Czy dyktator z Korei Płn. Kim Dzong-un może czuć się bezpiecznie?
Dwie próby zamachu stanu i dwa ataki na Kim Dzong-ila w czasie jego rządów – mimo otaczającej go ochrony, agentów i policjantów. Jego syn traktuje to jako porażkę.
Dyktator Korei Północnej Kim Dzong -il (1942-2011) przeżył co najmniej dwie próby zamachu stanu przeciwko jego totalitarnemu reżimowi i również dwa ataki na niego. Wiadomość taką przekazał dezerter z tajnych północnokoreańskich służb, który w 2005 r. uciekł do Korei Południowej. W trakcie swoich rządów Kim miał trójwarstwowy kordon bezpieczeństwa wokół siebie. Gdziekolwiek pojechał, zawsze w swoim specjalnym pociągu, miał zewnętrzną ochronę policji, agentów i osobistego ochroniarza. Nikt nie mógł się do niego przedostać.
Jego syn, obecny przywódca – Kim Dzong-un, nie naśladuje ojca w przesadnym stosowaniu środków bezpieczeństwa. Na zewnątrz przynajmniej porusza się tak, jakby nie był w skórze ojca, czuje się bezpieczny i całkowicie ufa ochroniarzowi. Być może obecny przywódca Korei Płn. jest jeszcze zbyt młody i reaguje impulsywniej niż jego zmarły ojciec, prawdopodobnie na atak serca w przedziale pociągu pancernego w 2011 r. Ale 31-letni syn nie podaje do dziś do publicznej wiadomości swojego życiorysu. Prawdopodobnie ma sporo wrogów w najbliższym otoczeniu. Jednym z nich jest wujek, musi bronić się przed nim, musi również rozbić kliki, czyhające na jego życie. Południowokoreańskie media mówią o co najmniej 200, które są rozbijane w ramach dokonywanych czystek. Kim w ciągu dwóch lat od objęcia urzędu, usunął lub zdegradował pięciu z siedmiu urzędników, którzy rządzili razem z jego ojcem – Kimem Dzong-il i towarzyszyli mu na pogrzebie w jego ostatniej drodze. On ze zbiorowego przywództwa dąży do jedynowładztwa.
Nie pokazuje po sobie lęku, podróżuje po kraju, spotyka się z wieloma osobami. Wielokrotnie pokazał się z zagranicznymi dyplomatami w czasie nieformalnych kontaktów: widywano go na karuzeli w nowym parku rozrywki w Phenianie oraz groteskowej noworocznej zakrapianej nocy w towarzystwie zaproszonych ambasadorów. Jego ojciec Kim Dzong-il miał kontakty jedynie z Rosją i Chinami. Nowy przywódca szuka szerszych kontaktów, nawet z gwiazdą koszykówki USA – Dennisem Rodmanem, który zasiadał z nim przy rodzinnym stole.
Kariera polityczna Kima jest obecnie prawdopodobnie bardziej narażona na ryzyko niż bezpieczeństwo jego życia. On śmie kwestionować jedynego sojusznika – Chiny. Kim zagroził z końcem marca, że wykona czwarty test nuklearny, mimo wszelkich sankcji ze strony ONZ. Jako ostrzeżenie wobec wspólnych ćwiczeń morskich przez Koreę Południową i USA wystrzelono z Korei Płn. do morza rakiety krótkiego, a ostatnio, dwa pociski średniego zasięgu. Ale sztuczka z bronią jądrową jest tylko prowokacją, wiadomo, że Pekin nie może pozwolić mu na to.
Chiński szef partii Xi Jin Ping nazywał w wywiadach publicznych Kima i jego politykę zagraniczną papierowym tygrysem. „Global Times” z kolei przestrzega, że przywódca Korei Płn. nie powinien wyciągać błędnych wniosków z faktu, że Chiny i Korea Płn. nie są traktowane w sprawach testów nuklearnych tak samo jak USA, Korea Południowa i Japonia. Pekin zdecydowanie odrzuca program nuklearny Korei Płn. Jak twierdzi, nie ma różnic między Chinami i USA, a świat powinien tak to odbierać i reagować. Phenian nie może rozwijać potencjału nuklearnego, takie fantazje powinny spalić na panewce.
