Imperium syndyków. Mają zaspokajać wierzycieli, a stoją z nimi w konflikcie interesów | Gazeta Bałtycka
Opublikowano: 3.09.2013

Imperium syndyków. Mają zaspokajać wierzycieli, a stoją z nimi w konflikcie interesów

Po dwudziestu jeden latach syndyk kończy postępowanie upadłościowe firmy ELGAZ, której właścicielem był Janusz Leksztoń. Okazuje się jednak, że na upadłościach najlepiej wychodzą syndykowie, w których interesie jest przedłużanie w nieskończoność procesu upadłościowego, dzięki któremu regularnie zarabiają pieniądze. Widać tu jasno interesów między wierzycielami a syndykami.

Janusz Leksztoń pod koniec lat 90. Jeden z najbogatszych Polaków. Założyciel firmy ELGAZ.

Janusz Leksztoń pod koniec lat 90. Jeden z najbogatszych Polaków. Założyciel firmy ELGAZ. (fot. lekszton.pl)

Przedsiębiorstwo ELGAZ było to wielobranżowe przedsiębiorstwo założone w 1985 roku, należące do Janusza Leksztonia R1; na początku lat 90 wymienianego wśród najbogatszych Polaków. W ówczesnych czasach jedna z największych prywatnych firm w Polsce. Siedziba przedsiębiorstwa mieściła się w Gdyni Chyloni przy ul. Północnej 9A.

Początkowo firma działała jako niewielki zakład rzemieślniczy, zajmujący się produkcją kotłów gazowych. W niedługim czasie zamieniona została w wielobranżowe przedsiębiorstwo, w którego skład wchodziły min.: zakład produkujący kotły gazowe, pierwszy w Polsce zakład produkujący okna z PCV, odlewnia ciśnieniowa, Prywatna Telewizja Elgaz (PTE) R1; realizująca programy telewizyjne i opracowująca polskie wersje filmów, Agencja Reklamowa Elgaz – „ARE” – wykonująca filmy i zdjęcia reklamowe, Studio Video „ARE” – zajmujące się kopiowaniem oraz dystrybucją filmów na kasetach wideo, biuro turystyczne, prywatne linie lotnicze PLLE, własny terminal VIP na lotnisku w Gdańsku Rębiechowie, istniejący do dzisiaj, 49% udziałów w firmie Nissan Poland – dealerze samochodów Nissan, sieć punktów sprzedaży serwisowych i handlowych na terenie całego kraju.

Leksztoń miał w planach założenie własnych linii lotniczych.

Leksztoń miał w planach założenie własnych linii lotniczych. (fot. lekszton.pl)

Nie warto analizować tu ani przyczyn ani warunków powstawania tworu nazywanego przez niektórych „imperium Leksztonia”, ani tym bardziej warunków i przyczyn jego upadku. Warto jednak zapytać cóż to było za imperium, (może rzymskie albo otomańskie), że jego likwidację trzeba było prowadzić aż dwadzieścia jeden lat?

Firma ELGAZ zajmowała się działalnością w bardzo wielu branżach. Jednym z pomysłów było stworzenie telewizji.

Firma ELGAZ zajmowała się działalnością w bardzo wielu branżach. Jednym z pomysłów było stworzenie telewizji. (fot. lekszton.pl)

Dziś polski system prawny pozwala syndykowi masy upadłościowej na prowadzenie działalności likwidacyjnej praktycznie bez ograniczeń czasowych. Zły to system, który nie wymusza na syndyku skutecznego zaspokajania wierzycieli. Zwróćmy uwagę, że w interesie syndyka jest przedłużanie procesu upadłościowego, czyli nie zaspokojenie wszystkich wierzycieli, ponieważ dzięki temu trwać może jego działalność, za którą dostaje regularnie spore pieniądze R1; z majątku upadłej spółki. A zatem istnieje tu ewidentny interesów na styku syndyk – wierzyciel.

Janusz Leksztoń około 2000 roku zamieszkiwał w dużej, luksusowej, chronionej rezydencji, w ekskluzywnej dzielnicy Gdyni.

Janusz Leksztoń około 2000 roku zamieszkiwał w dużej, luksusowej, chronionej rezydencji, w ekskluzywnej dzielnicy Gdyni. (fot. lekszton.pl)

Fora internetowe aż roją się od przykładów mniejszych, większych i całkiem dużych „geszeftów”, kręconych przez syndyków. Internauci piszą bez ogródek, jakie układy trzeba mieć, by zostać syndykiem masy upadłościowej atrakcyjnej (oczywiście dla syndyka) firmy.

