Media – jaka właściwie jest ich rola? Czy stają się jawną tubą propagandową ustawodawcy i rządu?
Dwa dni temu napisałem, że 18 grudnia 2014 roku, pod osłoną nocy (o godz. 0:45) posłowie wybrani do Sejmu Rzeczpospolitej Polskiej usiłowali dokonać zmiany treści zapisów Konstytucji. Próba nie udała się. Do tzw. kwalifikowanej większości zabrakło pięciu głosów. Sytuację nazwałem skandaliczną. Podtrzymuję tę ocenę.
Skandalem jest, że bez większej dyskusji, w gruncie rzeczy po cichutku, w tajemnicy przed społeczeństwem, egzotyczne, powołane ad hoc (a może nie) koalicje próbują zmienić ustawę zasadniczą.
Ale jeszcze większym skandalem jest to, że najważniejsze media, niekiedy nazywane mediami głównego nurtu, na ten temat milczą jak zaklęte. Co ciekawe: milczą praktycznie wszystkie. TVP, Polskie Radio, TVN, Polsat, Rzeczpospolita, Gazeta Wyborcza – nigdzie, powtarzam, nigdzie nie znalazłem nawet wzmianki o zamierzonym głosowaniu, nigdzie nie znalazłem wyników tegoż głosowania.
Widzę dwa rozwiązania tej ciekawej sytuacji. Pierwsze – bardzo źle szukałem stosownych informacji. Przeprowadziłem pewien eksperyment. W gronie znajomych, ludzi różnie, raczej dobrze wykształconych, na różnych, odpowiedzialnych i mniej odpowiedzialnych stanowiskach, zadałem 19 grudnia pytanie: jakie ustawy (tematy) były omawiane, a zwłaszcza głosowane w Sejmie dnia poprzedniego? Najbliższa prawdy była odpowiedź jednego tylko z kolegów. Głosowano projekt ustawy budżetowej. Na kolejne pytanie: co jeszcze? Odpowiedź tego samego człowieka: „I nic więcej ważnego. Jakieś typowe drobiazgi”. Pozostali pytani nie potrafili odpowiedzieć ani na pierwsze, ani na drugie pytanie.
Myślę więc, że pierwsze z dwóch możliwych rozwiązań nie znajduje uzasadnienia w mojej nieporadności w zakresie poszukiwań w mediach ważnych informacji. Pozostaje drugie rozwiązanie: główne media dostały wręcz zakaz publikacji informacji na temat głosowania zmian w Konstytucji Rzeczpospolitej. Zwracam uwagę, że poszczególne redakcje „zakaz” mogły otrzymywać z różnych miejsc: od właściciela, od wydawcy, od redaktora naczelnego. Nie zawsze wspomniany zakaz musiał mieć formę formalnego zakazu. Przecież wystarczy delikatna sugestia „redakcyjnego władcy”, że w Sejmie nic ważnego się nie dzieje. Przecież wystarczy wniosek kolegium redakcyjnego, że temat zmian w Konstytucji jest „mało medialny”. Przecież wystarczy powiedzieć, że najważniejszym przekazem dnia jest informacja o tym, co posłanka Pawłowicz spożywała w sali plenarnej. Kto miałby ten zakaz wydać, w jakiej formie, w jakim celu – nie wiem i nie zamierzam tego dochodzić.
Stwierdzam jednak, że jeżeli tak było, to istniejąca w okresie Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej cenzura jawi się dziś niczym miś pluszowy w stosunku do niedźwiedzia z Gór Skalistych. Nie ma urzędu na Mysiej, nie ma się na kogo poskarżyć, w zasadzie nie ma sprawy, a dla tzw. światowej opinii publicznej mamy w Rzeczpospolitej „wolne media”. I tylko te wolne media miast być „czwartą władzą”, sprawującą społeczną kontrolę nad władzami: ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą, stają się jawną tubą propagandową ustawodawcy i rządu, ogłupiając społeczeństwo i manipulując nim.
Jak za „najlepszych czasów”. Tyle, że z wykorzystaniem „zdobyczy nauk społecznych”. Ta sytuacja nie będzie trwała wiecznie. Społeczeństwo obudzi się. Ale im zrobi to później, tym straty dla Polski, dla Polaków, dla naszej Ojczyzny, będą większe. Oby były jeszcze do odrobienia.