Radomir Szumełda rok po swoim coming outcie. „Teraz jestem wolny, znam własną wartość” | Gazeta Bałtycka
Opublikowano: 29.11.2013

Radomir Szumełda rok po swoim coming oucie. „Teraz jestem wolny, znam własną wartość”

Dwudziestego siódmego listopada ubiegłego roku Radomir Szumełda napisał na facebooku zdanie: „Jestem gejem i moje życie jest tysiąc razy trudniejsze niż wasze”, które radykalnie odmieniło jego dotychczasowe życie. Co ono zmieniło w jego życiu? Czego dowiedział się o sobie, ludziach i o Polsce przez ostatnie dwanaście miesięcy?

Radomir Szumełda rok po swoim coming outcie. „Teraz jestem wolny, znam własną wartość”.

Radomir Szumełda, przedsiębiorca. (Fot. Facebook)

Ja sprzed roku – to człowiek zagubiony, szary, raczej zasmucony, ot taki właśnie listopadowy – mówi Radek Szumełda. Rok po coming oucie pojawia się obraz człowieka wolnego, uporządkowanego, znającego własną wartość i możliwości.

Jak wspomina, jego publiczne wyznanie było raczej nieprzemyślane i przypadkowe. Napisał je nad ranem, po suto zakrapianej imprezie. Potem, gdy zrozumiał, co się stało, nie było już odwrotu. Dziesiątki lajków i komentarzy, w tym również od dziennikarzy i znanych polityków sprawiło, że nie mógł już uciec, skasować postu, schować się przed prawdą. Spanikowany, nie bardzo wiedział, co zrobić, jak to skomentować, jak się zachować?

Tego samego dnia wieczorem zadzwonił do niego redaktor Tomasz Słomczyński z Dziennika Bałtyckiego i zaproponował, że napisze o nim reportaż. Radek się zgodził, mając nadzieję, że jego historia będzie jakąś formą wsparcia dla tych, którzy ze swoją orientacją radzą sobie gorzej niż on dotąd, że może z tego zamieszania wyjdzie coś pożytecznego. Tekst pt. „Bóg stworzył geja, nie wiem dlaczego?” ukazał się w połowie grudnia ubiegłego roku. Jego publiczne wystąpienie okazało się silnym wsparciem dla innych, a dla niego początkiem nowego życia.

Stał się w końcu wolny. Przestał się wreszcie obawiać, że się wyda, że ludzie się dowiedzą, że ktoś zechce go szantażować, a przecież wówczas zajmował się już działalnością publiczną. Poczucie winy wobec Boga, Kościoła, rodziców i całego świata, które przez lata nosił w sobie, uważając, że jest gorszy, odeszło gdzieś bezpowrotnie. Radek dostrzegł w sobie wartości, których wcześniej nie widział.

Jego elektroniczna poczta pęczniała od listów. Pojawiały się w nich słowa wsparcia, niekiedy historie pełne smutku i goryczy, czasem zaś i takie, w których ktoś wołał o pomoc. Poznał problemy i historie tysięcy ludzi. Niektóre powodowały wzruszenie, niejednokrotnie kończące się płaczem. Były to historie o lęku przed odrzuceniem, nieakceptacji, poczuciu winy, życiu w oszustwie, a nawet o myślach samobójczych. Radek poznawał społeczność LGBT, której wcześniej nie znał na taką skalę.

Jednocześnie pojawiły się pierwsze głosy krytyki pod jego adresem, i to wcale nie od prawicowych fanatyków, ale od „swoich”. Niektórym aktywistom LGBT nie podobał się gej, który mówił o Bogu i przyznawał się do swoich dawnych związków z Kościołem. Także przynależność do Platformy Obywatelskiej, a nie do Ruchu Palikota, była dla nich nie do zniesienia. Kiedy Radek skrytykował niektórych działaczy LGBT za utrwalanie negatywnych stereotypów o gejach, a jednocześnie przypisujących sobie prawo do mówienia w imieniu całej polskiej społeczności LGBT, wtedy odczuł jak na nim wyładowywana jest agresja ze strony działaczy LGBT.

– Dopiero wtedy zrozumiałem, że problem nietolerancji dotyczy również nas samych – mówi Szumełda. – Agresja i nieakceptacja tradycyjnej, katolickiej części społeczeństwa przez osoby ze środowiska LGBT nie są zjawiskami rzadkimi. Do pewnego stopnia rozumiem to, bo wiem, że to reakcja na dyskryminację, szarganie godności i nierzadki przecież ostracyzm, który nas spotyka

Takie postawy Radek nazywa dyskryminacją, szarganiem godności i ostracyzmem. Ale jak zaznacza, słuchając księdza Oko, opowiadającego brednie na temat osób homoseksualnych lub oglądając poseł Pawłowicz, sam ulega skrajnym, negatywnym emocjom, które jego zdaniem nie są dobrą drogą do wzajemnego zrozumienia. Radek nie szuka Polski, w której jedni okładają innych krzyżami, a ci w odwecie atakują ich inwektywami. Szuka Polski rozumnej, która może być domem dla każdego.