Okazuje się, że i na tym polu nasze państwo nie potrafi sobie poradzić. Dwadzieścia trzy lata kapitalizmu pozwoliły stworzyć kastę ludzi nietykalnych, zaufanych, doskonale uposażonych, za to nie ponoszących żadnej odpowiedzialności za to, co za grube pieniądze robią. A robić mogą aż do emerytury (nawet po przesunięciu granicy wieku upoważniającego do przejścia na tę, wspomnianą emeryturę). W dodatku na koszt podatnika ( komisarze) i likwidowanych przedsiębiorstw (syndykowie). Przykład ELGAZU jest tego najlepszym dowodem.

Autor

- publicysta, komentator i felietonista.

Wyświetlono 7 komentarzy
Napisano
  1. Z przykrością muszę stwierdzić, że autor artykułu nie wykazał się wybitną wiedzą w temacie, którym był uprzejmy się zająć.A ściślej to nie wykazał się żadną wiedzą. Tezy które przedstawił są w jego przekonaniu sensacyjne, cóż z tego, że z gruntu błędne.
    I tak nie jest prawdą, że syndyk kiedykolwiek może być zainteresowany przedłużaniem postępowania upadłościowego. Nie było tak ani wtedy gdy obowiązywało Rozporządzenie Prezydenta RP z 24 października 1934 r. prawo upadłościowe, które ma zastosowanie w opisywanym postępowaniu, ani potem, po wejściu w życie w 2003 r. ustawy prawo upadłościowe i naprawcze. I wtedy i teraz syndyk otrzymuje jedno wynagrodzenie za całość postępowania – wyznaczone na koniec postępowania.Najogólniej zależne jest ono od wartości masy upadłości (górna granica do 5% wartości masy wcześniej, teraz do 3% masy)i oceny jego pracy przez Sąd upadłościowy – Sąd co do zasady raczej ustala to wynagrodzenie niżej – jako część wynagrodzenia określonego przepisami jako maksymalne.Im szybciej zatem syndykowi uda się ukończyć postępowanie tym szybciej może otrzymać wynagrodzenie. Czyli w żadnym przypadku przedłużanie postępowania nie leży w interesie syndyka.
    Aby nie zaciemniać problemu celowo pominąłem fakt, iż syndyk może w trakcie postępowania wnioskować o zaliczki na poczet ostatecznego, jednego wynagrodzenia. Sąd może lecz wcale nie musi mu taką zaliczkę przyznać. Każda pobrana zaliczka zostanie oczywiście uwzględniona w wynagrodzeniu ostatecznym (pomniejszy je).
    artykułu dowiedział się jak pisze od internautów.
    Nie wiem dlaczego to postępowanie trwało aż tak długo,podobnie jak autor artykułu. Także jestem tym zdziwiony. Przeciwnie jednak niż autor posiadam podstawową wiedzę na temat obowiązującego prawa także upadłościowego, oraz obowiązujących w postępowaniach upadłościowych procedur. Mogę więc wyobrazić sobie sobie, że postępowanie było bardzo skomplikowane (takie komplikacje często występujące w postępowaniach to nieustalone stany prawne nieruchomości, spory sądowe, które syndyk musi toczyć zarówno jako powód jak i w charakterze pozwanego, wreszcie trudności ze zbyciem składników masy upadłości – czasem syndyk jest zobowiązany zorganizować kolejno kilka, a nawet kilkanaście przetargów na sprzedaż nieruchomości i nie daje to efektu, bo nie ma żadnych ofert.Ponadto warto wiedzieć, że na większość ważnych czynności syndyk każdorazowo musi uzyskać zezwolenie rady wierzycieli bądź sędziego-komisarza. Często na tę zgodę czeka długo – miesiąc, a czasem kilka miesięcy.
    Czasem za zaistniałą przewlekłość ponosi winę sędzia-komisarz i sąd, czasem skonfliktowany z syndykiem upadły bądź jego reprezentant. Czasami w końcu wbrew interesom wszystkich wierzycieli przedłużają postępowanie niektórzy wierzyciele. Bardzo często nie licząc się kompletnie z interesem pozostałych wierzycieli taką postawą wykazują się wierzyciele zabezpieczeni rzeczowo. Oni co do zasady mają w postępowaniu zupełnie inny interes niż pozostali.I tak dalej.
    Prawdą jest także, że jak w każdej grupie zawodowej może zdarzyć się nieudolny albo wręcz nieuczciwy syndyk.
    Z mojej wiedzy wynik, że taki przypadek zdarza się sporadycznie. Nie częściej niż wśród dziennikarzy, księży czy nauczycieli.
    Ale Panie redaktorze nawet taki syndyk nigdy wbrew swojemu interesowi nigdy nie przedłużałby w nieskończoność postępowania. No chyba gdyby jeszcze przy okazji był idiotą.

