Święta Wielkanocne w ziemiańskich dworach
Najdłuższym oraz najważniejszym postem w roku jest Wielki Post. Trwa on 40 dni od Środy Popielcowej aż do Wielkiej Nocy. W polskiej tradycji nie ograniczano ilości spożywanego jedzenia. Jedynie tylko mięso oraz masło były zastępowane innymi produktami. W dworskich kuchniach właśnie ze względu na ten czas były gromadzone zapasy ryb m.in. śledzie w beczkach, ryby wędzone czy konserwy rybne. Te rozmaite pyszności sprawiały, że nawet postne menu, mogło być wręcz z entuzjazmem witane przez stołowników.
W połowie Wielkiego Postu, zabierano się także za przygotowanie folwarków oraz dworów do świąt. Rozpoczynały się wiosenne porządki. Na nadchodzącą wiosnę zdejmowano podwójne zimowe okna, które chowano na strych. Ściany, okna, drzwi, ławki we dworach odświeżano- malowano. Podłogi drewniane były pokrywane rozmaitymi substancjami. W zamożniejszych dworach, szczególnie w pomieszczeniach reprezentacyjnych, podłogi były układane w różnorodne wzory – były woskowane i froterowane regularnie. Kilka razy w roku czyszczone były szkła, porcelana oraz srebra, a pracę tę wykonywał tzw. chłopiec kredensowy. Prano firany, zasłony, dywany oraz obrusy. We dworach pralnie wyposażone były mniej więcej tak: duży murowany piec kocioł do gotowania bielizny, balie, konewki, wanienki na małe przepierki, misę na krochmal, żelazka z duszą i na węgiel, magiel, karbownicę, stół do prasowania oraz szafa z półkami na poskładaną bieliznę. najpóźniej w Wielki Piątek musiały być przygotowane pokoje dla gości. Dla pani domu do tego wszystkiego dochodziło jeszcze jedno zadanie, zaplanowanie i ułożenie menu świątecznego. Gotowaniem oczywiście zajmowali się kucharz bądź kucharka. W niektórych tylko przypadkach i kiedy spodziewano się nawału gości zatrudniano kilku kucharzy. Najgorętszym okresem przygotowań w kuchni był Wielki Tydzień. Standardowo polowania zaopatrywały świąteczny stół w dziczyznę, a szczególnym rarytasem był cietrzew. Polowanie, świniobicie oraz wyrób wędlin rozpoczynały przygotowania w kuchni do Świąt Wielkiej Nocy. W Wielkim Tygodniu pełną parą ruszało także przygotowanie bab oraz mazurków wielkanocnych. Pierwsze miejsce w hierarchii wypieków zajmowała baba wielkanocna, która musiała być pięknie wyrośnięta, puszysta i lekka. Baba która była za bardzo przyrumieniona lub z zakalcem była kulinarną kompromitacją. Masa na baby wlewana była do form blaszanych, glinianych bądź kamiennych. Przykrywano ją obrusem lnianym, zamykając przy tym szczelnie drzwi oraz okna znajdujące się w kuchni, po to aby baby się „nie przeziębiły”. Jakby tego było mało w kuchni rozmawiano tylko szeptem, ponieważ uważano, że hałas zaszkodzi delikatnemu ciastu. Pod żadnym pozorem mężczyznom nie można było zbliżać się do pieczonych bab. Po upieczeniu baby były ostrożnie układane na pierzynach gdzie stygły, nie tracąc przy tym swoich pięknych kształtów. Wielkanocna baba miała przy tym około 30-35 cm wysokości, ale to nie były rekordzistki. Rekordzistką była tak zwana „baba łokciowa”, która miała 50 cm wysokości. Baby były przygotowywane w kilku rodzajach: chlebowe, koronkowe, waniliowe, szafranowe, parzone, muślinowe, piaskowe, podolskie, wołyńskie czy migdałowe. Z kolejnych ciast obowiązkowych na Wielkanoc były mazurki, które nie były aż tak pracochłonne jak baby. Przygotowywane były w kilku rodzajach: cygańskie, pomarańczowe, kajmakowe, figowe, czekoladowe, pistacjowe, marcepanowe czy różane. Spody do mazurków były przygotowywane z cienkiego ciasta bądź opłatka. Chociaż jeden mazurek musiał mieć na wierzchu wykaligrafowany z lukru napis: „Wesołego Alleluja”. Oprócz bab oraz mazurków, pieczono różne placki drożdżowe z kruszonką bądź konfiturami, serniki czy torty.
