Apolityczny pasożyt polityczny
Mieliśmy już hieny polityczne. Jednak zawsze przed wyborami i konstruowaniem list pojawiają się polityczne pasożyty. Te dwa gatunki „zwierza politycznego” – występują we wszystkich partiach i grupach politycznych, a ich największa aktywność przypada na okres przedwyborczy.
Hiena szuka politycznej „padliny”, by się nią pożywić i zaistnieć w mediach. Cecha charakterystyczna: całkowite zaślepienie korzyściami płynącymi z pożywienia się padliną i jej rozszarpywania publicznego oraz medialnego. Niektórzy mało aktywni posłowie i ex posłowie doszli do specjalizacji w byciu hieną i niewątpliwie można ich nazwać samcami alfa stad hien.
Pasożyt to bardziej inteligentne od hieny zwierzątko polityczne. Przyczepia się do żywiciela, zazwyczaj jest to partia polityczna, i czerpie z tego korzyści. Domaga się wysokich miejsc na listach i finansowania kampanii wyborczej, po czym zazwyczaj, gdy dzięki pracy działaczy i oddanych członków partii zostaje posłem czy radnym, trzymając się małymi nóżkami czerpie z wyborczego zwycięstwa korzyści, nie dając nic w zamian. O jakiejkolwiek wdzięczności wobec tych, którym sukces zawdzięcza, a nawet o zwykłym słowie „dziękuję”- nie wspominając.
W związku z postępem genetycznym ostatnio pojawiła się hybryda R11; hiena pasożytnicza. Najpierw opluwa, kąsa, oskarża, krytykuje, następnie przechodzi „cudowne nawrócenie” i powraca na łono partii, wiedząc, że tylko dzięki niej ma szanse na wyborczą wygraną. Hiena pasożytnicza wygłasza wzniosłe hasła i ideały, których jednocześnie zupełnie nie rozumie. Po zakończeniu wyborów znów gryzie, kąsa, kopie, po czym od nowa wraca na listę, po uprzednim „cudownym nawróceniu”. (I nie mówię tu o prawdziwych reformatorach z wizją i pomysłem – a tacy też się zdarzają, choć niestety bardzo rzadko).
Czy naprawdę skazani jesteśmy w polityce tylko na hieny i pasożyty?