Strategia Antoniego Macierewicza
W styczniu tego roku Gazeta Bałtycka opublikowała mój artykuł o zagrożeniach, które czyhają na – wówczas nową – władzę. Niebezpieczeństwa te to między innymi: związane nieuchronnie z wygranymi wyborami poczucie misji i czająca się tuż za nim pycha. A ta, jak powiadają niektórzy, kroczy tuż przed upadkiem. Ale znacznie poważniejszym zagrożeniem, które starałem się uzmysłowić rządzącym, jest otaczanie się ludźmi, którzy będą za wszelką cenę chcieli przypodobać się nowej władzy, wykazać swą lojalność, wręcz bezgraniczne oddanie.
Tak się składa, że każda kolejna władza w Rzeczpospolitej coraz sprawniej dzieli trofea przypadające zwycięzcom wyborów. Te trofea to oczywiście całe tysiące, jeśli nie dziesiątki tysięcy intratnych stanowisk w administracji rządowej, spółkach Skarbu Państwa, wszelkiego typu radach nadzorczych, agencjach itp. Stanowisk oczywiście dla „swoich”.
Obecna sytuacja nie jest żadnym wyjątkiem. Sprawność, z jaką Prawo i Sprawiedliwość zawłaszcza te stanowiska przewyższa to, z czym mieliśmy dotąd do czynienia w tym zakresie. Można powiedzieć, że w tej sprawie nic nadzwyczajnego się nie dzieje. W pewnym sensie przyzwyczailiśmy się do tego. Choć w mojej ocenie sytuacja ani dobra, ani normalna nie jest.
Już mamy na stanowiskach całe tabuny ludzi, którzy niekoniecznie muszą być bardzo kompetentni, bardzo sprawni zawodowo, którzy mogą coś nowego i dobrego wnieść do firm, w których znaleźli zatrudnienie. Za to gwarantują (tym bardziej, im bardziej zdają sobie sprawę ze swoich braków) głęboką wdzięczność dla swoich „dobroczyńców”. Z tej wdzięczności gotowi będą zrobić wszystko, co ich polityczni zwierzchnicy nakażą.
Jednak w postępowaniu politycznych przywódców Rzeczpospolitej zauważam pewną znaczącą zmianę w stosunku do tego, co poszczególne władze robiły wcześniej. Ta zmiana to wyjątkowo duża ilość powoływanych na ważne, odpowiedzialne stanowiska wyjątkowo młodych ludzi, nie mających żadnego doświadczenia życiowego, o zawodowym nie wspominając. Trudno wymagać od tych ludzi wielkich kompetencji jakimkolwiek zakresie. Tak nagłaśniany przez totalną opozycję pan Bartłomiej Misiewicz (zresztą już chyba wycofany z „pierwszej linii frontu”) jest tego tylko przykładem, wręcz symbolem.
Powstaje pytanie: dlaczego polityczne władze Prawa i Sprawiedliwości, same także raczej niezbyt chętnie ujawniające się publicznie, decydują się na taki, w mojej ocenie dość ryzykowny manewr? Przychodzi mi do głowy tylko jeden powód. Młodzi ludzie, gdzieś na poziomie ukończonej szkoły średniej lub początków studiów – najczęściej są głęboko ideowi. Nie zetknęli się z zawiłościami życia, nie musieli rozstrzygać poważnych dylematów, w związku z czym widzą świat w barwach czarno – białych. Równocześnie nie są jeszcze uwikłani w żadne zależności (zawodowe, osobiste, finansowe). Jako tacy gotowi są wiernie służyć „sprawie”.
Wydaje się, że przez dłuższy czas owa „sprawa” będzie dla nich ważniejsza niż ludzie, którzy tę „sprawę” im zlecają, za nią stoją. Postawię nawet tezę, że nie będą sobie zdawali sprawy z tego, że najczęściej za sprawą kryją się jacyś ludzie. W końcu to są „ich” przywódcy, „ich” guru, „ich” mentorzy, „ich” mistrzowie.
W naszej historii najnowszej przykładem wykorzystania takich młodych ludzi była realizacja „słynnej” uchwały lustracyjnej Sejmu Rzeczpospolitej. O ile pamiętam, kwerendę archiwów służb specjalnych PRL przeprowadzali bardzo młodzi ludzie. Powołani przez dzisiejszego ministra, Antoniego Macierewicza. Mam nieodparte wrażenie, że to właśnie pan minister stoi za całą „strategią” kierowania na najważniejsze odcinki politycznej walki bardzo młodych ludzi, ideowców. W sąsiednim kraju o takich ludziach mówiono, że w przyszłości mogą być „dobrymi czekistami”. (W tym sąsiednim kraju to jest nobilitacja, a nie zniewaga czy obraza. I tak proszę to sformułowanie rozumieć!).
Dopóki strategiczne cele rządzących są zgodne z poczuciem naszego narodowego interesu, społecznej przyzwoitości, w takim działaniu nie ma nic zdrożnego. Jeśli jednak cele strategów są inne, ukryte tak przed opinią publiczną jak i owymi „młodymi, gniewnymi”, sprawa się komplikuje.
W konkretnej polskiej, obecnej sytuacji komplikuje się tym bardziej, że tak zwana „opozycja totalna” nie zawaha się przed żadnym działaniem na szkodę rządzących. A w takiej sytuacji aktywizacja młodych „ideowców” zaczyna przypominać zabawę zapałkami w fabryce prochu. Gdyby miał się spełnić czarny scenariusz, to straci na tym Polska, stracą zwykli obywatele. Ale najwięcej stracą owi młodzi ludzie, dzisiaj pełni dobrej woli i działający w dobrej wierze. Ich kariery zostaną brutalnie przerwane. Za kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt lat kolejni „ideowcy” będą im zakazywać zajmowania stanowisk, będą wypominać przeszłość ich i ich rodziców. Będę twierdził, że jeśli tak się stanie, to dzisiejsi stratedzy zasługiwać będą raczej na miano wielkich manipulatorów.
Przykre jest to, że ewentualnymi ofiarami owych manipulatorów mogą być ludzie bardzo młodzi, którzy mają szansę być naszą wielką wartością. Czy będą? W sąsiednim kraju (przepraszam za te częste odwołania do Rosji), w takich sytuacjach mawiają: pożyjemy, zobaczymy.