W niektórych dworach potraw mięsnych nie jadano w środy i w piątki, a w jeszcze innych nawet i w soboty. W Wielki Piątek obowiązywał „suchy post” oraz zupełne powstrzymanie się od jedzenia a także ulubionych przyjemności. Obowiązywało za to jedzenie: żuru z kartoflami, śledzi, kartofli pieczonych w mundurkach, pszennych placków, suchych bułek a także dzieciom podawano kakao przygotowywane do picia na wodzie. Lecz czas Wielkiego Postu, był również czasem przygotowania się duchowego do zbliżających się Świąt Wielkanocy. Był czasem modlitw, uczestniczenia w nabożeństwach, pokuty oraz spowiedzi. W ostatnich 7 dniach Wielkiego Postu, dużo czasu poświęcano na modlitwy oraz nabożeństwa. Szczególnym dniem Wielkiego Postu, był Wielki Czwartek. Rozpoczynał on trzydniową żałobę. Milkły wtedy dzwony w kościołach, a za to słychać było dźwięki drewnianych kołatek. Gdzie nie gdzie wieczorem, po nabożeństwie do dworów przychodzili chłopcy w przebraniach żołnierzy rzymskich, z ludowym tradycyjnym przedstawieniem. W Wielki Piątek, wczesnym rankiem ubierano w kościołach Groby Pańskie. Najczęściej miał on kształt groty skalnej, a urządzony był w nawie bocznej kościoła. Kwiaty do Grobu Pańskiego dostarczane były przez dwór, który był kolatorem kościoła. Kwiatami zdobiącymi dwory, stoły ze święconką a także Groby Pańskie były: hiacynty, narcyzy, cynerarie czy róże. Także w Wielki Piątek popołudniu rozpoczynano odwiedzanie odsłoniętych Grobów. Starano się zwykle tak kończyć pracę w dworach i folwarkach, aby każdy na godzinę 15 (godzinę śmierci Jezusa) zdążył do kościoła. Często na wiosnę tak jak w zimie, przez roztopy i powodzie, ciężko było dostać się do kościoła z oddalonych dworów. W takim wypadku w kaplicach domowych były odprawiane msze. Za religijne przygotowanie domowników oraz pracowników we dworze odpowiadała pani domu.
W Wielką Sobotę odbywał się ostatni przedświąteczny rwetes- nakrywano stół ze święconym. Stół był duży i długi ustawiony w jadalni lub jakimś innym pokoju- najlepiej w mało nasłonecznionym. Na stole kładziony był biały obrus ozdobiony gałązkami bukszpanu, bukiecikami fiołków bądź pędami widłaka. W doniczkach czy wazonach stały kolorowe cynerarie, hiacynty, narcyzy czy też bazie lub barwinek. Z zielonej rzeżuchy formowany był kształt krzyża oraz baranka. Na wielkanocnym stole niczego miało nie zabraknąć i to było ambicją każdej pani domu we dworze. Obowiązkowo na stole znajdowała się biała kiełbasa, która podawana była z cebulą i była pieczona bądź gotowana. Oprócz tego podawane były: pieczona baranina, cielęcina, nadziewane indyki, kapłony i półgęski. Niekiedy zdarzało się, że mięs i wędlin było tak dużo, że musiały być podawane na oddzielnym stole. Oczywiście na stole ze święconym nie mogło zabraknąć jaj- tych malowanych jak i gotowanych. Jaja przygotowywane były setkami do jedzenia tak by nikomu przy stole nie zabrakło, lecz także do ozdoby. Te najpiękniejsze służyły jako podarunki i obdarowywano nimi dzieci, ziemianie otrzymywali je nie tylko od chłopów lecz również od pracowników folwarcznych. Do malowania jaj zabierano się w Wielki Piątek zaraz po powrocie z kościoła, i tym przyjemnym zajęciem były pochłonięte dzieci i młodzież, kobiety ze wsi, które z pokolenia na pokolenie przekazywały charakterystyczne motywy dla danego regionu. Oprócz motywów panie przekazywały także barwniki oraz techniki zdobienia. Było kilka rodzajów malowanych jajek, które nosiły nazwy od sposobu ich wykonania. I tak pisanki były to jajka pokrywane rysunkiem z wosku, a potem gotowane w barwniku. Skrobanki lub też inaczej rysowanki zdobione były wyskrobywanym ostrym narzędziem na jednobarwnym jajku. Kraszanki, byczki, malowanki- były to jaja farbowane na jeden kolor przez gotowanie lub moczenie w barwniku roślinnym. I tak kolor żółty jajom nadawało gotowanie w łupinach cebuli, brunatny- moczenie w wodzie stojącej w wydrążonym dębowym pniu, kolor fioletowy- w listkach kwiatu ciemnej malwy, kolor zielony – w osikowych baziach z dodatkiem ałunu, listkach jemioły lub młodego żyta, kolor pomarańczowy – w krokusie, kolor czerwony- wywar z owadów nazywanych czerwcami.
