Antoni Styrczula: Propaganda zabija wolność | Gazeta Bałtycka
Opublikowano: 24.03.2014

Antoni Styrczula: Propaganda zabija wolność

działa jak alkohol lub narkotyk. Najpierw otumania, a potem skłania do podejmowania decyzji i wyborów, których na trzeźwo nigdy byśmy nie podjęli. Jest skuteczna wszakże tylko wtedy, gdy wyłączymy rozum.

Antoni Styrczula: Propaganda zabija wolność

Joseph Goebbels myślał, że tylko oparta na kłamstwie może być efektywna. „Kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą” – mawiał. Tak, ale tylko w stosunkowo krótkim okresie. I nie dziś w epoce internetu i portali społecznościowych.

Znacznie groźniejszą i skuteczniejszą jest jej odmiana zawierająca sporo elementów prawdziwych, ale podanych w odpowiednim kontekście i z użyciem właściwego języka. Najczęściej odwołującego się do emocji. Manipulacja zaś intelektualna i emocjonalna może doprowadzić do trwałego ukształtowania się postaw i poglądów, na których adresatom propagandy zależy. Tym adresatem najczęściej jest władza. „Idealnym” wręcz narzędziem w jej rozpowszechnianiu jest telewizja dzięki sile oddziaływania obrazu. Zwłaszcza na uczucia i emocje.

Doskonałym przykładem swoistej „symbiozy” władzy i stacji telewizyjnych jest konflikt rosyjsko-ukraiński relacjonowany przez telewizje polskie i rosyjskie. I to nie tylko te państwowe, ale też komercyjne. Kluczowym zaś ich zadaniem jest „produkowanie zgody” opinii publicznej dla działań rządzących jak trafnie to pokazali Ed Herman i Noam Chomsky w „Produkowanie zgody. Polityczna ekonomia mass mediów”.

Oczywiście każda z władz inaczej definiuje cele tych działań i odmienne je tłumaczy.

Dla przykładu. Obrazek pierwszy.

Referendum na Krymie w ujęciu telewizji rosyjskich. Nastrój radości. Na budynkach rządowych powiewają rosyjskie flagi. Dziewczyna całuje żołnierza „samoobrony Krymu”. Mieszkańcy Krymu na festynach i zabawach gremialnie dziękują Putinowi za „przyłączenie do macierzy”.

Obrazek drugi.

Referendum na Krymie oczyma polskich TV. Krymscy Tatarzy z niepokojem mówią o swej przyszłości. Podkreślają, że pewnie czekają ich prześladowania i ucieczka. Wypowiedź Rosjanina, który chce by Krym należał do Ukrainy. Sporo „przebitek” czołgów, żołnierzy w pełnym uzbrojeniu i bez oznaczeń, o których komentator mówi, że to rosyjscy. Dominuje strach i napięcie. A wszystko, z obu stron, „podlane odpowiednim sosem” narracji – kto nie z nami ten wróg.

W obu przypadkach, jak na dłoni, widać podział na polityków, którzy dysponują faktami i je interpretują, zgodnie z przyjętymi celami oraz „dziennikarzy”, a raczej „urzędników medialnych”, przekazujących te „fakty” swoim telewidzom.

Ci ostatni owe „fakty” akceptują często bezkrytycznie „co umożliwia im akceptację punktu widzenia i ideologii władzy bez dysonansu poznawczego”. Jakby wcielali w życie „Szóste przykazanie manipulacji” Chomskiego – „skup się na emocjach a nie na faktach”.

Zadanie ułatwiają sami politycy, którzy jak Donald Tusk mówią o tym, że „te być może będą o tym, czy dzieci w Polsce pójdą pierwszego września do szkoły” lub Władimir Putin przestrzegający Rosjan przed „banderowcami i faszystami z Kijowa”.

Czy jest sposób by propagandzie nie ulec?

Tak, ale pod warunkiem, że zachowa się dystans do wszystkiego co mówią i pokazują media. Po drugie, należy „włączyć” zdrowy rozsądek i rozum, bo raz odkryta manipulacja przestaje wtedy być skuteczna.

Autor

- opinii publicznej kojarzy się jako rzecznik prasowy Prezydenta RP, a także dziennikarz radiowo-telewizyjny i prasowy. Od wielu lat zajmuje się szkoleniami i doradztwem w zakresie public relations i marketingu politycznego. Jest ekspertem w kreowaniu wizerunku firmy w e-przestrzeni i social mediach oraz zarządzaniu informacją w sytuacjach kryzysowych. W wolnych chwilach podróżuje. Przede wszystkim do Azji.

Dodaj komentarz

XHTML: Można użyć znaczników html: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>



Moto Replika