„Kontener”- Syryjczycy w obcym państwie
„Każdego dnia zjawiają się nowi tułacze”-Katarzyna Boni i Wojciech Tochman w swoim reporterskim duecie starają się opisać historię każdego z nich. Starają się, bo nie sposób wysłuchać każdego.
Przyczyn, z powodu których nie udało im się dotrzeć do każdego, jest kilka, ale przede wszystkim zatrzymał ich czas. Katarzyna Boni i Wojciech Tochman postanowili opisać życie syryjskich uchodźców w Jordanii, kraju wygnanych.
Zaatari R11; ponad 144 tysiące ludzi, których wciąż przybywa, od lipca ubiegłego roku 4. pod względem populacji miasto Jordanii , a w nim niekontrolowanie rosnąca gęstwina kontenerów. To w tym „mieście”, a raczej obozie uchodźczym, reporterski duet spędza najwięcej czasu skupiając się na osobistych tragediach ludzi. Misterna układanka kompozycyjna na pierwszym planie przedstawia spartańskie warunki, które dzień w dzień musi znosić każdy przebywający w Zaatari uchodźca.
Tytułowy „Kontener”, to często jedyne, co posiada syryjski uchodźca. Kilka metrów objętości zamknięte w blasze, która w słońcu jordańskiej pustyni rozgrzewa się do granic możliwości. W środku – ściśnięta wielodzietna rodzina. To wszystko R11; to tylko cień problemów, które dotykają Syryjczyków w Zaatari. Najgorsze w ich życiu jest oczekiwanie: na koniec wojny, na zmianę, na postęp i ta złudna nadzieja, że w Syrii kiedyś czeka ich utracone wcześniej życie.
Warto wspomnieć o samym reporterskim duecie, czyli Katarzynie Boni i Wojciechu Tochmanie. Ona – młoda, sumienna debiutantka, studentka Polskiego Instytutu Reportażu, on R11; stary wyjadacz, nauczyciel, który marzył o chwili wytchnienia. Oczywiście opis mocno przerysowany, ponieważ jest to jeden z żarcików, który autorzy powiedzieli na jednym ze spotkań. Prawdopodobnie wielu czytelników martwi ten duet, ale zapewniam warsztat i styl Wojciecha Tochmana nie stracił nic z siebie, ba mało tego, wzbogacił się o nie byle kogo, bo Katarzynę Boni. Pod względem stylistycznym, wszystko układa się bardzo dobrze i nie ma zgrzytów, pomiędzy częściami pisanymi przez poszczególnych autorów. O swoim warsztacie Boni i Tochman opowiadali na spotkaniu autorskim: pracowali najczęściej oddzielnie, pisali oddzielnie, a redagowali razem. Jak powiedział Wojciech Tochman, bez Katarzyny nie udałoby mu się nawiązać kontaktu z kobietami w Zaatari.
Warto przeczytać, choćby po to, żeby nabrać odrobiny empatii dla ludzi Bliskiego Wschodu. Dla czytelników poszukujących odrobiny artyzmu również coś się znajdzie, szczególnie polecam cudowny, melancholijny opis we wstępie. Reportaż godny polecenia.