, by budżet całej „odpadowej zabawy” się z nawiązką domykał. Przy czym w ramach prowadzonych w gminach „przetargów” na odbiór odpadów koszty podyktowane przez „zwycięskie” firmy są średnio o 20% wyższe niż poprzednio. W końcu te firmy też muszą się rozwijać. W efekcie opłata za odbiór odpadów z domku letniskowego (nawet użytkowanego przez pięć, dziesięć dni w roku, a na Kaszubach stoją i takie) sięga od 18 % kwoty, jaką rocznie uiścić musi za odbiór takich samych odpadów gospodarstwo domowe zamieszkiwane przez największą ilość osób (gmina Sierakowice) aż do ponad 50 % (gmina Dziemiany). Dodam do tego, że są przypadki, gdy właścicielom domków letniskowych uniemożliwia się selektywną zbiórkę odpadów, co powoduje dodatkowe koszty, które muszą ponosić.
Stawiam tezę, że uruchomienie takiego mechanizmu przenoszenia kosztów gospodarki odpadami z mieszkańców gmin na „przyjezdnych” było celowym działaniem autorów ostatnie nowelizacji ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach. Działaniem mającym między innymi zapewnić głosy w wyborach samorządowych wójtom, którzy do tej pory tworzą element lokalnych struktur polityczno – gospodarczo – społecznych, niekiedy nazywanych „układem”.
Zwracam uwagę, że jeśli przedstawiona teza jest choćby w części prawdziwa, to bardzo błędna jest teza stawiana przez niektórych, że w Sejmie Rzeczpospolitej zasiadają ludzie o niskich walorach intelektualnych. Zarówno czas, w jakim przygotowano omawianą nowelizację ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach jak i uruchomiony mechanizm stanowią dowód działań głęboko przemyślanych. Do dyskusji jest sprawa, w czyim interesie owe działania są prowadzone.
Mam nieodparte wrażenie, że pomyślność Ojczyzny i dobro obywateli zajmuje w tych działaniach jedno z ostatnich miejsc.
Zgadzam się że te ustawy to chory produkt jak można taki bubel wprowadzać w życie ! Cena śmieci od mieszkania jak w mieście Gdańsku to kpina w lokalu 2 osoby a drugim 6 i takie same koszty ,a domki letniskowe to już 100% paranoja !
Dzień dobry!
Przeczytałem artykuł. Trochę się zmartwiłem interpretacją działań, bo kontekst ochrony środowiska jest tematem trudnym więc aby móc interpretować pewne działania, należy się parę słów komentarza.
Jak byłem mały z babcią jeździliśmy do Tuchomka, tam mieliśmy działkę. Śmieci(zm. odpady komunalne) było zawsze niewiele – raz, że był kompostownik, dwa, że kartony i papier szły do kominka na rozpałkę. Do Gdańska zostawało przywieźć, kilka metalowych puszek, butelkę PET i niewiele więcej. Działki już dawno nie ma, a ja zauważyłem po latach, jeżdżąc na grille do znajomych i na tzw. wynajęty domek, ile ludzie produkują odpadów- to się w głowie nie mieści. Ogólny wzrost ilości przetworzonych produktów w opakowaniach/niechęć do zmywania naczyń i ich posiadania w letnisku/popularne opakowania jednorazowego użytku na napoje oraz szereg innych odpadów powoduje gwałtowny wzrost ich ilości, dużo wyższy niż przyrost wytwarzania odpadów w gospodarstwach domowych. Całe wory ludzie wieźli do Gdańska ale nie wszyscy. Część z właścicieli/użytkowników domków/letnisk wolała zostawić wory przy najbliższym przystanku gminnym, gdzie był 80l pojemnik lub w innej dogodnej lokalizacji np. w rowie przy drodze, a jak ktoś jeden worek już wywalił przy lesie, to w ciagu kilku godzin niedzielnego letniego wieczora narastał kontener śmieci i więcej-na przystankach też. Usuwanie takich dzikich wysypisk, jest kosztowo wielokrotnie wyższe niż zbieranie odpadów z posesji(nie chodzi tu o to kto płaci tylko ile to kosztuje!!!). Problem zatem jaki miały niewielkie gminy opisywane przez Pana Redaktora był bardzo duży, a obciążenie finansowe ogromne.
