Stadion narodowej klęski
Po raz kolejny udowodniliśmy, że jednak miał rację tow. Gierek rzucając hasło: „Polak potrafi”. Po opóźnieniu w oddawaniu do użytku stadionu zwanego „Narodowym” i wypłaceniu ponad 500 tys. zł premii za ten niezwykły wyczyn, po ogłoszeniu wspomnianego stadionu narodowym basenem Polaków, po niezwykle udanym, dofinansowanym przez Ministerstwo Sportu kwotą ok. 5 mln zł koncercie znanej gwiazdy światowego show biznesu, mamy następną, wyjątkowo udaną „narodową imprezę”, albo raczej imprezkę.
Mam na myśli zawody żużlowe, mające być turniejem tegorocznego cyklu Grand Prix i dodatkowo, pożegnaniem, przynajmniej z tym cyklem zawodów, jednego z najbardziej utalentowanych, a na pewno najbardziej utytułowanego polskiego żużlowca.
Trochę zdziwiłem się, gdy dowiedziałem się, że zawody żużlowe mają być przeprowadzone na stadionie, który nie tylko nie jest stadionem żużlowym (ze stałym torem), ale jest w gruncie rzeczy stadionem piłkarskim. Nie wyobrażałem sobie, jak można w krótkim czasie pobudować na takim stadionie tor żużlowy. I w dodatku nie zmieniać przeznaczenia stadionu, albo raczej, zachować jego w miarę uniwersalny charakter.
Nie wiem, kto podsuwa zarządcom (teraz zwanym uczenie „operatorami”) „Narodowego” takie genialne pomysły. Ale obojętnie, kto to jest, nie ma pojęcia o tym, jak wygląda żużlowy tor i chyba nigdy nie widział z bliska ani żużlowego motocykla, ani zawodów żużlowych. To samo dotyczyć musi tych, który wspomniany pomysł zaakceptowali. Chyba, że celem były nie same zawody, a po prostu wydanie pieniędzy. Możliwie dużych w możliwie krótkim czasie. Jestem przekonany, że to się zapewne udało.
Póki co świat chyba jeszcze nie opracował technologii budowy torów żużlowych w dwa, trzy dni. A nawet jeśli ktoś już tego dokonał, to na pewno nie leży ona w zasięgu finansowych możliwości naszych specjalistów od organizowania imprez sportowych. Przy okazji – dobrze byłoby, aby wspomniani wyżej „operatorzy” Stadionu Narodowego znali się na tym, co mają robić. Samo wynajęcie firmy zewnętrznej, w tym wypadku znanego niegdyś duńskiego żużlowca, nie gwarantuje sukcesu.
Przykład ostatniej imprezy na Stadionie Narodowym pokazuje natomiast, że może gwarantować kompletną klapę, kompromitację i wstyd zarówno w kraju jak i na arenie międzynarodowej. I tylko żal, że to, co miało być świętem, pamiątką na całą resztę już mniej aktywnego życia pana Tomasza Golloba, stało się kolejnym przykładem „polskiego dziadostwa”.
A w związku z tym:
Szanowny Panie Tomaszu. Za wszystkie chwile, które pozwalały nam poczuć dumę z tego, że jesteśmy Polakami, że mamy najlepszego żużlowca ziemskiego globu, za chwile wzruszeń, których Pan był autorem, za Pański uśmiech i pana odwagę – w imieniu całej Redakcji i swoim własnym – dziękuję. I jestem przekonany, że gdyby ci, którzy działają na „Narodowym” brali z Pana przykład, impreza byłaby światowej klasy. Jak Pańska jazda.