Europejskie elity chcą odwrócić wynik brytyjskiego referendum | Gazeta Bałtycka
Opublikowano: 26.06.2016

Europejskie elity chcą odwrócić wynik brytyjskiego referendum!

Większość Brytyjczyków wypowiedziała się za wyjściem ze struktur Unii Europejskiej. Co wcale nie oznacza, że stali się oni wrogami wszystkich europejskich państw, że poszli na wojnę z organizacją, w której przez wiele lat działali. A co słyszymy dziś w mediach, i to nie tylko tych polskich, ale europejskich właśnie?

RadaUE2014

Na początek: dzieleni są ci, którzy głosowali. Za „wyjściem” głos oddali oczywiście ludzie starsi, gorzej wykształceni, z małych miasteczek. W domyśle – bardziej zacofani, nienowocześni, w Polsce określani mianem zaściankowych. Ludzie nowocześni, otwarci, światli, zagłosowali za pozostaniem Wielkiej Brytanii w Unii. Za pozostaniem w Unii byli także ci, którzy są otwarci na politykę wielokulturową, gotowi przyjmować każdą ilość imigrantów z dowolnych krajów, ewentualnie wymuszać gigantyczne haracze od państw, które zajmują w tej sprawie inne stanowisko. Ponadto w mediach pokazywani są „na wyścigi” obywatele brytyjscy, którzy „przepraszają za błędne głosowanie”, którzy chcą „wycofać swój głos”, którzy już nie chcą wyjścia z Unii Europejskiej. Ponoć już zebrano dwa miliony głosów z żądaniem powtórzenia brytyjskiego referendum.

W środkach masowego przekazu omawiane są różne czarne scenariusze na temat rozpadu Unii, zwycięstwa Moskwy (albo, co bardziej oddziałuje na świadomość – złego Putina). W Polsce dodatkowo upadku Rzeczpospolitej. Świadczyć o tym mają „zawirowania” na giełdach, zmiany kursów walut.

Na tę kampanię propagandową, której celem jest „odwrócenie” wyników referendum, które bardzo nie odpowiadają brukselskiej biurokracji, przeznaczane są gigantyczne pieniądze.

Proponuję więc spojrzeć na całą sprawę brytyjskiego referendum spokojniejszym okiem, bez emocji. Obywatelom brytyjskim nie podoba się to, co dzieje się w Unii Europejskiej. Rozrost biurokracji, próby ingerencji w wewnętrzne sprawy państw członkowskich w tych obszarach, które należą do wyłącznych prerogatyw legalnych rządów tych państw, kształtowanie polityki zewnętrznej Unii bez poszanowania opinii i interesów poszczególnych krajów, w celu forsowania „jedynie słusznych” stanowisk urzędników unijnych.

Do tego gigantyczne trwonienie olbrzymich, unijnych pieniędzy na cele niekoniecznie sensowne (dopuszczalna moc żarówek i odkurzaczy, kształt bananów, instrukcja korzystania z drabiny – to już symbole osiągnięć organizacji, której początkiem była Wspólnota Węgla i Stali). Sygnały o tym, że działania unijnej biurokracji nie podobają się Brytyjczykom (i nie tylko), znane są od dawna.

Przecież premier Wielkiej Brytanii nie ogłosił referendum „z poniedziałku na czwartek”, jak stało się to niedawno w Rzeczpospolitej. O tym, że jeśli nie nastąpią zmiany w sposobie działania organów i poszczególnych unijnych urzędników, ogłosi referendum, uprzedzał ładnych kilka lat temu, gdy negocjował warunki udziału Wielkiej Brytanii w Unii (podkreślę, że Wielka Brytania ma te warunki w wielu punktach odmienne niż pozostałe kraje).

Widać, że brukselscy biurokraci poszli ścieżką polskich rządów koalicji PO-. „Jakoś to będzie, nic się nie stanie”. Okazało się, że większości (stosunkowo niewielkiej, ale jednak większości) Brytyjczyków nie odpowiada Unia istniejąca tylko teoretycznie, tylko po to, by zaspokajać finansowe ambicje swoich urzędników i gospodarcze dwóch, trzech wybranych krajów. Widać, że jako pierwsi „połapali” się w sytuacji i głośno przeciwko niej zaprotestowali.

Jeśli Unia tego nie zrozumie, a obecna kampania propagandowa i już rozpoczęte działania na przykład Niemiec wskazują, że tak właśnie będzie), „Brexit” stanie się faktem. W dodatku może przyczynić się do osłabienia naturalnej współpracy państw leżących w Europie. Próby „karania” Wielkiej Brytanii za chęć wyjścia z Unii (bez względu na to, jakie będą motywy takiego działania) spowodują, że wzajemna współpraca zastąpiona zostanie walką. Polityczną, gospodarczą. Oby żadną inną.

Ale Wielka Brytania, mająca doskonałe stosunki ze Stanami Zjednoczonymi, potężną gospodarkę i jeszcze większy gospodarczy potencjał – zapewne nie ugnie się przed ewentualnymi unijnymi sankcjami. Raczej pokaże, że sojuszników znajdzie nie tylko za oceanem. Jeśli Bruksela pójdzie taką drogą, stabilizacja i spokój w Europie mogą zniknąć na wiele, wiele lat. Czy tego chcą „wielcy unijni”?

Autor

- publicysta, komentator i felietonista.

Dodaj komentarz

XHTML: Można użyć znaczników html: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>



Moto Replika