Gdańska patologia i jej oblicza: Daniele abp. Głódzia. Parafia kupiła ziemię za bezcen
Politycznie bankrutuje już nie tylko koncepcja państwa proponowana przez obecny rząd, bankrutują poszczególni ministrowie, co do których kompetencji a przede wszystkich uczciwości pojawiają się coraz poważniejsze wątpliwości. Bankrutuje także władza lokalna. Moralnie bankrutują duchowni.
Po latach mieszkańcy Gdańska dowiedzieli się, że abp Sławoj Leszek Głódź korzysta z działki kupionej od miasta z 99-procentową bonifikatą przyznaną przez prezydenta Gdańska. Za ziemię wartą kilkaset tysięcy złotych zapłacił zaledwie kilka tysięcy złotych.
Metropolita gdański abp Sławoj Leszek Głódź na działce kupionej od miasta za symboliczną kwotę z przeznaczeniem na cele sakralne, założył… hodowlę danieli. Zwierzęta żyją na terenie o powierzchni ponad 3 tysięcy metrów kwadratowych, którą parafia św. Loyoli nabyła od władz Gdańska. Zapłaciła za nią tylko 4,5 tysiąca złotych.
Sprawę opisał redaktor Krzysztof Katka z trójmiejskiej Gazety Wyborczej.
http://trojmiasto.gazeta.pl/trojmiasto/1,35636,13844731,Abp_Slawoj_Leszek_Glodz_hoduje_daniele_na_dzialce_.html
W artykule przypomniane zostało, że w 2011 roku prezydent Gdańska Paweł Adamowicz sprzedał parafii św. Loyoli działkę o powierzchni 3300 metrów kwadratowych. Mieszczący się w gdańskiej dzielnicy Stare Szkoty teren wyceniono na 457 tys. zł, ale parafia zapłaciła jedynie 4,5 tys. zł !!!
Skąd tak niespotykanie niska cena? Okazuje się, że oficjalnie działka miała zostać przeznaczona na „cele działalności sakralnej”. Jak czytamy w artykule, prezydent miał prawo udzielać bonifikaty wyłącznie, jeśli w grę wchodził „cel sakralny”. Natomiast za ziemię pod hodowlę zwierząt nabywca musiałby zapłacić pełną kwotę z wyceny.
Wprawdzie gdańscy radni ograniczyli już prezydentowi możliwość przyznawania tego rodzaju bonifikat, ale okazuje się, że Paweł Adamowicz z wcześniej posiadanych uprawnień skrupulatnie zdążył skorzystać.
Dla abp. Głódzia celem sakralnym jest… hodowla danieli. Ciężko nie odnieść wrażenia, że to jawna kpina z przepisów i policzek np. dla tych wszystkich, którzy kupili od miasta ziemię na normalnych, rynkowych zasadach.
Niestety Gdańsk staje się powoli symbolem patologicznych praktyk istniejących na styku polityka-biznes. Pamiętamy sprawę OLT Express i lokalnych polityków uczestniczących w kampanii reklamowej tej linii lotniczej, to tu, w Gdańsku wybuchła afera Amber Gold, to tu w Gdańsku funkcjonował słynny „sędzia na telefon”. Gdy do tego dodamy liczne inwestycje, które w żaden sposób nie służą mieszkańcom – np. Europejskie Centrum Solidarności kosztujące około 500 mln zł i zestawimy np. z tragicznym stanem miejskich dróg i wyjątkowo uciążliwym smrodem z wysypiska śmieci na Szadółkach, który także stał się już gdańskim symbolem – obraz miasta jawi się wyjątkowo nieciekawie.
Ludzie przecież to pasteż, w kościele trzyma dla kasy barany a w ogrodzie ma daniele dla relaksu