Uczestnik strajków ’70: Wynieśliśmy do władzy ekipę, która niszczy nasz kraj
Jan Gumiński (ur.1949) uczestnik protestów robotniczych na Wybrzeżu w 1970 roku, ranny przy przystanku SKM Gdynia Stocznia, oraz uczestnik strajku w sierpniu 1980 roku w Stoczni im. Komuny Paryskiej w Gdyni (późniejsza Stocznia Gdynia). Ostatni Przewodniczący związków OPZZ w Stoczni Gdynia. Od 20 lat radny dzielnicy Gdynia – Obłuże.
Piotr Sobolewski: Obchodzimy w tym roku kolejne rocznicę strajków sierpniowych 1980 roku oraz powstania „Solidarności”. Wtedy – w Sierpniu 1980 roku – był Pan w awangardzie robotniczego protestu w Stoczni im. Komuny Paryskiej. Czy spoglądając wstecz nie zastanawia się Pan czasami: czy było warto ?
Jan Gumiński: Spoglądając wstecz na robotnicze protesty w roku 1970 i strajk w sierpniu 1980 roku, których byłem uczestnikiem, mogę z całą pewnością powiedzieć, że nie o taką Polskę wówczas walczyliśmy jaką dziś mamy. W 1970 roku zostałem ranny – słuchając dziś wciąż nowych „kombatantów” przypisujących sobie wspólną z nami walkę i przypinających sobie za nią medale odczuwam po prostu niesmak. Żadnego z tych „bohaterów” wówczas z nami nie było. Podobnie było w roku 1980 – ci, którzy najgłośniej dziś krzyczą wówczas albo byli nieobecni, albo dołączyli do strajkujących dopiero wtedy, kiedy było już jasne, że strajk zakończy się naszym zwycięstwem. Zostaliśmy cynicznie użyci, aby wynieść do władzy tę ekipę, która od przeszło dwudziestu lat niszczy nasz kraj. Gdyby ktokolwiek z nas – stoczniowców – przez moment przypuszczał, że efektem naszej walki będzie likwidacja naszych miejsc pracy i sprowadzenie większości społeczeństwa do roli nędzarzy, to nikt z nas nie wziąłby w strajkach udziału. Naszymi głównymi postulatami były postulaty socjalne – walczyliśmy o „socjalizm z ludzką twarzą” a zamiast niego ludzie, którzy nami kierowali i którym zaufaliśmy zafundowali nam najbardziej prymitywny XIX-wieczny kapitalizm kompletnie nie liczący się z robotnikami. Praca za haniebne stawki a jak się nie podoba to jazda za bramę! Tam już czekają inni, gotowi zająć twoje miejsce. Gdzie i jaka tu jest solidarność? Od samego początku byliśmy z premedytacją oszukiwani a po wykorzystaniu porzuceni jak zbędne przedmioty.
W pańskiej biografii – poza sierpniem 1980 roku są także robotnicze protesty w Grudniu 1970. W „czarny czwartek” – 17.12.1970 roku został Pan ranny, nie ma Pan zatem szczególnych powodów, by mile wspominać lata PRL- u. Jak się Panu podoba aktualnie prezentowana wersja historii tego okresu i kreślony w niej obraz naszego kraju w jakim wówczas żyliśmy?
Przede wszystkim słów kilka o przyczynach tej tragedii. Trzeba pamiętać, że już 14 grudnia zaczęły się zamieszki w Gdańsku, których przyczyną była podwyżka cen produktów żywnościowych wprowadzona kilka dni przed świętami Bożego Narodzenia. Żadnych podtekstów politycznych, wbrew temu co się dzisiaj usiłuje wmawiać Polakom, nie było! W trakcie zamieszek podpalono budynek Komitetu Wojewódzkiego PZPR, rozwścieczony tłum zamordował milicjanta…
We wtorek, 15 grudnia od rana tłum zaczął rozbijać i grabić sklepy w okolicach gdańskiej starówki. Taki był podtekst wyprowadzenia na ulice wojska…
A co zaszło w feralny czwartek, 17 grudnia? Mogę mówić o tym jak to wyglądało w Gdyni. Kiedy rano wraz z innymi pracownikami Stoczni jechałem SKM do przystanku Gdynia Stocznia, na kolejnych przystankach przez megafony nawoływano ludzi do powrotu do domu Zaraz za wiaduktem ustawiona była przez wojsko blokada. Przez megafony nawoływano by wracać do domów. Ludzie zatrzymali się, zapanowała konsternacja. Tymczasem nadjeżdżały kolejne kolejki, tłum gęstniał. Kolejki kursowały wówczas co 6 minut i każda kolejna wyrzucała na peron kolejne kilkaset osób. Ci którzy chcieli się wycofać, nie mieli takiej szansy, gdyż za ich plecami wyrósł tłum, którego dezorientacja i frustracja rosła. W którymś momencie ktoś z tłumu rzucił hasło: „Idziemy, a co nam zrobią …” Tłum ruszył, zaintonowano Hymn Narodowy. Padły strzały… Strzelano pod nogi tłumu – trzeba pamiętać, że w tym czasie pokrycie jezdni stanowiła kostka brukowa, rykoszety zabiły kilkanaście osób… Ogromna tragedia…
