Solidarni poniżej zera | Gazeta Bałtycka
Opublikowano: 28.02.2014

Solidarni poniżej zera

Czy Polakom faktycznie nie zależy i wolą nie interesować się tym, co się dzieje poza granicami ich kraju?  Najwyraźniej nie, skoro grupa ludzi postanowiła zorganizować manifestację przy temperaturze -140C(odczuwalnej -250C) i porywistym wietrze, który niemal urywał głowę.

ukraina

W tak niesprzyjających warunkach warszawiacy  postanowili solidaryzować się z protestującymi z kijowskiego Majdanu. Nieprzejednany mróz kąsał bez litości, a ludzie z uśmiechem wymachiwali biało-czerwonymi i niebiesko-żółtymi flagami. Ale skąd ta radość w obliczu grozy wydarzeń na Majdanie i siniejących, odpadających kończyn? O to zadbał organizator puszczając z taśmy ożywione piosenki znanych wykonawców. Co ciekawe, wszystkie kawałki były w wykonaniu ukraińskich coverbandów. Usłyszeć przyspieszone „Let it be” z akcentem rodem ze Wschodu, bezcenne. Ciężko było do tego tańczyć, ale czego to ludzie nie wymyślą. Nawet pomieszanie krakowiaka z pogo pozwalało na mniejszy kontakt z twardą, zlodowaconą ziemią, więc każdy tworzył własną mieszankę tanecznych stylów. Ze znanych mi tańców nie zauważyłem tylko poloneza, choć wcale by mnie on nie zdziwił.

Z prawej strony sceny zbiera się dużo ludzi, którzy szybko podają między sobą kartki. To stanowisko Amnesty International, gdzie zbierano podpisy pod petycją do Janukowycza. Każdy wie, że w tym przypadku liczy się ilość, więc starają się, walcząc z mrozem, by się podpisać. Trzęsące się ręce, grube rękawiczki, spadający długopis, a do tego podmuchy wiatru wyrywające listę podpisów z dłoni. Imię i nazwisko (cholera rozczytają?), adres e-mail (jak mam narysować „@” w tych nabitych rękawicach) i na koniec podpis (do cholery jasnej krzywo) albo dwa, żeby poprawić (k**** znowu krzywo! Machnę „x”).

Z lewej strony zbiórka leków i opatrunków. Tutaj pojedynczy ludzie przechodząc obok, spoglądali obojętnie na niemalże puste pudło. Każdy chciał trochę potańczyć, pomachać flagą albo podpisać się pod petycją, której treści właściwie nie znał. Kiedy przychodziło do czynnej pomocy, solidarni obojętnieli. Akurat miałem całą torbę przydatnych medykamentów, więc dopełniłem kartonowe pudło. Promienny uśmiech wolontariusza wynagrodził wszystko, nawet siarczysty mróz.

Wśród tańczących wałęsali się ludzie z puszkami, co jakiś czas pobrzękując kilkoma groszami w środku. Po raz kolejny okazało się, że bierna pomoc owszem, ale z czynną już problem.

Z tyłu stała dziwna prowizoryczna klatka pilnowana przez dwóch wolontariuszy przebranych w mundury Berkutu. Tutaj nieustanny ruch, ale tym razem kamer. TVN, Polsat, telewizje zagraniczne (m.in. z Ukrainy), Reuters. Czemu zbita z desek klatka wydała się mediom najciekawsza, nie mam pojęcia. Prawdopodobnie zauważyli w tym jakieś dobre tło dla podsumowania wydarzeń. Ja go nie widziałem.

Czasem lepiej odejść na ubocze i obserwować wszystko z daleka, a w tym przypadku z wysokości płonącego koksownika. Czy może być lepsze miejsce niż ciepłe miejsce, gdy temperatura spada do -200C? Zresztą na Majdanie innego ogrzewania niż takie nie mają. Magiczny klimat był wręcz namacalny. Charakterystyczny zapaszek płonącego koksownika, wesoło trzaskający ogień, spadający rozżarzony popiół, a wokół nieruchomi ludzie stojący na granicy ciepła i mrozu. Nagle stała się niesamowita rzecz, troje ludzi zaczęło śpiewać. Nie mam tu na myśli żadnych pijackich przyśpiewek, a prawdziwą pieśń rodem z Ukrainy. To było, jak stać na granicy Polski i Ukrainy i widzieć, jak zacierają się granice pomiędzy kulturami. I jeszcze do tego wykonanie, może i amatorskie, ale jeżące włos na głowie. Słowiczy głos jednej ze śpiewaczek pozwalał zapomnieć o odmrożonych dłoniach i nogach, a kiedy to wszystko trwało, duchem byłem w jeszcze zimniejszym Kijowie. O czym była piosenka nie wiedziałem i nie wiem do tej pory, ale może to i lepiej, bo gdy zna się słowa wszystko traci magię. Wszystko trwało minutę, może dwie, choć mi wydawało się, że wszystko dzieje się nadzwyczaj wolno. Jak dla mnie mogliby śpiewać już zawsze. Nagle zamilkli i na nowo wszystkich zalała fala ukraińskich coverów. Czar prysł…

Po wszystkim ruszyłem na dworzec. Po drodze dowiedziałem się, że wszelka pomoc humanitarna jest wstrzymywana na ukraińskiej granicy i zawiodłem się, że z trudem zebrane leki mogą nie trafić tam, gdzie powinny. Sprawdziłem w internecie, ale nic nie znalazłem, a źródłem informacji okazał się wolontariusz stojący na granicy, który zadzwonił do Trójki. Facebook, Amnesty International informuje, że petycję podpisało trochę ponad 2500 osób i od razu myśl „czy Janukowycza albo kogokolwiek to obejdzie?”. Kiedy piszę, widzę artykuł, który potwierdza, że tę konkretną zbiórkę wstrzymano. Wszelkie starania na darmo?

Przez jakąś chwilę stałem na zewnątrz budynku dworca, myśląc o tym, o czym się dowiedziałem, kiedy nagle podeszła do mnie kobieta i zagaiła rozmowę. Temat po krótkiej chwili zszedł na całą manifestację solidarności z Majdanem i sytuację na Ukrainie. Rozmowa była świetna, podobnie jak i zaznajomienie z tematem rozmówczyni, ale niestety przerwała ją godzina odjazdu mojego autobusu. Na odchodne zapytała ni to siebie, ni to mnie.

„Ale czy im można jakoś pomóc?…”

Autor

- dziennikarz, komentator wydarzeń.

Dodaj komentarz

XHTML: Można użyć znaczników html: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>



Moto Replika