Mordobicie – dialog po polsku
Z dwóch monologów nie będzie dialogu zwłaszcza wtedy, kiedy zamiast „siły argumentów” używamy „argumentu siły”. Obserwując debatę publiczną w Polsce dochodzę do wniosku, że najczęściej stosowanym „argumentem siły” jest obrażanie swego oponenta za pomocą „argumentum ad personam”.
Dzieje się tak wtedy, kiedy uciekamy od meritum sporu, a zaczynamy opisywać faktyczne lub rzekome cechy swego interlokutora.
Coś w stylu „X jest Żydem? Co Żyd może wiedzieć o polskim patriotyzmie?” lub „Y jest księdzem. Co ksiądz może wiedzieć o gender lub tolerancji dla gejów?”. Obrażanie oponenta, które ma wyprowadzić go z równowagi, to nasz narodowy styl prowadzenia dyskursów. Obecny w życiu politycznym i prywatnym, kiedy z głupoty, intelektualnego lenistwa czy chęci dominacji unikamy trudu dyskusji na temat. Ale już nawet Schopenhauer w „Erystyce” zaznaczył, że jest to ostatni sposób nieuczciwej argumentacji stosowany wtedy, gdy inne zawodzą. Warto tu podkreślić słowo – nieuczciwej, bo w takiej dyskusji nie chodzi o zrozumienie poglądów interlokutora, ale o pokazanie, że „moje jest na wierzchu i to ja mam rację”.
To nie jest prawdziwy dialog, ale właśnie tytułowe mordobicie, po którym z satysfakcją zaciera się ręce i mruczy pod nosem – „ale mu dołożyłem”.
Aby dialog mógł zaistnieć – pisał ks. prof. Józef Tischner – „trzeba wyjść z kryjówki. Trzeba się wychylić, przekroczyć próg, wyciągnąć rękę, znaleźć wspólne miejsce do dyskusji”. To trudny proces, przyznaję. Długi i trudny, bo wymaga – już na wstępie – porzucenia przekonania, że to ja mam rację, a mój oponent się myli. Ponadto wymaga wzajemnego szacunku, a z tym bardzo często mają Polacy kłopot. Można odnieść wrażenia, że Polacy lubią swój kraj, ale bez… Polaków. Zwłaszcza bez swoich oponentów, których najchętniej wysłaliby na Marsa albo na Madagaskar.
Czym jest według mnie owa tischnerowska „kryjówka”?
To mogą być kompleksy, zadawnione urazy, obawa o utratę pozycji czy władzy. Niekiedy lęk przed nieprzewidywalnością zmian, które nadchodzą i sprawiają, że mamy wrażenie utraty kontroli nad światem i swoim życiem.
Bardzo często także ignorancja wynikająca z przeświadczenia, że nie warto niczego poznawać i zrozumieć. Megalomańska i niebezpieczna, kiedy dotyczy innych religii, kultur czy nowych zjawisk.
Dobrym przykładem owego „mordobicia” jest wymiana zdań pomiędzy zwolennikami i przeciwnikami tej ideologii. Zwolennicy gender uważają swoich oponentów za „ciemnogród”. W podobnym duchu wypowiadają się przeciwnicy, uznając tych pierwszych, za lewackie dzieci marksizmu. Typowe mordobicie po polsku. A wystarczyłoby, na początek, wyjść ze swoich „kryjówek”. O wyciągnięciu ręki nie chcę już marzyć.