Słucham dziś opowieści o rzeczywistości, w której dane mi było żyć w PRL-u i nie wierzę własnym uszom! Co za potworny stek kłamstw i bredni! Młodsze pokolenia są poddawane intensywnemu praniu mózgów, aby broń Boże nie przyszło im do głowy, że PRL to było normalne państwo, które w dodatku miało niebagatelne osiągnięcia! Porównajmy co wybudowano w ciągu ostatnich tzw. „lat wolności” z dokonaniami tej biednej, zniszczonej wojną PRL. Majątek, który powstał w tamtym okresie jest od lat – nie waham się użyć tego słowa – rozkradany i nadal jest jeszcze co kraść! Słynne „długi Gierka” to było 24 miliardy dolarów – dziś mamy zadłużenie co najmniej dziesięciokrotnie większe… Za tamte kredyty wybudowano Hutę Katowice, Port Północny i wiele innych inwestycji, a co powstało za dziś zaciągane długi?
Pozbyliśmy się całej potężnej gałęzi przemysłu jaką były polskie stocznie, co stanowi curiosum na skalę światową. Żaden kraj – pomimo kryzysu w branży – nie pozbył się swoich stoczni. Słowa Prezydenta Gdyni, który powiedział, że przecież nie musi w tym miejscu istnieć stocznia, mogą powstać tu inne zakłady brzmią jak szyderstwo.
To co, może zbudujmy tam „Wesołe miasteczko”? Będzie się ładnie komponowało z wieżami powstałymi na terenach innego ze zlikwidowanych przedsiębiorstw – „Dalmoru „… Ciekawe skąd miasto będzie czerpać dochody, skoro zlikwidowano większość miejsc pracy. Bezrobotni podatków nie płacą…
O tym, że nie są to wyssane z palca lęki świadczą pomysły władz miasta, by zaciągać kredyty z przeznaczeniem na… spłatę wcześniej zaciągniętych kredytów! Pogratulować pomysłowości – nie trzeba być profesorem ekonomii, aby wiedzieć dokąd prowadzą takie działania.
Wśród entuzjastów sierpnia 80 roku i przemian ustrojowych jakie nastąpiły słyszy się argumenty, że przecież mamy teraz wolność, obaliliśmy komunizm, dzięki nam runął mur berliński…
Nie zgadzam się z tymi tezami. Przymus ekonomiczny jaki dziś panuje jest dużo bardziej dotkliwy niż operetkowe w swej masie zakazy obowiązujące w PRL, mało kto dziś pamięta, że paszporty wydał obywatelom rząd M.F. Rakowskiego, a uchwalona także za czasów tego rządu ustawa o działalności gospodarczej tzw.”ustawa Wilczka” jest do dziś niedościgłym wzorem dla kolejnych ekip „reformatorów”.
Zresztą paszportem bardzo trudno nakarmić rodzinę… Slogany o obalaniu komunizmu to zwykła megalomania. W Polsce trudno było obalić komunizm, bo go zwyczajnie nie było, co wie każdy żyjący w tych czasach, który miał wtedy okazję odwiedzać sąsiednie kraje naszego „obozu”. Jak by nie nazwać panującego wtedy ustroju – komunizmem nie był na pewno.
Spójrzmy prawdzie w oczy – gdyby nie M. Gorbaczow to moglibyśmy tu sobie do woli podskakiwać. Gdyby L. Breżniew pożył dłużej to za jego życia o żadnym przewrocie nie mogło być mowy. Ci, którzy pamiętają co działo się na Węgrzech w 1956 roku i w Czechosłowacji roku 1968 dobrze wiedzą o czym mówię. A co do efektów naszej walki… Miało być pięknie, a wyszło jak zwykle…
Jednym z pierwszych decyzji nowych władz naszego kraju po 1989 roku było wprowadzenia do szkół religii. Jak dziś ocenia Pan to wydarzenie? Czy wpłynęło ono pozytywnie na religijność młodego pokolenia, czy może wręcz przeciwnie?
