I po świętach. Pozostał świąteczny galimatias
Święta na dobrą sprawę się skończyły, a zostały po nich umyte okna, nieschowany koszyczek i resztki w lodówce. A może warto się zastanowić, co jeszcze pozostawiła po sobie Wielkanoc?
Święta wielkanocne są teoretycznie największym świętem chrześcijan. Teoretycznie, bo często traktowane są po macoszemu, no bo wszakże jak mogą równać się z pełnym prezentów Bożym Narodzeniem. Natura ludzka przeobraziła się w dzisiejszych czasach do tego stopnia, że nic wychodzącego poza sferę materialną nie ma większego znaczenia. Efekty tego widoczne są jak na dłoni. Kolorowe pisanki ukrywane przez czekoladowe zajączki wśród tandetnych, żółtych kurczaczków, czyli typowy obraz świąt wielkanocnych. Nie można zapominać też o słodko-gorzkich barankach, słodkich od cukru, gorzkich w symbolice.
Słodko-gorzkie takie na dobrą sprawę są właśnie święta Wielkiej Nocy. Jeśli przez chwilę się zastanowimy co „wydarzyło się” w czasie Triduum Paschalnego, dotrze do nas, że poniekąd stała się tragedia. Nie ma chyba lepszego słowa, które podsumuje zdradę, bezlitosne tortury i śmierć. Wiadome jest, że później przychodzi słodkie Zmartwychwstanie, które jest clou całych świąt. Te wszystkie wydarzenia są podstawą wiary każdego chrześcijanina. To świąteczna interpretacja dla duszy i umysłu, a co ze stroną materialną? Triduum materialne czyli mycie, sprzątanie, gotowanie. W większości domów tak to wygląda, a w niektórych jest tak przesadzone, że nic dziwnego, że pojawiają się hasła takie jak „umyj okna dla Jezusa”. Gotowanie przesadzonych ilości jedzenia to standard, którego nie warto poruszać. Oczywiście nic z tych rzeczy nie jest w żadnym razie złe, ale nie powinno się postrzegać Wielkanocy tylko na tym poziomie.
Wracając do tandetnych ozdób, one również mają głębsze znaczenie symboliczne. Skąd przykicał na nasze stoły czekoladowy króliczek, nie jest do końca wiadome, bo wiele pogańskich religii używało tego symbolu, w kontekście odrodzenia. Podobnie sprawa ma się z pisankami, których tradycja liczy już ponad 5000 lat i wywodzi się z Mezopotamii. Jajko od wieków uznawane było za symbol życia, co z czasem zostało zawłaszczone przez religię chrześcijańską. Plastikowe kurczaczki z hipermarketu zostały stworzone na zasadzie skojarzenia. Sama Wielkanoc jest z założenia pogańska. Niegdyś nazywano ją „świętem nowego życia”, a prościej mówiąc wiosny.
Zostaje też jeden element niezliczonej ilości świątecznych stołów, jakim jest butelka wódki. Zaraz, zaraz poganie symboliki w tym nie znaleźli, chrześcijanie tym bardziej. Wiadomą rzeczą jest skłonność Polaków do świętowania pod wpływem alkoholu. Niestety, kolejną tradycją kultywowaną od lat jest późniejsze wsiadanie za kierownicę. Nie trzeba tłumaczyć, jak często kończy się to tragedią, a niestety nikt nie jest jak Jezus i po trzech dniach nie zmartwychwstanie.
W poniedziałek przychodzi na rozweselenie śmigus dyngus i po raz kolejny wychodzi na jaw, że Polacy mają problem z umiarem w „polewaniu”. W tym przypadku przeziębienie jest najmniejszym problemem. Najgorliwsi tradycjonaliści polewają z wyższych pięter, z pędzących samochodów lub wlewają dla odmiany do stojących samochodów.
Wychodzi z tego niezły galimatias. Święta pogańsko-chrześcijańskie połączone z brakiem umiaru w polewaniu i wielkim sprzątaniem? Może i tak, ale grunt, że jest wesoło. Choć może warto przystanąć pomiędzy żurkiem a kiełbaską i przemyśleć kilka spraw…