Gniew bogini gór – Nepal po trzęsieniu ziemi
Jak wiemy, w sobotę silne trzęsienie ziemi wstrząsnęło Nepalem. Epicentrum znajdowało się na północ od stolicy tego małego kraju: Kathmandu, zwanej kiedyś Kashthamandap, co w sanskrycie oznacza mniej więcej „drewnianą pagodę”. Teraz jego spora część leży w gruzach. Rodziny ofiar palą stosy pogrzebowe. Ostatnie wielkie trzęsienie ziemi wydarzyło się tu stosunkowo dawno, bo w 1935 roku.
Nepal jest jednym z najlepszych „tourist destination” w Azji, stosunkowo tani i egzotyczny, a dolina Kathmandu daje dostęp do trekingu u stóp Himalajów. Od lat tłumy hippisów i poszukiwaczy oświecenia z Zachodu przybywały do tego fascynującego, biednego materialnie, azjatyckiego kraju o pradawnej kulturze buddyjskiej i hinduistycznej. Tysiące zagranicznych turystów były w sobotę w Kathmandu, a – wg agencji Reutersa – w całym kraju około 300.000! W tym ponad tysiąc Francuzów, trzystu Włochów. Nowi już na razie nie dotrą – właśnie kolejne linie lotnicze zawiesiły loty pasażerskie do tego pięknego skrawka ziemi, na progu pradawnych gór.
Na jedynym międzynarodowym lotnisku Tribhuvan panuje chaos, pas startowy jest popękany, wiele dróg jest w podobnym stanie, stolica Nepalu jest prawie odcięta od reszty świata. Czomolungma-Sagarmatha – Bogini matka gór jest rozgniewana…
Na Evereście zeszła potworna lawina. Kilkuset zachodnich wspinaczy było tam w czasie weekendu, wielu z nich poniosło śmierć. Wioski górskie też są zniszczone w dużym stopniu, a jak wiadomo dostęp tam jest szczególnie trudny.
Zabudowa Kathmandu jest bardzo ciasna – teraz biedne domy mieszkalne, bogatsze wille i starożytne świątynie stanowią prawie jednolitą masę gruzu. Na ratunek pospieszyło wiele krajów, na miejscu organizowana jest doraźna pomoc, bo wielu z miliona mieszkańców spędziło kolejną noc w namiotach. A wstrząsy mogą powrócić…
To świetnie, że tzw. społeczność międzynarodowa reaguje od razu. Na pewno wiele istnień da się jeszcze uratować. Jednakże, jak donoszą agencje prasowe, tłumy zdesperowanych głodnych i bezdomnych mieszkańców właśnie opuszczają stolicę kraju, pozostawieni sami sobie, nie mogąc się doczekać natychmiastowej pomocy… Autobusy są totalnie przeładowane, oprócz nich nie ma wielu alternatyw dla podróży: bo przypomnijmy że Nepal nie posiada linii kolejowych!
Czasem zastanawiam się, dlaczego taki zły los dotyka właśnie takie biedne kraje… Miałem w Polsce znajomego, który odwiedzał Nepal regularnie, od lat, urzeczony naturalnym stylem życia mieszkańców i wibracją tego niezwykłego miejsca.
Ja zaś planowałem się tam wreszcie wybrać w tym roku. Odwiedzić starożytne ashramy, połazić po Thamelu, by zanurzyć się w jego atmosferze, pojeździć rowerem górskim po dolinie Kathmandu (na liście światowego dziedzictwa UNESCO) oraz – przede wszystkim – zobaczyć te mistyczne Himalaje, choćby w oddali…
A tu Nepal po katastrofie, widziane z helikoptera (RT news):
Do dzisiaj – środa – odnotowano w sumie 101 kolejnych wstrząsów ! Pomoc międzynarodowa zaczyna docierać do Nepalu coraz szerzej, także do prawie niedostępnych górskich wiosek. Mimo tego, już ponad 300 tys ludzi opuściło stolicę kraju. Panuje strach przed wybuchem epidemii. Wielu obywateli jest wściekłych, że rząd robi tak niewiele, by im pomóc. Są zdani na siebie…Ale wg ONZ, największym wyzwaniem będzie zapewnienie stałego schronienia tym którzy znaleźli tymczasowe w namiotach – w przyszłym tygodniu oczekiwane są burze, zbliża się pora monsunu…mimo tego, część mieszkańców ma dość kolejnej nocy pod namiotem i wracają do swoich domostw. Niektóre dzielnice stolicy próbują funkcjonować normalnie, działają uliczne stragany i bankomaty.
Jest też sporo żywiołowej radości, bo wyciągnięto spod gruzów chłopca który przeżył tam pięć dni, jedząc klarowane masło (tak zwane ghee) z opakowania leżącego obok niego i wysysając wodę z mokrego ubrania. Oraz żywą pracownicę hostelu i 4 miesięczne dziecko. A w górskich wioskach liczba ofiar może być mniejsza niż zakładano, bo w momencie trzęsienia większość wieśniaków pracowała w polu i dzięki temu przeżyli. Zaś od przyszłego tygodnia planowane jest wznowienie wspinaczek na Mont Everest.
Nepal jest małym państwem, dla nas o wiele bardziej odległym niż np. Syria, za jakiś czas jego temat zejdzie z czołówek newsów i będziemy się znowu łudzić – tak jak było to np. z Haiti – że tam już jest lepiej, normalniej, ok. Typowa mentalność: to straszna katastrofa, ale jak to dobrze że nie u nas… Ale pamiętajmy o tym magicznym kraju na skraju świata.
Kilka linków do organizacji charytatywnych: tu można przekazać dotację dla Nepalu :
- http://relief.sattya.org
- https://life.indiegogo.com/fundraisers/help-the-children-of-nepal–3
- http://www.gofundme.com/sy7frjs
Natomiast w Paryżu francuski „spiderman” Alan Robert wspiął się – bez zabezpieczeń – na Montparnasse Tower, gdzie próbował zatknąć flagi: nepalską i modlitewne. Zajęło mu to niecałą godzinę… Zanim wdrapał się na tę 210-metrową konstrukcję, powiedział, iż myślami jest z towarzyszami wspinaczami, których trzęsienie ziemi zastało w bazie u podnóża Mont Everestu.
Ciekawa relacja !
Dobrze, ze pomoc plynie, mimo ze faktycznie to dla nas temat odlegly. Czemu taki los nie spotkal pieprzonego Kremla ,ale religijny kraj ?