Chcesz pomoc od państwa? Uzbrój się w cierpliwość i silne nogi
Państwo socjalne? Czy Polska to państwo socjalne? Oczywiście, ale najpierw musisz przejść dobrych parę kilometrów i zanieść stos dokumentów.
Walkę czas zacząć.
Poniedziałek. Południe. Latam od jednego urzędu do drugiego. Zbieram jakieś świstki, żeby dostać to, co mi się należy. W głowie się nie mieści, że w dobie komputerów, telefonów, maili musimy tak bardzo tułać się i prosić urzędników, żeby wydali nam kolejne zaświadczenie. Jesteśmy inwigilowani non stop, a i tak trzeba swoje wychodzić. Chodzę już parę godzin. W urzędzie skarbowym kolejka na co najmniej dwie godziny, tak samo w urzędzie miejskim. Pod koniec dnia udało mi się zebrać wszystkie potrzebne dokumenty. Teraz tylko wystarczy wypełnić wniosek, pójść do kolejnego ośrodka pomocy i złożyć papierki. Tylko. No właśnie tak mi się tylko zdawało, bo to dopiero początek mojej walki.
Nie jestem z rodziny patologicznej, ale potrzebuję pomocy od państwa.
Dziewiąta rano. Kolejka. Stoję w niej od godziny, a ona nie zmniejsza się. W ręku mam stos papierków. Jakieś zaświadczenia, jakieś oświadczenia. Sama dokładnie nie wiem co to jest. Kazali przynieść to przynoszę. Kolejna godzina. Kolejka zaczęła zmniejszać się. Już niedługo, już niedługo- powtarzam sobie w myślach. Wokół pełno ludzi. Młode matki wiekiem nie przekraczającym dwudziestki z dwójką biegających dzieci, kobiety, po których widać, że mają problem z alkoholem. I ja. Czuję się tutaj jak odmieniec. Nie piję, nie mam dzieci, uczę się. To wszystko sprawia, że ludzie dziwnie się na mnie patrzą. Wzrokiem pytają- co ona tutaj robi? Mimo to stoję, bo potrzebuję pomocy. Potrzebuję wsparcia finansowego od państwa. Mam nadzieję, że chociaż teraz mi pomogą, pomimo, że wiele razy w moim życiu spotkałam się z niesprawiedliwością.
Już prawie dotrwałam do końca kolejki. Jeszcze tylko 3 osoby przede mną. Trzyma mnie tam tylko fakt, że bardzo potrzebuję tych pieniędzy. Tyle się nachodziłam to nie mogę teraz odpuścić. Jest, jest, jest. Doczekałam się po prawie trzech godzinach podchodzę do okienka. Przy okienku siedzi starsza pani. Wyglądem przypomina większość urzędników. Ponura twarz oznajmia, że nie lubi swojej pracy, a petentów traktuje jako zło konieczne. Kładę jej ten stos dokumentów. Ona przegląda, ogląda, czyta. Miałam rację, nie lubi swojej pracy. Nie uśmiechnie się, nie powie uprzejmie tylko z wielkim oburzeniem mówi- to nie wszystko. Okazuje się, że to jest tylko część dokumentów, jakie muszę złożyć. Spis znalazłam na stronie internetowej urzędu. Jednak jest to tylko podstawowa lista papierów.
Miła pani przy okienku informuje mnie, że muszę zdobyć dokumenty nie tylko swoje , ale i od brata. We mnie aż się zagotowało. Jestem pełnoletnia, sama się utrzymuję. Co do mnie ma mój brat, który studiuje dziennie w innym mieście, sam zarabia 4 złote na godzinę pracując w wolnych chwilach w kinie. Odchodzę od okienka zakłopotana. Jestem w takim szoku, że nie mogę się otrząsnąć. Nie dość, że mnie tak przemaglowali – to jeszcze czepiają się mojego brata. Powoli dochodzę do wniosku, że lepiej zrobić sobie dziecko, albo popaść w patologię, żeby dostać pomoc od naszego państwa. Bo normalnym ludziom się nie pomaga. Takie jest przekonanie wśród urzędników w Polsce.
W końcu udało mi się powrócić do siebie i mogę wrócić do domu. Na dzisiaj mam dość wszelkich spraw. Pragnę jedynie się położyć i odpocząć, bo następne dni zapowiadają się dość ciekawie.
Uzyskiwanie kolejnych dokumentów.
Godzina dziesiąta następnego dnia. Jestem na uczelni. Muszę skontaktować się z bratem, aby pomógł mi on w zdobyciu potrzebnych dokumentów. Dzwonię. Mówię mu czego potrzebuję. Dowiaduję się od niego, że może być problem ze zdobycie niektórych papierów.
Brat teraz studiuje w Poznaniu, wcześniej mieszkał w Łodzi i tam pracował. Bo przecież urzędnicy potrzebują świstków sprzed dwóch lat. Muszę mieć zaświadczenie z jego poprzedniej pracy, że już tam nie pracuje. Absurdalne?
Do tej pory myślałam, że wystarczy rozliczać się z urzędem skarbowym i on wszystko o nas wie. Myślałam, że logiczne jest to, że skoro nie deklarujemy czegoś w urzędzie, to tam nie pracujemy. Jednak okazuje się, że się myliłam. Zaczęłam się zastanawiać, co się stanie, gdy firma upada i nie mogę uzyskać takiego zaświadczenia. Wygląda na to, że według prawa zostaję pozbawiona jakiejkolwiek pomocy ze strony państwa. Dlatego ostrzegam wszystkich, jeśli zmieniacie pracę zawsze bierzcie od dotychczasowego pracodawcy zaświadczenie, że już tam nie pracujecie.
Brat powiedział, że skontaktuje się z firmą, ale myśli że szybko mi takiego zaświadczenia nie przyślą. No cóż, poczekam.
Czekam, czekam, czekam. Mija tydzień, a brat nadal nie dostał odpowiedzi od byłego pracodawcy. Zaczęłam się martwić, bo urzędniczka dała mi dwa tygodnie czasu na uzupełnienie braków. Na szczęście wpadł mi pomysł. Poprosiłam brata, by ten napisał mi oświadczenie, że już nie pracuje w tej firmie. Nie mam już czasu na dalsze czekanie. Brat napisał i wysłał mi je.
Czy to już koniec?
Po trzech dniach przychodzi list z oświadczeniem. Idę. Dzisiaj znowu poświęcę cały dzień, aby zanieść papierek, który wcale nie jest im potrzebny. Gdyby tylko chcieli, dowiedzieliby się o tym wszystkim dużo wcześniej i dużo szybciej. Najprawdopodobniej wystarczyłby tylko jeden e-mail do jednej z instytucji. W końcu na każdym kroku jesteśmy śledzeni i prześwietlani.
Miałam szczęście kolejka była mniejsza niż wcześniej stałam tylko godzinę. Oddałam oświadczenie. Pani w okienku przyjęła, a ja mając nadzieję, że to wystarczy odchodzę.
Udało się wystarczyło. Dostałam list, że pomoc została mi przyznana. Pomimo, że nie piję, nie mam dzieci i się uczę – pomoc mi się należy.