Szkolne sklepiki ze zdrową żywnością? Na przeszkodzie stoją dyrektorzy | Gazeta Bałtycka
Opublikowano: 29.10.2012

Szkolne sklepiki ze zdrową żywnością? Na przeszkodzie stoją dyrektorzy

Sklepiki szkolne mogą być miejscem, w którym oferuje się dzieciom wartościowe, zdrowe produkty – do tego wystarczy jedynie dobra wola dyrekcji danej szkoły. Tej jednak niestety najczęściej brakuje. Dyrektorzy szkół wybierają „święty spokój” nie chcąc się nikomu narażać.

to dziś problem bardzo wielu szkół.

W Rzeczpospolitej rozgorzała kolejna dyskusja. Jej tematem jest sprawa dostępu młodzieży szkolnej do tzw. śmieciowej żywności.

Pod tym określeniem ukrywane są różnego rodzaju batoniki, chipsy, napoje o dużej zawartości cukru itp. Ich spożywanie w nadmiarze przez młodych ludzi ponoć przyczynia się do otyłości, nadmiaru cholesterolu, szkodliwie wpływa na pracę układu krążenia i Bóg wie, czego jeszcze.

W związku z tym od dłuższego czasu wielu „mądrych” ludzi pracuje ponoć nad projektem ustawy, która zakaże sprzedawania tego typu produktów w szkolnych sklepikach.

W tym momencie przyznam, że czegoś nie rozumiem.

Czy do tego, żeby nie podawać młodzieży szkolnej „na tacy” wspomnianej wyżej „śmieciowej żywności” potrzeba rzeczywiście uregulowań ustawowych?

Kto podpisuje w imieniu szkoły w sprawie najmu pomieszczeń, w których działają szkolne sklepiki? Czy przypadkiem nie robi tego dyrektor szkoły?

Co stoi na przeszkodzie, aby zapis o zakazie sprzedaży produktów niepożądanych znalazł się w takiej umowie?

Nie widzę też powodu, aby w takiej umowie nie znalazł się zapis mówiący o kontroli sklepików zajmujących pomieszczenia na terenie szkoły. I cały problem mam rozwiązany.

Mógłbym złośliwie zapytać w tym miejscu, dlaczego dyrektorzy szkół nie korzystają z przedstawionych możliwości. W moim przekonaniu główną rolę odgrywa tu brak inicjatywy, chęć zachowania tzw. świętego spokoju, nie narażania się nikomu, nigdzie i w żadnej sytuacji.

Wiem, że zbyt łatwo uogólniam, ale tak to chyba jest.

Stąd do dyrektorów: bądźcie panami „na swoim podwórku”

Zarządzacie szkołami, to nikt Wam nie będzie dyktował bzdurnych ograniczeń. Ustawodawca niech zajmie się raczej ustawami zapewniającymi młodzieży dostęp do zdrowej żywności (owoce, warzywa, gorący posiłek).

Z takiego postawienia zagadnienia wyniknie jeszcze jedna korzyść. Zbyt rozwinięte regulacje prawne powodują, że ci, którzy mają podejmować decyzje, rezygnują z myślenia. Przestają „włączać” zdrowy rozsądek.

Ostatnim takim przykładem może być „sławna” akcja opolskiej policji, która o godz. 22 wyciągnęła z domu „matkę dzieciom”. W tym przypadku też wszyscy (sąd, policja) działali zgodnie z obowiązującym prawem. No cóż. Życie jest na tyle bogate, że nie da się wszystkiego opisać w procedurach, przepisach itp. I całe szczęście, że tak jest. I niech tak pozostanie.

Autor

- publicysta, komentator i felietonista.

Wyświetlono 1 Komentarz
Napisano
  1. Imię... pisze:

    po co wogle te sklepiki???? to bezsens. wystarczy zeby byla stalowka szkolna i wystarczy. to biznes na biednych dzieciach. pozamykac sklepiki.

Dodaj komentarz

XHTML: Można użyć znaczników html: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>



Moto Replika