Chiński ekspert do spraw Korei Płn. z Komitetu Centralnego KPCh, naukowiec pracujący w Wyższej Szkole Partyjnej – Zhang Liangui – uważa, że obecny przywódca Korei Płn. będzie chciał dokonać prób nuklearnych, ale przeliczył się z reakcją Chin. Xi Jinping – obecny przewodniczący KPCh – jest inny od swego poprzednika – Hu Jintao. – On może się zdenerwować i coś zrobić – powiedział Zhang w wywiadzie dla niemieckiego dziennika „Welt”. – Uważam, że Kim Dzong-un źle oszacował swoje możliwości – konstatuje Zhang.
Autokrata Kim nie pokazuje jednak lęku. Demonstracyjnie poleciał do leżącego na granicy z Chinami miasta Yalu Dandong i wylądował na lotnisku wojskowym Samjiyon. Koreańska gazeta partyjna „Rodong Sinmun”, drukowana w środę, pokazuje zdjęcie, jak Kim wysiadł z samolotu. Podpis jest wyraźnym sygnałem: w przeciwieństwie do swojego ojca Kim Dzong-ila obecny przywódca nie ma obaw przed lataniem. Jego ojciec nie korzystał z samolotu. Poleciał tylko raz w 1965 roku. Towarzyszył wtedy swemu ojcu i założycielowi Korei Północnej Kim Ir Sen-owi w jego wizycie w Indonezji. Pozostałe podróże później, w tym od 2010 r. siedem razy do Chin, Kim Dzong-il odbywał specjalnym pociągiem pancernym. W Chinach w czasie przejazdu pociągu za każdym razem stały tysiące żołnierzy wzdłuż trasy podróży.
Lęk Kim Dzong-ila przed zamachem był uzasadniony. Powiedział to w wywiadzie dla „Daily Telegraph” uciekinier z północnokoreańskiego wywiadu, przedstawiając się jak pan K. Potwierdził, że były co najmniej dwie nieudane próby zamachu dokonywane przez północnokoreańską armię po 1994 roku. Korea Południowa nie potwierdza danych o aresztowaniu oficerów północnokoreańskich, którzy wystąpili przeciw dyktaturze rodzinnej sprawowanej po śmierci Kim Ir Sena. Oficerowie wyszkoleni w radzieckiej Akademii Wojskowej, próbowali w 1994 roku wysadzić w powietrze konsulat radziecki w północnokoreańskim mieście Chongjin. Chcieli sprowokować incydent, aby zmusić Moskwę do działań w Korei Północnej. Innym razem przygotowywana była przez oficerów próba ataku na cele militarne w Phenianie – informował uciekinier z Korei Płn. Były też pojedyncze przypadki ataków na przywódcę. Jak podkreśla informator, jeden raz strzelano do dyktatora, drugi raz staranowano limuzynę ciężarówką. Kim Dzong –il jechał inną… O kolejnych zamach informator nie wiedział.
Natomiast Zhang Liangui mówi o przypuszczalnym ataku w 2004 roku. W kwietniu tego roku zderzeniu uległy dwa pociągi. Jeden z chemikaliami, drugi osobowy. Zginęło 161 osób. W tym samym czasie w pobliżu miejsca katastrofy miał przejeżdżać pociąg pancerny Kim Dzong-ila. Krótko po wypadku Phenian zakazał używania w Korei Północnej telefonów komórkowych.
Przywódcy Korei Północnej w swojej walce o bezpieczeństwo mają daleko rozwinięty system służb wywiadowczych i specjalnych – powiedział informator. Często kierowcy pracujący dla urzędników państwowych byli funkcjonariuszami służb bezpieczeństwa i składali co tygodniowy raport dyktatorowi.
Źródło: Die Welt