Cała prawda o świętym Mikołaju
Zbliżają się święta Bożego Narodzenia, a to wiąże się szczególnie z jedną rzeczą: 24 grudnia w wielu domach pod choinką pojawiają się prezenty. Wiele osób otrzymuje podarki za sprawą świętego Mikołaja.
To ten sympatyczny, starszy pan z białą brodą i wąsami, często z czerwonym nosem (ma się rozumieć od mrozu), na którym są osadzone binokle, a przynajmniej okulary. Zazwyczaj ubrany w czerwony kostium, przepasany w najgrubszym miejscu swego pokaźnego brzucha, i tego samego koloru czapką, zakończoną dużym, białym pomponem. Nie mogę pominąć kolejnego, niezbędnego atrybutu, czyli worka na plecach, wypchanego po brzegi suwenirami.
Najczęściej powozi saniami zaprzężonymi w renifery, które mimo braku skrzydeł potrafią nieźle latać. Ciągają one swój zaprzęg z Mikołajem nad dachami domów i pomiędzy kominami. Niektóre z tych kominów stają się celem dla świętego (zapewne mieszkają tam grzeczne dzieci, a on musi przecież jakoś do nich dotrzeć). Nikogo zatem nie dziwi forma rozdawnictwa prezentów i nieważne, czy zostaną dostarczone przez komin, czy też niezauważalnie pod choinkę, ważne, aby dotarły na czas .
Niektórych dotyka ten zaszczyt, że Mikołaj dociera do nich osobiście ze swoim charakterystycznym „,ho, ho, ho”, wypytuje o zachowanie w mijającym roku i każe deklamować dzieciom wierszyki lub śpiewać kolędy. Niektórzy, zwłaszcza starsi za swoje grzeszki otrzymują rózgę.
Wiem, że taki jest przeważnie obraz jednego z najbardziej popularnych świętych. Zadaję sobie pytanie, czy aby na pewno prawdziwy?
Okazuje się, że wizerunek, skądinąd prawdziwego świętego, został wykreowany z powodów komercyjnych. Pragnę w tym momencie przypomnieć, że obraz tej świątecznej postaci powstał już podczas wojny secesyjnej w Stanach Zjednoczonych. Przecież pierwowzorem współczesnych portretów Mikołaja są ilustracje opublikowane na łamach magazynu „Harper’s Weekly”. Pierwsza z nich, została zamieszczona 3 stycznia 1863 roku, na tytułowej okładce, gdzie można było zauważyć Mikołaja rozdającego prezenty żołnierzom podczas wojny w USA. Z kolei, 1 stycznia 1881 r. na stronie pierwszej, tej samej gazety, została umieszczona ilustracja tego samego rysownika, niejakiego Thomasa Nasta i ta, przedstawiała samego świętego objuczonego upominkami.
Ten wizerunek został przede wszystkim spopularyzowany w 1930 roku przez artystę, Freda Mizena na potrzeby reklamy największego na świecie producenta i sprzedawcy napojów bezalkoholowych, jednym słowem, koncernu Coca-Coli.
Ciekawą rzeczą jest to, że już rok później jeszcze nowszy rysunek św. Mikołaja przygotował również na zlecenie tej samej firmy, Huddon Sundblom. Nota bene tego samego autora, pamiętnej okładki grudniowego wydania Playboya z 1972 r., na której została umieszczona roznegliżowana kobieta z charakterystyczną, mikołajową czapką na głowie.
Myślę, że nadszedł czas zapytać, co łączy tego, moim zdaniem „fałszywego” Mikołaja, z jak najbardziej autentyczną postacią, jaką był prawdziwy święty biskup Miry.
Uważam, że analogia tkwi w tym, iż kanonizowany Mikołaj po bogatych rodzicach otrzymał w spadku znaczny majątek, którym chętnie w całości podzielił się z ubogimi. Dodatkowo warto zauważyć, iż wyróżniał się pobożnością i miłosierdziem względem bliźniego, a sami mieszkańcy miasta Mira (to dzisiaj miasto we wschodniej Licji, w Turcji) wybrali go na swojego pasterza. Niewątpliwie mogę stwierdzić, że był on też cudotwórcą, bo jak „kurczę blade”, cytując klasyka, inaczej można nazwać to, iż cudownie uratował żeglarzy z katastrofy morskiej, wskrzesił z martwych jednego z topielców na statku wiozącym go na pielgrzymkę do Jerozolimy, czy też wydanie za mąż trzech ubogich panien dzięki posagom, których święty dyskretnie im dostarczył?!
Pomimo wcześniejszych dywagacji sądzę, że współczesny obraz św. Mikołaja jest bardzo sympatyczny, ale najważniejsze jest to, że Mikołajami jesteśmy tak naprawdę my wszyscy, którzy w tym szczególnym i radosnym czasie obdarowujemy się wzajemnie prezentami. I niech tak pozostanie.
Wesołych Świąt życzy wszystkim: Mikołaj.
Karol Gajewski