Gdańskie jezdnie w coraz gorszym stanie, urzędnicy nie reagują!
Stan techniczny gdańskich ulic miejscami jest zatrważający. Mieszkańcy się skarżą, piszą pisma, proszą o interwencję. Co robią urzędnicy? Milczą, albo w najlepszym razie stosują słynną „spychologię”, próbując udowodnić, że za gdańskie jezdnie odpowiada ktoś inny. Za taką pracę otrzymują ogromne wynagrodzenie.
Regularnie docierają do nas sygnały od mieszkańców Gdańska, którzy wskazują miejsca szczególnie niebezpieczne z uwagi na fatalny stan jezdni. – Można przewrócić się wpadając w dziurę, złamać nogę, albo poważnie uszkodzić samochód – alarmują mieszkańcy. Ilość takich miejsc jest coraz większa, bo miasto od dłuższego czasu w zasadzie w ogóle nie remontuje jezdni. Każda zima powoduje ogromne zniszczenia, tymczasem od kilku lat pozimowe remonty są coraz rzadsze.
W imieniu naszych czytelników postanowiliśmy poinformować Zarząd Dróg i Zieleni w Gdańsku – czyli instytucję odpowiedzialną za stan miejskich jezdni – o problemach mieszkańców, prosząc jednocześnie o naprawę tych najbardziej zniszczonych ulic.
– Przewidujemy jedynie naprawy bieżące nawierzchni. Jeśli chodzi o bardziej kompleksowe remonty – odpowiada za to obecnie Dyrekcja Rozbudowy Miasta Gdańska – twierdzi Katarzyna Kaczmarek z ZDiZ.
Zarząd Dróg i Zieleni jednak bardzo niechętnie dokonuje nawet bieżących napraw, sugerując najwyraźniej, że stan większości dróg kwalifikuje się do kompleksowych remontów. A za takie inwestycje odpowiada z kolei Dyrekcja Rozbudowy Miasta Gdańska. Czy nie jest to typowa dla poprzedniej epoki tzw. „urzędnicza spychologia”?
Poprosiliśmy zatem drugą instytucję o podjęcie odpowiednich działań we wskazanych przez mieszkańców lokalizacjach. Okazało się jednak, że Dyrekcja Rozbudowy Miasta Gdańska całkowicie zignorowała sygnały mieszkańców. Można zatem wnioskować, że najprawdopodobniej w ogóle nie jest zainteresowana jakąkolwiek działalnością w obszarze remontów gdańskich dróg.
Dyrektorem Dyrekcji Rozbudowy Miasta Gdańska jest Włodzimierz Bartosiewicz, który jest utrzymywany z pieniędzy mieszkańców Gdańska i zarabia miesięcznie ponad 15 tys. zł, dodatkowo w 2014 roku zarobił 16 tys. zł w ramach umowy zlecenia z Urzędem Miejskim w Gdańsku. Brak reakcji ze strony urzędnika, który powinien pracować na rzecz mieszkańców Gdańska, uważamy za wielki skandal!
Z kolei dyrektorem ZDiZ, instytucji, która ma dokonywać jedynie „bieżących napraw” jezdni, jest Mieczysław Kotłowski, który miesięcznie zarabia blisko 15 tys. zł. Problem jednak w tym, że mieszkańcy bardzo często nie mogą doczekać się nawet tych „bieżących napraw”.
Tak pracują gdańscy urzędnicy, którzy za ogromne pieniądze całkowicie ignorują bardzo niepokojące sygnały ze strony mieszkańców.
No dobra, czyli zmienimy dyrektorow.
Zapraszam na ul. Sempołowskiej na Dolnym Mieście, tam jest znacznie „lepiej”.