Fałszywe alarmy bombowe w instytucjach publicznych. Eksperci: „Może być ich coraz więcej”
Kilkanaście instytucji publicznych w całym kraju musiało być ewakuowanych w związku z informacjami o podłożeniu bomby, które dotarły do nich drogą mailową. W województwie pomorskim ewakuowane były m.in. urzędy skarbowe, urzędy gmin, sądy, galerie handlowe. Eksperci ostrzegają, że tego typu alarmy mogę pojawiać się coraz częściej, bo, jak twierdzą, coraz łatwiej jest przesyłać wiadomości e-mailowe w sposób uniemożliwiający identyfikację ich autorów.
– Wiedza na temat tego, w jaki sposób wysłać e-mail tak, aby nikt nie dotarł do jego autora, staje się coraz bardziej powszechna – mówi jeden z ekspertów od systemów informatycznych. – Trudność takiego przedsięwzięcia nie jest duża. Organy ścigania, jeśli nawet trafią do konkretnej osoby, którą wytypują jako rzekomego autora fałszywego alarmu, będą musiały ją zwolnić, bo bardzo szybko okaże się, że nie ma on ze sprawą nic wspólnego. Prawdziwi sprawcy pozostaną anonimowi. Tak w wielkim skrócie działa metoda, która jest coraz powszechniejsza.
Kilka miesięcy temu mieliśmy podobną sytuację, w którą zaangażował się sam ówczesny minister spraw wewnętrznych – Bartłomiej Sienkiewicz. Na nogi postawiono całą policję. Czy znaleziono prawdziwych autorów alarmów bombowych? Nic na to nie wskazuje. Prawdopodobnie do dziś są bezkarni.
Sprawcom fałszywych alarmów grozi kara do dwóch lat więzienia oraz obowiązek pokrycia kosztów ewakuacji, które w tym wypadku mogą sięgać setek tysięcy złotych.