Z perspektywy czasu można powiedzieć, że krok ten był za mało przemyślany. Rządzący wówczas poddali się dyktatowi Kościoła, co uważam za fatalne. Młodzież odchodzi od Kościoła – chodzą bo muszą, tak można powiedzieć. Z rozmów jakie prowadzę wynika, że młodzież uczęszcza na religię głównie pod presją środowiska a nie z potrzeby serca. Uważam, że lekcje religii powinny się odbywać przy kościołach w salkach katechetycznych a nie w szkołach. Ponadto muszą one być dobrowolne a nie pod „dobrowolnym przymusem”. Owoce mogą być bardzo niebezpieczne dla Kościoła, gdyż po ukończeniu szkoły młodzież w większości odchodzi od Kościoła.
Być może atrakcyjną alternatywą mogłoby być wprowadzenie – w miejsce nauki religii – przedmiotu religioznawstwa?
Formą nacisku jest na przykład wprowadzenie oceny z religii na świadectwie i wliczanie jej do średniej ocen…
Fatalne nieporozumienie! Ocena z religii na świadectwie i wliczanie jej jeszcze dodatkowo do średniej to jawna dyskryminacja przedstawicieli innych wyznań i niewierzących. To nie powinno mieć miejsca – więcej – to w ogóle nie powinno wchodzić w rachubę!
Z sentymentalnej podróży w przeszłość wróćmy do dzisiejszej rzeczywistości…
Pozytywnie oceniam fakt, że wreszcie zaczęto coś robić dla ludzi – mówię oczywiście o programie 500 +, ale nadal towarzyszy temu wielkie rozwarstwienie społeczeństwa… Jedni bogaci i coraz bogatsi, a inni biedni, coraz biedniejsi… Jest to bardzo przykre. Z ogromną obawą patrzę na to, co nas czeka w najbliższych latach.
Wygląda na to, że po przemyśle stoczniowym do likwidacji przeznaczono teraz górnictwo . Jak Pan – jako związkowiec – patrzy na to co się dzieje ? Czy nie pora zebrać się razem i powiedzieć dość?
Według mnie społeczeństwo powinno powiedzieć dość! Pytamy dlaczego był sierpień 1980 roku. Zostaliśmy jako ludzie pracy oszukani. Patrząc z perspektywy przeszło 30 lat: ogromnym nieporozumieniem jest likwidacja całych potężnych gałęzi przemysłu, stocznie teraz dobieranie się do górnictwa, zlikwidowano cały przemysł włókienniczy, cała Łódź, a to przecież jedyne większe zakłady na tym terenie, które dawały pracę mieszkańcom. O to się nikt nie martwi. Zlikwidować – no dobrze – to z czego będziemy żyli? Przyjdą inni, obcy, żeby nam dawać pracę? To mi się bardzo nie podoba. Albo przykład Energii i towarzyszące jej zakupowi przez inną polską firmę wypowiedzi ekonomistów – wielkie larum się dzieje, że to monopol, że niedopuszczalne… Według mnie takie stanowisko to sabotaż wobec gospodarki narodowej. Skoro francuskie czy niemieckie PAŃSTWOWE firmy mogą tą firmę kupić to dlaczego nie może tego zrobić polska państwowa firma, która ma na to pieniądze? Mówi się, że to jakiś monopol, jaki monopol? To jakieś nieporozumienie a autorzy tych wypowiedzi to sabotażyści. Jeszcze mój dziadek mówił mi: pamiętaj chłopcze w państwowej firmie zarobisz mniej, ale masz pewną robotę a w prywatnej w każdej chwili możesz wylecieć na bruk. I to się potwierdza dzisiaj. Ludzie ciągną do pracy w sferze budżetowej.
Prywatny pracodawca zatrudnia na umowy zlecenia, umowy o dzieło, niech pan założy działalność gospodarczą to pana zatrudnię… A gdzie urlop, osłony socjalne? Nikt nie jest zainteresowany, żeby odprowadzać za pracownika składki ZUS. To skąd on potem będzie miał emeryturę?
Patrząc na to co ostatnio działo się w Sejmie odnoszę wrażenie, że jest w Polsce grupa, która za wszelką cenę chce doprowadzić do przedterminowych wyborów parlamentarnych. Jaki – Pana zdaniem – mogła by mieć po nich kształt polska scena polityczna?
