Polityczny testament Jarosława Kaczyńskiego. Kto po PiS i kiedy? | Gazeta Bałtycka
Opublikowano: 30.09.2017

Polityczny testament Jarosława Kaczyńskiego. Kto po PiS i kiedy?

Kto po PiS? I kiedy? Wbrew pozorom to pytania, na które bardzo trudno odpowiedzieć. Ale spróbujmy.

Zacznę od drugiego z postawionych problemów. Nie wydaje się, by możliwa było zmiana władzy w najbliższych wyborach parlamentarnych. Forsowana przez Prawo i Sprawiedliwość polityka „kupowania” poszczególnych grup szeroko rozumianego elektoratu najwyraźniej sprawdza się. Program „Rodzina 500+” naprawdę poprawił zdecydowanie los wielkiej grupy ludzi, którzy dzięki niemu odzyskali swoją godność. Ze zwykłej wdzięczności i w trosce o zachowanie tego, co dobre, beneficjenci programu staną się żarliwymi zwolennikami ekipy obecnie sprawującej władzę.

Pewnie w mniejszym stopniu, ale jednak zadziałają programy typu „Mieszkanie +”, dodatki dla emerytów w wysokości 500,- zł rocznie (jeśli wejdą w życie), bezpłatne leki (niektóre) dla osób najbardziej zaawansowanych wiekiem i wszystko, co w materii szeroko rozumianego „socjalu” władza jeszcze zdoła wymyślić.

Wbrew temu, co wieszczy od dawna „totalna opozycja”, od tych programów wcale nie musi rozlecieć się Rzeczpospolitej. Przy stopniu pauperyzacji społeczeństwa, jaki zgotował Polakom Donald Tusk ze swoją ekipą „aferałów”, praktycznie wszystkie pieniądze z wymienionych programów szybko wrócą do budżetu w postaci wszelkiego rodzaju podatków, od VAT poczynając, na akcyzach kończąc.

W swoim czasie mówił na ten temat na przykład pan prof. Grzegorz Kołodko. Jak zwykle – miał rację. Znacznie gorzej społeczeństwo przyjmuje mimo wszystko brutalny atak na wymiar sprawiedliwości. Mam tu na myśli i sprawę Trybunału Konstytucyjnego, i forsowaną obecnie reformę sądownictwa. W odczuciu społecznym bardziej od irytująco opieszałych rozstrzygnięć uciążliwe są: sposób traktowania stron oraz skandaliczna jakość rozstrzygnięć podejmowanych przez sędziów (świadomie piszę „sędziów”, a nie „sądy”, bo wyroki ferują właśnie sędziowie) w imieniu Rzeczpospolitej. Konieczność reform jest oczywista, w moim odczuciu, dla większości Polaków. Jednak sposób, w jaki ekipa rządząca realizuje program oraz kierunek zmian już raczej Polakom nie odpowiadają.

Podobnie, jak przeforsowana przez PiS zmniejszająca emerytury funkcjonariuszom „służb” okresu PRL. Hasło odbierania „nienależnych przywilejów” nie do każdego przemawia skutecznie. Wartość konstytucyjna przyjętych rozwiązań też chyba nie jest pełna. Ale „ciemny lud to kupi” – jak powiedział kiedyś jeden z prominentnych działaczy Prawa i Sprawiedliwości, ksywka – „bulterier”.

I tak doszliśmy do kolejnego tematu, który wywrze negatywny wpływ na wyniki wyborcze dzisiejszej „grupy trzymającej władzę”. Komunikacja społeczna (czytaj: propaganda, środki masowego przekazu, zwłaszcza telewizja publiczna), jeśli nie ulegnie radykalnej zmianie,  przyczyni się do upadku formacji  kierowanej przez Jarosława Kaczyńskiego. Jakoś wyjątkowo często spotykam się z opiniami, że to, co obecnie wyprawia się w telewizji publicznej przypomina najgorsze czasy okresu nawet nie Edwarda Gierka, ale wręcz Władysława Gomułki. No cóż. Czekam tylko na powrót na ekrany przygód kapitana Sowy, który znajdzie się na tropie „układu”.

Lata pod rządami koalicji PO – PSL to był skrajny brak obiektywizmu we wszystkich telewizjach. Dziś, po dwóch latach „nowego” mamy już pełen pluralizm. Telewizja publiczna jest skrajnie wypaczona politycznie w stronę rządzących, telewizje prywatne (zwłaszcza znienawidzony pod koniec okresu zakończonego upadkiem PO TVN) – pozostały wiernymi wyznawcami „totalnej opozycji”.

Odnoszę wrażenie, że tak zwane szerokie rzesze społeczne oczekują ośrodków mniej zdeklarowanych politycznie, bardziej obiektywnych. W tym aspekcie także forsowana „propaganda sukcesu” (skąd ja znam to określenie?) może przynieść skutek odwrotny od zamierzonego. I nawet gdyby sukcesy wicepremiera Morawieckiego na polu gospodarki okazały się prawdziwe i trwałe, społeczeństwo może w nie nie uwierzyć. Taka już nasza, polska natura. Dobrze jest znać ją, gdy sprawuje się rządy. Jednak masa krytyczna społecznego niezadowolenia z mediów przekroczona zostanie zapewne dopiero po kolejnych wyborach parlamentarnych.