  2. Z przykrością muszę stwierdzić, że autor artykułu nie wykazał się wybitną wiedzą w temacie, którym był uprzejmy się zająć.A ściślej to nie wykazał się żadną wiedzą. Tezy które przedstawił są w jego przekonaniu sensacyjne, cóż z tego, że z gruntu błędne.
    I tak nie jest prawdą, że syndyk kiedykolwiek może być zainteresowany przedłużaniem postępowania upadłościowego. Nie było tak ani wtedy gdy obowiązywało Rozporządzenie Prezydenta RP z 24 października 1934 r. prawo upadłościowe, które ma zastosowanie w opisywanym postępowaniu, ani potem, po wejściu w życie w 2003 r. ustawy prawo upadłościowe i naprawcze. I wtedy i teraz syndyk otrzymuje jedno wynagrodzenie za całość postępowania – wyznaczone na koniec postępowania.Najogólniej zależne jest ono od wartości masy upadłości (górna granica do 5% wartości masy wcześniej, teraz do 3% masy)i oceny jego pracy przez Sąd upadłościowy – Sąd co do zasady raczej ustala to wynagrodzenie niżej – jako część wynagrodzenia określonego przepisami jako maksymalne.Im szybciej zatem syndykowi uda się ukończyć postępowanie tym szybciej może otrzymać wynagrodzenie. Czyli w żadnym przypadku przedłużanie postępowania nie leży w interesie syndyka.
    Aby nie zaciemniać problemu celowo pominąłem fakt, iż syndyk może w trakcie postępowania wnioskować o zaliczki na poczet ostatecznego, jednego wynagrodzenia. Sąd może lecz wcale nie musi mu taką zaliczkę przyznać. Każda pobrana zaliczka zostanie oczywiście uwzględniona w wynagrodzeniu ostatecznym (pomniejszy je).
    Nie wiem dlaczego to postępowanie trwało aż tak długo,podobnie jak autor artykułu. Także jestem tym zdziwiony. Przeciwnie jednak niż autor posiadam podstawową wiedzę na temat obowiązującego prawa także upadłościowego, oraz obowiązujących w postępowaniach upadłościowych procedur. Mogę więc wyobrazić sobie sobie, że postępowanie było bardzo skomplikowane (takie komplikacje często występujące w postępowaniach to nieustalone stany prawne nieruchomości, spory sądowe, które syndyk musi toczyć zarówno jako powód jak i w charakterze pozwanego, wreszcie trudności ze zbyciem składników masy upadłości – czasem syndyk jest zobowiązany zorganizować kolejno kilka, a nawet kilkanaście przetargów na sprzedaż nieruchomości i nie daje to efektu, bo nie ma żadnych ofert.Ponadto warto wiedzieć, że na większość ważnych czynności syndyk każdorazowo musi uzyskać zezwolenie rady wierzycieli bądź sędziego-komisarza. Często na tę zgodę czeka długo – miesiąc, a czasem kilka miesięcy.
    Czasem za zaistniałą przewlekłość ponosi winę sędzia-komisarz i sąd, czasem skonfliktowany z syndykiem upadły bądź jego reprezentant. Czasami w końcu wbrew interesom wszystkich wierzycieli przedłużają postępowanie niektórzy wierzyciele. Bardzo często nie licząc się kompletnie z interesem pozostałych wierzycieli taką postawą wykazują się wierzyciele zabezpieczeni rzeczowo. Oni co do zasady mają w postępowaniu zupełnie inny interes niż pozostali.I tak dalej.
    Prawdą jest także, że jak w każdej grupie zawodowej może zdarzyć się nieudolny albo wręcz nieuczciwy syndyk.
    Z mojej wiedzy wynik, że taki przypadek zdarza się sporadycznie. Nie częściej niż wśród dziennikarzy, księży czy nauczycieli.
    Ale Panie redaktorze nawet taki syndyk nigdy wbrew swojemu interesowi nigdy nie przedłużałby w nieskończoność postępowania. No chyba gdyby jeszcze przy okazji był idiotą.
    I na koniec jedna uwaga do autora. Ryzykowne wydaje mi się czerpanie wiedzy o otaczającym nas świecie z opinii o syndykach, geszeftach, sędziach i sądach na anonimowych internautów. A jeżeli już Pan tak czyni to raczej proszę się do tego nie przyznawać.