Myślę, że w aktualnej konfiguracji politycznej wybory zbyt wiele w Polsce nie zmienią. Wiadomo, że od lat w polityce przewijają się te same osoby zmieniające jedynie partie. Dam taki przykład: stado wróbli siedzi na drzewie. Jak je postraszymy to one wzbiją się w powietrze, ale po chwili usiądą na tym samym drzewie – no może na innych gałęziach. To samo jest z naszymi politykami. Czekają nas ciężkie czasy. Nasze firmy doprowadzane są do bankructwa, a przecież to polskie firmy płacą podatki – zagraniczne najpierw mają zwolnienia i ulgi a potem zmieniają nazwę i znów mają zwolnienia i ulgi… To kto będzie płacił podatki? A potrzeb jest nie coraz mniej tylko coraz więcej! Drogi, budownictwo, szkoły, służba zdrowia…
Właśnie – służba zdrowia. Samorządy, które nie przekształcą szpitali w spółki prawa handlowego będą musiały pokryć ich zadłużenie! A długi generowane są automatycznie, gdyż NFZ przyznaje placówkom limity przyjęć pacjentów, które kończą się z reguły w pierwszym półroczu. Ponieważ po tym terminie ludzie nadal chorują to szpitale lecząc ich zadłużają się, gdyż NFZ nie chce płacić za tzw. „nadwykonania”. I w ten sposób można każdy szpital doprowadzić do upadłości i po przymusowym przekształceniu go w spółkę sprzedać „swojakom” za grosze.To zresztą scenariusz ćwiczony niezmiennie przez liberałów od czasów Balcerowicza.
Za ten bałagan odpowiadają przede wszystkim Rząd J. Buzka, którego teraz kreuje się na męża opatrznościowego, oraz kolejne „solidarnościowe” gabinety.. Co prawda Buzek zostawił po sobie „tylko” 90 miliardową „dziurę budżetową” a teraz mamy już… ho, ho i końca nie widać… Najbardziej przykre, że koszty kryzysu ponoszą tylko biedni – bogatych się nie rusza.
Proponowałbym wprowadzenie podatku od ubóstwa – płaciliby go wszyscy zarabiający poniżej średniej krajowej…
To by dopiero była ogromna kasa! (Śmiech) A tak na poważnie, to trzeba by pewnie wrócić do trzeciej stawki podatkowej – 40 – 45 % co mogłoby przynieść dobre efekty. Utrzymywanie aktualnego stanu rzeczy to brak odpowiedzialności za kraj ze strony rządzących – co bardziej „zasłużeni” z nich z Balcerowiczem na czele, powinni stanąć przed Trybunałem Stanu!
A jakie perspektywy dla lewicy?
Lewica powinna być bardziej zdecydowana a nie jak panienka co to i chciałaby i boi się… Trzeba wychodzić do tych najbiedniejszych no i przywrócić jedność lewicy tym bardziej, że kolejne nowe inicjatywy – ostatnia to słynna partia „Razem” (chociaż winna się raczej nazywać „Osobno” !) na moje oko robione w ścisłym porozumieniu z środowiskami zbliżonymi do pogrobowców Unii Wolności, mają moim zdaniem za zadanie WYŁĄCZNIE odebranie prawdziwej lewicy – tej socjalnej a nie „tęczowej” – części elektoratu.
Ostatnie inicjatywy – w tym Kongres Lewicy mogą budzić ostrożny optymizm.
Dziękuję Panu za rozmowę.
najwyższy czas upubliczniać wypowiedzi i rady ludzi którzy nie kłamią ,a są żywymi świadkami polskiej historii a nie historii pisanej przez IPN .
Polacy powinni przejrzeć wreszcie na oczy ,zwłaszcza Ci młodzi .
Jan Gumiński – uczestnik protestów robotniczych na Wybrzeżu w 1970 roku – dla mnie to łajdak. . Pan Jan Gumiński zapomina ze solidarność to organizacja agenturalna, korzystająca z ludzi za leniwych do roboty, za głupich do nauki, widać nie załapał sie na michę. Jak się straci cnotę nie powinno się udawać dziewicy.
W 1970 roku byłam studentką i to były straszne dla mnie momenty, bo nie wiedziałam o żadnej strategii politycznej a moje wspomnienia wiążą się z sytuacjami z dzieciństwa…więzienie taty, potem mamy…moja praca raz w tygodniu na studiach w gdyńskiej stoczni aby przetrwać, pozbawiono moich rodziców ziemi i domu. A nas zabrano z akademika i odwieziono w grudniu na dworzec główny abyśmy czuli się bezpiecznie. Wszędzie uzbrojona milicja, strach paraliżował mój rozum bo pamiętam napady milicji na nasz dom w latach 50-tych. Potem dyskryminacje, zwolnienia z pracy, a dzisiaj? Zaburzenia w komunikacji społecznej, walka z ludzmi o innych poglądach politycznych, medialne zagrożenia wojną..Co nas jeszcze czeka? Tylko śmierć.
Jan to pracowity zasłużony dlugo letni pracownik razem pracowaliśmy kupę lat Pozdrawiam Janka