Kto zarabia na smogu, czyli pseudoekologiczne oszustwo
Rozpoczęta stosunkowo niedawno propagandowa akcja „uświadamiania” obywateli na temat rzekomej obecności w powietrzu tzw. smogu była tylko wstępem do tego, co tak naprawdę za nią się kryje. Z pewnością nie chodzi o zdrowie obywateli. W tle jest za to gigantyczny zysk, który szacuje się na ok. 130 mld zł.
W latach 60, 70, nawet 80, gdy okręgi przemysłowe w Polsce pracowały bardzo intensywnie, po drogach jeździły duże i paliwożerne ciężarówki typu Star czy Kamaz, a ludzi woziły kopcące Jelcze, Autosany czy Ikarusy – smogu nie było.
W tzw. nowej Polsce, gdy okręgi przemysłowe przestały istnieć, zamknięto niemal wszystkie huty, większość stoczni, fabryk, czy cukrowni, czyli w gruncie rzeczy znakomitą część przemysłu; po tym, gdy na drogach pojawiły się nowoczesne samochody, autobusy i ciężarówki; w okolicach roku 2014 nagle w Polsce pojawił się smog. I sam ten fakt już powinien budzić co najmniej bardzo poważne wątpliwości. Pojawił się za sprawą szeregu osób bardzo intensywnie pracujących po to, aby właśnie w świadomości Polaków smog zaistniał i zadomowił się na dobre.
Tak też się stało i dziś świadomość istnienia smogu jest niemal powszechna. Niektórzy nawet – po tym, gdy dowiedzieli się, że coś takiego jak smog istnieje – zaczęli odczuwać problemy z oddychaniem. Dolegliwości przyszły nagle, a czasowa zbieżność z antysmogowymi kampaniami informacyjnymi jest oczywiście przypadkowa…
Mamy zatem propagandowe figury, nieznane bliżej podmioty, równie nieznane źródła finansowania i cały szereg działań mających ma celu zastraszenie Polaków poprzez uderzenie w bardzo wrażliwą sferę, jaką jest zdrowie, które swoją droga jest wyjątkowo wdzięcznym tematem do realizacji zadań lobbingowych i dezinformacyjnych, a przeciętny Polak, nawet nie do końca przekonany o prawdziwości sugerowanych zagrożeń – gotów jest zabezpieczyć się przed nimi, na wszelki wypadek. Jest to w pełni zrozumiałe, bo gdy budzone są emocje, racjonalizm i chłodna analiza faktów tracą znaczenie.
Nowe piece, nowe wydatki
Przed nami kolejny punkt wielkiej kampanii, którą zapoczątkowano (wszystko na to wskazuje) wśród elit Unii Europejskiej. O szczegółach już pisaliśmy:
UJAWNIAMY. Kto i co stoi za Alarmem Smogowym? Ekologia, czy biznes?
Tym etapem jest tzw. termomodernizacja wszystkich polskich domostw po to, aby rzekomo było zdrowiej i aby pozbyć się – jak podają ośrodki propagandowe – „śmiercionośnego smogu”.
Na czym w istocie ma polegać termomodernizacja, za którą wszyscy mamy płacić? Na obowiązkowej wymianie starych pieców (mówi się o nich „kopciuchy”) na nowe, ekologiczne, 5. lub nawet 6. klasy. Przy czym w większości województw, z zupełnie niezrozumiałych względów, zabroniono dokonywać modernizacji starych pieców na rzecz ich całkowitej wymiany. Ale to nie wszystko. Przy wymianie pieca konieczna jest również modernizacja instalacji kominowej odpowiedzialnej za odprowadzanie spalin – a o tym już się nie wspomina. Kocioł 5. klasy to wydatek rzędu co najmniej 10 tys. zł. Do tego doliczyć należy dostosowanie komina, dokładniej jego konstrukcji nośnej – jest to koszt rzędu ok. 7 tys. zł.
To jednak jeszcze nie wszystko, bo w tzw. nowoczesnym piecu palić możemy już tylko paliwem typu ekogroszek. To zaś powoduje, że roczny koszt ogrzania przeciętnego domostwa wzrośnie o ok. 3 tys. zł.
Przy okazji, na skutek niezrozumiałych uregulowań UE, z rynku wyeliminowano najczystsze po węglu koksującym paliwo, jakim jest flotokoncentrat, którego cena za tonę oscylowała w granicach ok. 270-320 zł. Koniec z tanim i ekologicznym grzaniem – można by podsumować
Sumując wydatki związane z tzw. termomodernizacją mamy już kwotę ok. 20 tys. zł.
Zanieczyszczenie zostaje
A jaki jest faktyczny efekt termomodernizacji? Otóż taki, że powietrze będzie w dalszym ciągu zanieczyszczone, ponieważ funkcjonowanie pieców 5. lub 6. generacji powoduje, że do atmosfery, wraz z parą wodną wydobywa się bardzo szkodliwy kwas siarkowy i siarkawy, a także kwas azotowy i azotawy.
Grupa polskich naukowców zrzeszona w Komitecie Obrony Polskich Zasobów Naturalnych już dawno ten problem opisała, dokonała szczegółowych badań laboratoryjnych i wykazała, że problem związany z zanieczyszczeniem powietrza nie zależy od klasy kotłów. Problem polega jedynie na sposobie spalania węgla.
Polscy specjaliści z KOPZN wykazali, że do spalanego węgla wystarczy dodawać sorbent w ilości 2 proc. w stosunku do ilości węgla, który w efekcie poprawia sprawność pieców, niemal całkowicie eliminuje dym i chroni piece przed destrukcją chemiczną.
Dlaczego w ten prosty i wyjątkowo tani sposób nie poprawia się jakości polskiego powietrza? A zamiast tego proponuje się wymianę całego systemu grzewczego, który ostatecznie nie przynosi żadnego efektu? Rynek termomodernizacji szacowany jest na ok. 130 mld zł i zapewne ta suma jest najwłaściwszą odpowiedzią na postawione wyżej pytanie.
Na koniec ciekawostka z jednego z urzędów. Na informacje otrzymane od specjalisty z Komitetu Obrony Polskich Zasobów Naturalnych wskazujące na prosty sposób polepszenia jakości powierza, w panice tak odpowiedziała dyrektor wydziału ochrony środowiska: Tylko niech pan tego głośno nie mówi, bo gdyby ludzie się o tym dowiedzieli, nie wybraliby nas!
Powstaje zatem pytanie, dlaczego polski rząd nie prowadzi rozsądnej polityki mającej na celu ochronę zdrowia Polaków, nie słucha specjalistów, doskonałych polskich naukowców, profesorów politechnik, którzy zagadnienia techniczne ze wszystkich niemalże dziedzin mają w pełni opracowane? Ich badania, opracowania i patenty trafiają na półki bibliotek, a w tym samym czasie polski rząd poddaje się naciskom rozmaitych grup, których jedynym celem jest wydrenowanie kieszenie naszych rodaków.
Pamiętajmy jeszcze o jednym. Każde tzw. „dofinansowanie państwa” do jakiegoś przedsięwzięcia, w istocie jest opłacane z pieniędzy wszystkich podatników, bo przecież rząd nie może dysponować własnymi pieniędzmi, ponieważ zwyczajnie ich nie posiada.
Czy w dalszym ciągu powinniśmy godzić się na finansowanie projektów, które nie przynoszą żadnych realnych efektów?