Kamiński i spółka. „Brak jasnego, spójnego, prostego i zrozumiałego prawa to dramat”
Sąd w imieniu Rzeczpospolitej wydał wyrok. Skazał byłego szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego i kilku wysokiej rangi funkcjonariuszy tej wielce tajemniczej instytucji na kary więzienia. Jak dotąd wyrok jest nieprawomocny.
Przypuszczam, że do ostatecznego (prawomocnego) wyroku poczekamy jeszcze kilka lat. (Skazany już zapowiedział apelację). A sprawa już kilka lat trwa. Pisałem przy innej okazji, że skandalem jest (przynajmniej w moim przekonaniu) rozstrzyganie spraw, nawet najpoważniejszych, całymi latami. Mam tu na myśli nie tylko czas trwania spraw sądowych, ale okres trwania spraw od momentu postawienia człowiekowi zarzutu (co czyni zwykle prokurator) do ostatecznego (prawomocnego) wyroku, który wydaje niezawisły sąd. Dziś jednak chcę zastanowić się nad nieco innym zagadnieniem.
Jeśli pamięć mnie nie zawodzi, jakiś czas temu sąd w innym składzie sprawę, która obecnie zakończona została wyrokiem skazującym, umorzył z powodu braku cech przestępstwa (tak też potwierdzają to niektóre media).
Jeśli tak było, to dramatem mojego państwa jest prawo, które pozwala na tak różne jego interpretowanie. Powtarzam. Jest to dramat. Oto sami, w wolnej Polsce, po dwudziestu pięciu latach niezawisłości, niezależności, niepodległości, pełnej wolności narodowej, nie potrafiliśmy stworzyć jasnego, spójnego, prostego i zrozumiałego prawa. Okazuje się, że stawanie przed sądem można śmiało porównać do rosyjskiej ruletki. A może bardziej trafne będzie, że ta ruletka nie taka już rosyjska, a polska?
Co ma zrobić przeciętny obywatel, zwykły „Kowalski”, gdy przyjdzie mu zmierzyć się z taką właśnie, polską machiną sprawiedliwości? Nie krytykuję w tym miejscu wydanego wyroku! Nie znam sprawy nawet na tyle, by móc powiedzieć, jakie jest moje zdanie na ten temat. Zapewne każdy z sędziów orzekających w tej sprawie (i ten, który ją umorzył, i ten, który wydał wyrok skazujący) jest w zgodzie z własnym sumieniem i ustawami (bo tylko te dwa elementy mogą mieć wpływ na wydawanie wyroków). Każdy z nich przekonany jest też zapewne o słuszności wydanego przez siebie werdyktu. Nie mam żadnych powodów, żeby wątpić w uczciwość któregokolwiek z nich. Ale powtarzam w tej sytuacji: jak to się dzieje, że sąd te same fakty, rozumiem, że na podstawie tych samych dowodów, w dwóch różnych terminach rozstrzyga tak bardzo różnie. To nie jest różnica surowości wyroku. Tę bym zrozumiał. To jest diametralna różnica w ocenie tych samych zdarzeń przez dwa różne składy orzekające.
Żeby sprawa była całkowicie jasna. Nie jest to jedyny taki przypadek w polskich sądach. Sprawa nie dotyczy wyłącznie prawa karnego. To samo mamy na przykład w przypadku prawa podatkowego. Słynne „interpretacje”, w tym indywidualne, są tego najlepszym dowodem. Czy w związku z tym postulat zgłaszany przez kandydatkę SLD na urząd Prezydenta Rzeczpospolitej, mówiący o konieczności napisania prawa od nowa, to rzeczywiście takie „banialuki”, jak byli to uprzejmi przedstawiać dyspozycyjni dziennikarze niektórych stacji telewizyjnych? Sądząc z wydanego dopiero co wyroku, chyba nie mieli racji.
Kaminskiemu sie nalezalo.