W Wielką Sobotę oczekiwano niecierpliwie także księdza, który zjawiał się po południu bądź czasem nawet wieczorem. Najczęściej po księdza posyłano konie ze dworu. Jeśli ksiądz nie miał zwyczaju przywozić ze sobą do poświęcenia kropidła oraz kubełka ze święconą wodą, było mu to przygotowywane w domu. Kiedy wszyscy zebrali się w końcu zebrali przed gankiem we dworze, ksiądz ubrany w białą komżę, przeczytał modlitwę i kropidłem skrapiał kobiałki oraz zgromadzonych ludzi. Przy tym obrzędzie święcenia pokarmów asystowała cała rodzina, domownicy oraz większość służby. Po opuszczeniu przez księdza dworu można było już spróbować ciast oraz mazurków. W niektórych dworach, zwłaszcza w dwudziestoleciu międzywojennym, uważano, że poświęcenie pokarmów oznaczało już koniec postu i tego samego dnia zasiadano do mięsnej kolacji. Czasem zdarzało się, że na takiej kolacji zostawał także sam ksiądz proboszcz.
W Wielką Niedzielę bardzo wczesnym rankiem udawano się na rezurekcję i procesję. Czasem jednak w niektórych miejscowościach rezurekcja odbywała się w Wielką Sobotę późnym wieczorem lub w nocy. Jak to nakazywała tradycja trzeba było oddać strzały w czasie procesji na cześć Zmartwychwstałego Jezusa, i do tego celu używane były szmatki nasączane specjalną mieszanką siarki, węgla drzewnego i saletry nawozowej. Szmatka kładziona była na jednym kamieniu i uderzano w to drugim ciężkim i dużym kamieniem. W niektórych miejscowościach zdarzało się, że po mszy ksiądz proboszcz zapraszał do siebie ziemian na świąteczne śniadanie. Do dworu przychodzili w niedzielę rano pracownicy folwarku, służba czy mieszkańcy wsi z życzeniami świątecznymi. Uczestnicy biesiady wielkanocnej nie zawsze usadzani byli za stołem. Było to spowodowane tym, że wszystkie potrawy, poświęcone poprzedniego dnia jedzono na zimno i wygodna była forma samoobsługowego bufetu. Niekiedy jednak starano oderwać się od stołu, i panie z młodzieżą spacerowali po dworskim parku, natomiast panowie oglądali gospodarstwo, a jeszcze chętniej siadali do kart – preferensa, winta czy tak modnego w dwudziestoleciu brydża. Organizowane były także konne przejażdżki a wieczorem tańce. W Wielkopolsce i na Pomorzu dla dzieci popularny był zwyczaj przygotowywania prezentów – tak zwanego zajączka. Jak tradycja nakazywała koszyczek z łakociami dla najmłodszych chowano w ogrodach, parkach czy też we dworze i dzieci miały za zadanie go odnaleźć. Do zabaw organizowanych dzieciom zaliczano także walatkę lub wybitkę, która polegała na stukaniu się jajkami , a czyje zostało całe ten wygrywał. Jednak przednia zabawa czekała wszystkich na drugi dzień – Lany Poniedziałek. We dworach obowiązywały pewne dyngusowe zasady. Starszego pokolenia nie wypadało oblewać wodą, można było za to kilkoma kroplami perfum bądź wody kolońskiej. Oszczędzane były również drewniane, pastowane i froterowane podłogi. We dworach polewanie wodą należało zakończyć o pewnej określonej tradycją godzinie. Natomiast na wsiach chłopcy oblewali wodą panny do wieczora. Drugi dzień świąt zwykle upływał na składaniu wizyt oraz przyjmowaniu gości, przyjaciół czy znajomych. Od wtorku kończyły się święta i wszystko wracało do codziennego życia.
Kończąc, w imieniu wszystkich Przewodnicy z Pasją chciałabym wszystkim czytelnikom Gazety Bałtyckiej życzyć zdrowych, pogodnych, spędzonych w rodzinnej atmosferze Świąt Wielkanocnych!
www.facebook.com/przewodnicy.z.pasja.zamosc.roztocze
www.facebook.com/turystykazpasja