W którą stronę prowadzi Jarosław Kaczyński? | Gazeta Bałtycka
Opublikowano: 8.03.2018

W którą stronę idzie obecna władza?

Władza realizuje swoją wizję Państwa. Dla nas, gawiedzi, państwa silnego, suwerennego, sprawiedliwego. Czy rzeczywiście takie Państwo budowane jest przez ekipę, której przewodzi Jarosław Kaczyński? Pojawia się coraz więcej wątpliwości.

Państwo silne to Państwo zjednoczone jakąś ideą. A co serwuje nam władza? Kolejne podziały. Ostatnich kilka tygodni to jedno wielkie święto „żołnierzy wyklętych”, których władza za wszelką cenę usiłuje ustawić na cokole. Za jakie zasługi? Myślę, że nie jestem jedynym, który ma wątpliwości. Tak zwani „żołnierze wyklęci” to wielka tragedia w naszej najnowszej historii.

Ludzie, którzy w większości w dobrej wierze nie zdjęli mundurów, nie uznali władzy przyniesionej ze Wschodu. Szanuję tę heroiczną postawę. Jest w niej coś z polskiego romantyzmu. Ale jestem też świadom, że ich decyzja, walka, którą podejmowali ze znienawidzonym wrogiem (?), niekiedy pociągała za sobą niewinne ofiary, także wśród ludności cywilnej. Czy pięciu latach okrutnej wojny cena nie była zbyt wysoka? Odpowiedź na to pytanie, wbrew pozorom, wcale nie jest łatwa. Trzeba pamiętać, że pod koniec lat czterdziestych dwudziestego wieku okrucieństwo wojny było jeszcze zjawiskiem niemal codziennym. Śmierć ciągle jeszcze była obdarta z jej majestatu, godności.

Dziś inaczej patrzymy na to zagadnienie. (Choć, czy na pewno?) Znane przysłowie mówi: zwycięzców się nie sądzi. Przez wiele lat nikt nawet nie próbował rozliczać władz Polski Ludowej. Czy był to wynik układów okrągłostołowych, czy nieudolności kolejnych władz odrodzonej Rzeczpospolitej, nie ma dziś znaczenia. Ale podkreślić trzeba, że nazywanie dziś „żołnierzy wyklętych” bohaterami zasługującymi na pomniki – przekreśla życiorysy wielu tysięcy, jeśli nie milionów ludzi, którzy z wielkim poświęceniem budowali Polskę taką, jaką los im dał (albo raczej, jaką w konkretnych warunkach potrafili uzyskać).

temat, który niewątpliwie dzisiejszej władzy nie przysporzy chwały. Zgłoszona w trybie raczej ekspresowym „ustawa degradacyjna”. Oprócz wszystkich innych wad ma tę zasadniczą, że obala uświęcone prawo, że tylko sąd może zdegradować żołnierza i oficera. Sąd niezależny i niezawisły. Na pewno nie może tego zrobić polityk. Chyba, że oczekujemy, że wojsko także będzie polityczne. Ale to podważa zasady ustrojowe naszego Państwa. Pomijam już fakt, że w odczuciu wielu ludzi, przynajmniej z kręgów, w których mam możliwość prowadzenia rozmów, ustawa ta jest wyrazem małostkowości i chęci dokonania zemsty. Nawet z pogwałceniem uświęconego, wspomnianego wyżej „majestatu śmierci” i poszanowania zmarłych. Aż chciałoby się zapytać, gdzie podziało się owo: „niech spoczywają w pokoju”.

Ta ustawa zresztą wpisuje się w szersze spectrum działań rządzących. Wydaje się, że chcą oni za wszelką cenę przekreślić czterdzieści pięć lat Polski Ludowej. Gdyby robili to za dwieście, trzysta lat, być może osiągnęliby sukces. Dziś jednak żyją jeszcze ci, którzy tę Polskę Ludową budowali. Określanie ich teraz, gdy powoli dożywają swoich dni, „sługusami okupanta”, wręcz „kolaborantami”, niekiedy – „zdrajcami”, odbieranie im godności, jest prostu hańbiące i nieludzkie. Mam tu na myśli i żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego, i milicjantów, i pracowników służb specjalnych (w tym także tych z SB). Nie ma na świecie państwa, w którym nie ma tajnych służb. Dzisiaj rządzący najwyraźniej chcieliby, aby przez czterdzieści pięć lat w Polsce ich nie było. No cóż. Prawa i Sprawiedliwości też wówczas nie było.

Dzisiejsze „igraszki” władzy z prawem mogą przyczynić się do dalszej degradacji PRAWA. (Może o to chodzi w ustawie degradacyjnej). W końcu może się tak zdarzyć, że za kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt lat Rzeczpospolitej uchwali ustawę, na mocy której dzisiejsi posłowie utracą uprawnienia emerytalne. Zapewniam, że nawet średnio wykształcony mówca bez trudu potrafi znaleźć uzasadnienie dla takiego działania. Tylko, do czego nas to doprowadzi?

O suwerenności Polski pod rządami nowej władzy bardzo dużo mówi ostatnia awantura w sprawie nowelizacji ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej. Okazuje się, że obecne polskie władze uzgadniają projekty ustaw z władzami Izraela. A premier tego kraju publicznie stwierdza, że sprzeciwia się takiej nowelizacji. Pytam skromnie: i co z tego? W jednym z poprzednich artykułów zadałem publicznie pytania: Czy jeszcze jakieś ustawy głosowane w polskim Sejmie 25 października 2015 roku były najpierw „konsultowane” z przedstawicielami innych krajów? Jeśli tak, to które i z władzami jakich krajów? Jaki wpływ na politykę rządu Rzeczpospolitej wywierają władze Izraela i w jaki sposób (bezpośredni lub pośredni) ten wpływ realizują? Czy są jakieś niepisane umowy (porozumienia) z rządem Izraela, o których Polaków się nie informuje? Odpowiedź na te pytania da Polakom prawdziwy obraz naszej suwerenności. (Lub może – jej braku). I rzetelności naszych władz w informowaniu społeczeństwa o realizowanych posunięciach. Mam wrażenie, że ostatnio władza trochę oddala się od swego społecznego (politycznego) zaplecza. Czyżby nastąpiło „zmęczenie materiału”?

Wróżyłem kiedyś, że w przypadku braku skutecznych mechanizmów sprawdzających przedstawiciele władzy zdeprawują się. Przypadek nagród, jakimi „obdzielili się” przedstawiciele rządu wskazuje, że „dobra zmiana” zaczyna postępować podobnie jak jej poprzednicy. Uważam, że jeszcze jest czas na refleksję. Ale uważam też, że „ucieczka do przodu” z ustawami takimi jak ta „degradacyjna” nie będzie dobrym rozwiązaniem. Może więc czas na przemyślenia i korektę działań. Bo bez takiej korekty raczej nie da się zbudować silnej, suwerennej, prawej i sprawiedliwej Polski. Ale czy my, Polacy, potrafimy cokolwiek zbudować?

Autor

- publicysta, komentator i felietonista.

Dodaj komentarz

XHTML: Można użyć znaczników html: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>