Czynnikami sprzyjającymi dzisiaj rządzącym mogą być kolejne ataki różnych prominentnych przedstawicieli Unii Europejskiej na postępowanie naszych władz. Pozwalają one budować w społeczeństwie bardziej lub mniej uzasadnioną świadomość oblężonej twierdzy. Skrzętnie wykorzystuje to PiS, chociażby otwierając publicznie kolejny front walki, tym razem o niemieckie reparacje. Ale dlaczego w tym dziele (budowania świadomości oblężonej twierdzy) pomaga „totalna opozycja”. Podobnie zresztą jest z inspirowaniem ataków, o których wspomniałem wcześniej. Dzięki takim działaniom można im (opozycji) bez problemów przypiąć łatkę zdrajców, zaprzańców, kanalii. A takie działania to tylko pompowanie wody na młyn rządzących.

No cóż. Meandry myśli strategów wielkiej polityki są nieogarnięte. Tak więc na pytanie – kiedy, moja odpowiedź brzmi: Zapewne w wyborach 2023 roku.

Kto po PiS?

Pozostało do odpowiedzi pytanie: kto może po Prawie i Sprawiedliwości władzę zdobyć. Możliwych scenariuszy jest bez liku. Ale uważam, że: w tym czasie zapewne nastąpi rozpad obecnie rządzącego układu. Jarosław Kaczyński nie jest już młodym człowiekiem. Życząc mu jak najlepiej i długich lat w zdrowiu zauważam, że za sześć lat może już nie być w stanie zapanować nad znacznie młodszymi, niezwykle zgłodniałymi władzy aparatczykami swojego własnego obozu (a właściwie – koalicji).

Cóż z tego, że intelektualnie żaden z nich nie może się, i zapewne i nie będzie mógł równać się z Prezesem. Pozostaną więc wierni ideałom i ci „zgłodniali” Pogodzić ich się zapewne nie da. Historia nie zna takich przypadków.

Podobnie nie widzę szans na odzyskanie władzy przez kręgi dzisiejszej opozycji (zwłaszcza tej „totalnej”). Skala nieprawości, jakiej władze różnych szczebli dopuściły się oraz dopuściły do względem społeczeństwa jest tak wielka, że przez najbliższych sześć lat na pewno przez „elektorat zapomniana nie zostanie. I nic nie pomogą tu ani szczytne hasła, ani nawet ewentualne bicie się w piersi.

W mojej ocenie nawet ewentualny powrót Donalda Tuska niczego nie zmieni (a może nawet pogorszy – jego notowania w społeczeństwie chyba nie są najlepsze). Więc któż? Pozostało środowisko Kukiz’15. Czy tym, w większości młodym ludziom, przyznaję, w znacznej części dobrze przygotowanym, bardzo sensownie mówiącym o sprawach Polski, wystarczy siły, cierpliwości, determinacji i, przede wszystkim – pieniędzy, by kontynuować marsz rozpoczęty w 2015 roku przez Pawła Kukiza? Nie wiem. Czas pokaże.

Nie widzę najmniejszych szans, by odrodziła się lewica. Jeśli w tej formacji nie nastąpią radykalne zmiany kadrowe, nie pojawią się nowe, nieskażone historią twarze – nie widzę możliwości, by przedstawiciele lewicy zajęli chociaż kilka miejsc w parlamencie. Kolejne polityczne wolty i wojny (może raczej „wojenki”) prowadzone przez ludzi takich jak Marek Borowski, Włodzimierz Czarzasty, Ryszard Kalisz, Aleksander Kwaśniewski, Leszek Miller, Wojciech Olejniczak, Joanna Senyszyn  i spółka  wywołują raczej uśmiech politowania niż chęć oddania na nich głosu.

Kto więc jeszcze? Pozostało środowisko pana prezydenta Andrzeja Dudy, być może wzmocnione o krąg ludzi, którzy dziś wspomagają promocję pani Magdaleny Ogórek. Te dwa zespoły, jeśli okażą się w miarę wytrwałe, i przede wszystkim, jeśli prezydent Andrzej potrafi przedłużyć swoje urzędowanie na kolejną kadencję, mogą na scenie politycznej sporo zamieszać, a właściwie – pozostawić wszystko w kształcie mocno zbliżonym do dzisiejszego obrazu sceny politycznej. I w dodatku – zachować ideały, które dzisiaj wyznaje Jarosław Kaczyński. Ale czy taki jest zamysł prezesa Prawa i Sprawiedliwości? Czy taki jest jego polityczny plan (testament)? Czy wyrazem tego są wizyty w Pałacu prezydenckim i „negocjacje” z panem prezydentem na temat kształtu reformy sądownictwa? Tego nie dowiemy się na razie. Na pewno.

Ja jednak takich możliwości nie wykluczam. Wykluczam natomiast, i to raczej zdecydowanie, możliwość powstania jakiegokolwiek nowego tworu politycznego, a zwłaszcza niezależnego (czytaj: nie uwikłanego w dotychczasowe układy i związki polityczno-społeczno -gospodarcze), który mógłby zaznaczyć swoją obecność na scenie politycznej w nadchodzących wyborach.

Autor

- publicysta, komentator i felietonista.

Dodaj komentarz

XHTML: Można użyć znaczników html: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>



Moto Replika