W związku z tym możliwość obciążenia właścicieli domków letniskowych stałą opłatą śmieciową jest więc rozwiązaniem bardzo dobrym, ponieważ zmniejsza koszty gospodarki odpadami i daje możliwość ich wstępnej segregacji co istotne u źródła(z opisywanymi przez Redaktora mankamentami). Wielkość tych opłat, która może budzić zastrzeżenia, rzeczywiście może być problemem, aczkolwiek takie przypadki trzeba rozpatrywać jednak indywidualnie. To jest młody system, który potrzebuje jeszcze kilku lat na stabilizację i zebranie odpowiedniego doświadczenia przez lokalnych włodarzy. Należy zaznaczyć jednak, że jest to dobry kierunek, w myśl generalnej zasady w ochronie środowiska- zanieczyszczający płaci. Nie płaci on podwójnie. Płaci za to co wyprodukował w danym miejscu. Nie spala śmieci w ognisku – nie musi bo i tak za nie zapłaci. To właśnie taki system powoduje mniej patologii niźli system oparty o samowolkę – gdzie jeden działa zgodnie ze zdrowym rozsądkiem, ma kompostownik, posegreguje odpady i niewiele przywiezie do domu, a gamoń z działki obok jara wszystko jak leci, a co nie może to wyrzuci do lasu i jeszcze łacha zedrze z Pana przyrodnika/frajera-na takie rozwiązanie nie ma zgody. Dlatego też obecny system nie jest super ale przynajmniej nie sankcjonuje patologii. Ja reprezentuję nurt zdroworozsądkowy, wolny rynek tak ale oparty o zasady. Ochrona środowiska i ochrony przyrody to nauki ścisłe – dlatego wymagane jest aby systemy środowiskowo-przyrodnicze zawsze były opierane o zasady stąd formy ochrony przyrody, stąd bezwzględność opłat za korzystanie ze środowiska. Polityka w tych dziedzinach jest bardzo ważna ale w aspekcie działań programowych wyższych szczebli i kontroli nad ich realizacją. Przykładem tutaj mogą być programy MPA czy w zakresie odpadów – gospodarka odpadami azbestowymi. Pakowanie się polityki w zakresy szczegółowe jak wspominana przez Redaktora ustawa to nieporozumienie – interpretacja w kierunku działań politycznych to też nieporozumienie.
Rekapitulując, nawet jeśli teza Pana Redaktora jest słuszna, to akurat w tym przypadku przynosi ona korzyści całemu społeczeństwu obniżając koszty gospodarki odpadami. A zatem w czyim interesie gospodarka odpadami jest prowadzona? W interesie ogółu obywateli. W tym momencie przyjmowany pogląd z punktu poszkodowanego właściciela daczy nad jeziorem jest błędem. Układ, lokalnych struktur, o których pisze Pan Redaktor należy rozbijać w inny sposób – dokładnie weryfikując przetargi , konkursy i zlecenia z ręki na gospodarkę odpadami – bo tutaj może dochodzić do nadużyć, w których układ taki może gwałtownie się bogacić kosztem mieszkańców i letników. Ponadto układ należy rozbijać poprzez uchwalanie MPZP w gminach i zapisów MPZP uniemożliwiających dowolną interpretację, poprzez nadzór nad realizacją programów krajowych, poprzez patrzenie chłodnym okiem na działania włodarzy stawiając sobie pytanie: czy działają oni w interesie mieszkańców ? Czy w interesie deweloperki i znajomych królika? Czy inwestycja w kontekście wieloletnim zaszkodzi czy pomoże lokalnej społeczności? Czy zniszczy przyrodę czy zachowa jej najcenniejsze walory dla następnych pokoleń naszych dzieci? Te i szereg innych pytań powiązanych w gruncie rzeczy z ochroną środowiska i ochroną przyrody daje nam możliwość szerszego spojrzenia i niszczenia niekorzystnych układów polityczno-gospodarczych stojących w sprzeczności z interesem mieszkańców… Michał Przybylski