"Afera Brunona K." Czy ABW dopadła terrorystę, czy tylko niegroźnego pasjonata pirotechniki? | Gazeta Bałtycka
Opublikowano: 24.11.2012

„Afera Brunona K.” Czy ABW dopadła terrorystę, czy tylko niegroźnego pasjonata pirotechniki?

Po przedstawieniu dowodów przeciwko Brunonowi K. mam wrażenie, że państwo dopadło jakiegoś pasjonata, który może i narusza jakieś przepisy prawa obowiązującego w Polsce, ale kto ich dzisiaj nie narusza?

„Afera Brunona K.” Spektakularny sukces, czy kolejna wpadka Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego?

Medialny szum wokół zatrzymania „groźnego terrorysty, grożącego zamachem na konstytucyjne władze Rzeczpospolitej”, zaczyna się uspokajać.

Odtrąbiono niebywały sukces naszych „służb”, „w zarodku zlikwidowano śmiertelne niebezpieczeństwo czyhające na przedstawicieli rządu, parlamentarzystów i Prezydenta Rzeczpospolitej”. Media to „kupiły”, skutecznie nagłośniły. Zresztą nic dziwnego. Sposób przekazywania tych informacji do „mas” był perfekcyjny.

Tyle tylko, że JA MAM INNE ZDANIE. Wśród dowodów zbrodni przedstawionych przez prokuratorów zauważyłem kilka książek, będących najwyraźniej ogólnodostępnymi podręcznikami i wydawnictwami popularnonaukowymi. Zdaniem prokuratury fakt ich posiadania w domowej biblioteczce jest materialnym dowodem przygotowań do… ataku terrorystycznego.

Z publikowanych informacji nt. ogarniętego rządzą zbrodni dowiedziałem się, że od dzieciństwa interesował się pirotechniką. Niektórzy mówią nawet, że w trakcie dziecięcych (młodzieńczych?) eksperymentów utracił palce. Mimo to ukończył studia w zakresie chemii i został zatrudniony w charakterze pracownika naukowego, wykładowcy akademickiego.

Dla mnie jest to jedynie dowodem na to, że swoją drogę życiową ten człowiek potrafił określić już w młodości.

Po przedstawieniu tych dowodów, które zostały nam pokazane, mam wrażenie, że państwo dopadło jakiegoś pasjonata, który może i narusza jakieś przepisy prawa w Polsce obowiązującego. A kto ich dzisiaj nie narusza? System prawny mamy tak skomplikowany, że jakieś przepisy zawsze łamiemy. Dzięki temu to właśnie w naszym kraju sprawdza się stare powiedzenie, przypisywane Józefowi Wisarionowiczowi Dżugaszwil: dajcie mi człowieka, a ja paragraf na niego znajdę.

Państwo dopadło faceta, który od dzieciństwa jest miłośnikiem pirotechniki i jako taki swojej pasji poświęca sporo sił. Ba. Być może stara się także tę pasję zaszczepić innym.

Nie do końca rozumiem, w czym tkwiło zagrożenie ze strony p. Brunona K. Przecież ponoć od ok. roku towarzyszyli mu w jego „niecnych” działaniach agenci służb.

Istotne pytanie: dlaczego prokuratura ujawnia fakty z niezakończonego śledztwa? Śledztwa, które ze względu na swoją wagę, powinno być objęte klauzulą najwyższej tajności.

Nie mam sumienia pisać o tym, że ABW działała pod swoje własne potrzeby i ogłosiła sukces w momencie, gdy dojrzewają prace nad ograniczeniem jej uprawnień. Takie wnioski niech wyciągają inni dziennikarze. Ale ja mam też w pamięci aferę Olina. (Przy okazji: jak to się dzieje, że w moim państwie, państwie prawa, urzędujący oskarża o szpiegostwo urzędującego premiera, mija siedemnaście lat i żaden z nich nie siedział? A moim zdaniem, przy łaskawości sądu byłby już na wolności).

U nas natomiast zaczyna się teraz dyskusje na temat wzmocnienia ochrony Sejmu. Myślę, że w najbliższym czasie nasi politycy przygotują jeszcze kilka projektów ustaw poprawiających bezpieczeństwo państwa, przy okazji ograniczając swobody jego obywateli.

Może będzie to zakaz sprzedaży telefonów na kartę, może będzie to obowiązek przesyłania kopii e-maili do centrali jakiejś agencji rządowej, którą dopiero powołamy, może obowiązek przedstawiania się imieniem i nazwiskiem przed kamerami systemu viaTOLL. Możliwości mamy dużo…

Szkoda tylko, że energii trawionej bezpowrotnie na sprawy tak głośne jak „afera Brunona K” nie poświęcamy na poprawę sytuacji w służbie zdrowia, na zmniejszenie bezrobocia, na zwiększenie chęci młodych Polaków do pozostania w kraju, na poprawę warunków życia obywateli tak, aby Polska mogła się rozwijać.

Świadomie użyłem zapisanego w cudzysłowie określenia „afera Brunona K.”. Jestem dziwnie spokojny, że sprawa będzie miała ciąg dalszy. Podejrzewam, że ostatecznie skończyć się może na jakimś odszkodowaniu. (Jeśli Brunon K. posiedzi odpowiednio długo). Zapłaconym oczywiście z pieniędzy podatników.

Jeśli tak się stanie, to szkodą będzie tylko złamane życie głównego bohatera afery. Ale tym zapewne nikt nie będzie chciał się przejmować. Wszak my, władza, mamy ważniejsze sprawy na głowie.

Autor

- publicysta, komentator i felietonista.

Dodaj komentarz

XHTML: Można użyć znaczników html: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>



Moto Replika