Jak wspomina, nie ominęły go również przykrości ze strony niektórych koleżanek i kolegów z jego środowiska politycznego. Ktoś kiedyś napisał, że w Platformie Obywatelskiej nie ma miejsca dla niego, ponieważ ona jest dla tak wybitnych polityków, jak Jarosław Gowin i John Abraham Godson. Sugerowano, żeby opuścił jej szeregi. Dziś – jak pisze Radek – nie ma w Platformie Obywatelskiej i Gowina, i Godsona, a on jest. Wie, że jeśli ma jakieś znaczenie w polityce, to tylko pozostając w Platformie. Zauważa, że jest solą w oku konserwatystom, którzy od czasu do czasu muszą się ustosunkowywać do jego wypowiedzi. Wie, że nie mogą go ignorować, udawać, że w Polsce nie ma homoseksualistów, ponieważ są oni nawet w Platformie i mówią o sobie głośno.

Dzięki licznym listom i spotkaniom dowiedział się także o tym, jacy są nieheteroseksualni Polacy. A są, jego zdaniem, tak samo podzieleni politycznie i światopoglądowo jak reszta społeczeństwa. Może inaczej rozkładają się akcenty i proporcje, ale obraz podziałów jest ten sam.

Uważa, że większość z homoseksualistów ma dość umiarkowany stosunek do rzeczywistości, wyznaje uniwersalne wartości, marzy o monogamicznych związkach opartych na miłości i braniu wzajemnej odpowiedzialności za siebie. Nie szuka przywilejów, ale uznania faktu, że jest pełnoprawnymi obywatelami Polski. Wielu gejów czuje się upokarzanymi przez Państwo, wykluczonymi przez społeczeństwo, nieakceptowanymi przez bliskich. Wielu z nich to osoby wierzące, czasem nawet bardzo.

Radek spotykał się z prośbami, by skończyć z tematem związków partnerskich, kiedy dyskusja weszła w najbardziej gorącą fazę. Jakiś chłopak pisał do niego, że on z partnerem obawia się o swoje bezpieczeństwo. Ktoś inny pisał, że sąsiedzi przestali mu się kłaniać, a on sam pragnie tylko spokoju. Takie postawy, lęki i głosy są prawdziwe, ale, zdaniem Radka, wielu kolegów i koleżanek z organizacji LGBT woli udawać, że ich społeczność to światopoglądowy monolit i jednorodny front walki o i lesbijek w Polsce. To jest mylne stanowisko – stwierdza Radek. – Żaden monolit ani jednorodny front nie istnieje. Ale zabiegi o zmianę prawa w Polsce są słuszne. Trzeba jednak pamiętać o tym, że ta walka niesie za sobą koszty i budzi lęki nie tylko u większości społeczeństwa, ale również u tych, którzy potencjalnie są adresatami przyszłych zmian.

W ciągu minionego roku Radek zobaczył również, jak wiele osób opuściło Polskę lub chce to zrobić w nieodległym czasie. Wyjeżdżają ludzie młodzi, kreatywni, wykształceni. Nie w poszukiwaniu chleba, ale emigrują, bo nie są w stanie znieść zaściankowości obyczajowej, hipokryzji, braku rozwiązań prawnych, umożliwiających zawieranie związków partnerskich. Takie historie znalazły odzwierciedlenie w bardzo pokaźnym odsetku listów, które otrzymał w ostatnim roku. Jak podkreślił Radek – Wydajemy miliardy złotych, walcząc o wzrost demograficzny, a lekką ręką pozbywamy się dziesiątek tysięcy młodych ludzi, bo nie możemy stworzyć im poczucia bezpieczeństwa i prawa, które przecież nikomu innemu nic nie ujmuje.

Swoje rozważania kończy dygresją, że na ubiegłorocznej imprezie nocnej wypił za dużo alkoholu. A może jednak dokładnie tyle, ile trzeba w Polsce wypić, by szczerze powiedzieć o sobie? Sam już nie wie. Ale gdyby miał to uczynić jeszcze raz, zrobiłby to bez wahania.

Więcej na blogu: http://radomirszumelda.natemat.pl/83699,rok-po-coming-oucie

Autor

- Gazeta Bałtycka

Wyświetlono 1 Komentarz
Napisano
  1. stanlei pisze:

    Bezwstyd twoją domeną i to straszne jest !!

Dodaj komentarz

XHTML: Można użyć znaczników html: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>



Moto Replika