Gabinet cieni, czyli polityczny bezwartościowy folklor
Tak zwana opozycja totalna (czytaj: Platforma Obywatelska) powołała jakiś czas temu „gabinet cieni”. Twór znany przede wszystkim ze specyficznego, brytyjskiego systemu sprawowania władzy. Jaki jest cel powołania owego gabinetu w warunkach polskich?
Myślę, że najważniejszym celem jest uzyskanie kolejnych pięciu minut w środkach masowego przekazu. I ewentualnie przypomnienie, że opozycja totalna jeszcze istnieje.
Utworzony przez odsuniętych od władzy, w znacznej części skompromitowanych polityków partii do niedawna rządzącej „gabinet” najwyraźniej zamierza zajmować się tym, co jego przedstawiciele robili przez ostatni rok. A więc przede wszystkim krytykowaniem (aż prosi się o określenie: bezkrytycznym krytykowaniem) każdego, podkreślam, każdego posunięcia rządu.
Nie widać szans na jakiekolwiek sensowne propozycje, na jakiekolwiek konstruktywne uwagi. O projektach ustaw mających rzeczywiście i realnie zmieniać Polskę w silny gospodarczo, niezależny i szanowany kraj – można zapomnieć.
Zresztą, kto z wielkich przedstawicieli gabinetu cieni miałby się tym zajmować? Czy pani była premier Ewa Kopacz, która najwyraźniej uważa, że ludzie pamiętają jej głównie sławne przekopywanie podsmoleńskiej ziemi na metr w głąb? Pozwolę sobie przypomnieć, że nie mniej ważnym dziełem pani Ewy było zapoczątkowanie swoistych reform służby zdrowia. Reformy te polegały głównie na takim rozbudowywaniu procedur związanych z uzyskaniem lekarskiej pomocy, że stały się one praktycznie nie do przejścia dla przeciętnego, schorowanego człowieka. Trzeba jednak oddać co cesarskie cesarzowi. Pan Arłukowicz twórczo rozwinął pomysły pani Kopacz. W nagrodę teraz pełni funkcję rzecznika gabinetu cieni.
Cieniem premier Beaty Szydło został pan Grzegorz Schetyna. Znany głównie z tego, że kiedyś nie dał się wykluczyć z Platformy panu Donaldowi Tuskowi, a teraz zakulisowymi działaniami powoli i dokładnie usuwa z szeregów jego zwolenników. Jest prawdą, że do swego gabinetu pan Schetyna powołał kilku ludzi z tak zwanego drugiego szeregu. Myślę, że w ten sposób Platforma chce w jakiś sposób spopularyzować te nazwiska, rozszerzyć krąg swoich zwolenników (działaczy) występujących w sprzyjających jej mediach (głównie telewizjach).
W związku z tym, że twarze panów Marcinkiewicza, Klicha, Komorowskiego, Sikorskiego, Grabarczyka czy Sienkiewicza, eksploatowane na wszelkie możliwe sposoby, wywołują raczej negatywne skojarzenia telewidzów, zapadła decyzja o „wymianie kadr”. Szkoda, że nikt nie chce ujawnić, kto naprawdę trzyma ster rządów Platformy.
Łatwo jest krytykować politycznego rywala. Łatwo twierdzić, że premier Beata Szydło jest marionetką w rękach prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Ale równie łatwo mogę postawić pytanie: czyje ręce sterować będą panem Krzysztofem Brejzą czy panią Urszulą Augustyn? Pytania proponuję potraktować retorycznie. A powołany z wielką „pompą” gabinet cieni jako kolejny obrazek naszego politycznego folkloru. Gdzie niekoniecznie mądrość i roztropność muszą iść na czele. Czego dowiodły lata rządów koalicji PO – PSL.