    • Karol pisze:

      Syndyk czerpie zyski i moze sobie te zyski zwiekszac takze za zgodą sądu im dłużej trwa cła procedura. Wcale nie jest tak że tego robić nie może. To co piszesz to tylko ładnie brzmiąca teoria i praktyka jest taka że wiekszosc syndykow z takiej opcji korzysta. Co oznacza, że opłaca sie im przeciągać procedure. W tym czasie funkcjonują i zatrudniają ludzi. To może trwać nawet kilkadziesiąt lat. A nawet celowo może wydłużać działanie bo np. „nie będzie umiał” czegoś spienięzyć oczywiście tylko na papierku.

      • Andrzej pisze:

        Karolu, jesteś kolejnym który nie ma wiedzy a uważa że powinien zabrać głos w sprawie. Otóż pragnę cię wyprowadzić z błędu upadłóść to nie jest taki sam temat jak zdrowie czy polityka na którym znają się wszyscy, w tej grupie prawdopodobnie i ty.Prcedura upadłościowa jest dosyć precyzyjna i ani syndykj ani sąd nie mogą jej zmienić.
        Piszesz „syndyk czerpie zyski itd – przyjacielu, obowiązkiem syndyka jest, jeśli to możliwe,prowadzenie dalej przedsiębiorstwa upadłego i generowanie zysku do czasu jego sprzedaży. Bo jak nie trudno zgadnąć, przedsiębiorstwo działające ma większą wartość niż suma jego skłądników majątkowych, tyle tylko że te zyski nie idą do kieszeni syndyka tylko zwiększają fundusze masy upadłości czyli dla twej wiadomości, zwiększają sumę do podziału pomiedzy wierzycieli. Prawda to jest taka, że większość syndyków, ale nie wszyscy, woli zakład zamknąć na kłódkę niz prowadzić dalej działalnośc. Dlaczego, bo prowadzenie działalności wiąże się wyłacznie z kłopotami, wymaga dużej widzy mengerskiej i dużego zaangażowania a za to akurat nasz ustawodawca zapłacić nie chce. Po co się więc w to pchać skoro wynagrodzenie syndyka od tego nie zalezy.

  3. Karol pisze:

    I jeszcze jedna sprawa. Piszesz: „nawet taki syndyk nigdy wbrew swojemu interesowi nigdy nie przedłużałby w nieskończoność postępowania. No chyba gdyby jeszcze przy okazji był idiotą.” Masz tu racje!!!!! Dlatego przedłuża postępowanie ZGODNIE ze swoim interesem. BO W JEGO INTERESIE JEST PRZECIAGANIE SPRAWY. BO MA Z TEGO ZYSKI. Takie przynajmniej mam odczucie patrzac na wiele spraw i postępowan syndyków. Znak konkretne sytuacje i konkretne przykłady.

    • Andrzej pisze:

      Masz to podaj te konkretne sytuacje i przykłady. Tylko podaj nie te o których słyszałeś i masz odczucie tylko te które znasz ze szczegółami.

  4. Majątek „upadłego” to 150 mln zł. Sąd ustala wynagrodzenie w wysokości 2% tej wartości – 3 mln zł. (Później będzie można to zwiększyć). Wypłacane co miesiąc w formie zaliczki. Syndyk zakłada, że proces likwidacji będzie realizował przez 10 lat. Miesięcznie daje to skromne ponad 8 tys. zł. Majątkiem upadłego musi ktoś zarządzać.(Nie robi tego syndyk osobiście. On musi likwidować już następne upadłe firmy). Zinwentaryzować, uregulować stany prawne poszczególnych składników, pilnować, wynajmować, niekiedy prowadzić produkcję (na wszystko to pozwala, a nawet zaleca takie działanie – prawo). A więc syndyk wynajmuje różne składniki majątku (nieruchomości) upadłego innym podmiotom, prowadzi (z niewielkim natężeniem) produkcję. Majątek upadłego „pracuje”, choć w bardzo ograniczonym zakresie. I przynosi regularne, acz stosunkowo niewielkie wpływy. To z tych wpływów syndyk może opłacać osoby zarządzające majątkiem upadłego. Dla uproszczenia nazwijmy takie osoby„szwagrem syndyka i jego księgową”. „Szwagier syndyka i jego księgowa” mogą na takim zarządzaniu zarobić pensje porównywalne z pensją dyrektora niejednej dużej firmy, borykającej się z trudnościami rynkowymi, sanepidami, inspekcjami itp. A tu obowiązków jakby trochę mniej. I wszystko to w majestacie prawa, z zachowaniem uczciwości i nienagannej postawy moralnej. Przynajmniej w takim kształcie, jak niektórzy ją rozumieją. I wszyscy są zadowoleni. Prawda?

Dodaj komentarz

XHTML: Można użyć znaczników html: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>



Moto Replika