Na pokładzie trimaranu „Brigitte Bardot”
Jest słoneczne, sobotnie popołudnie. Z wizyty na pokładzie statku Acquarius – który stał się bazą dla międzynarodowej grupy Lekarze Świata – nici, bo kolejka na kilkadziesiąt minut a Medecins du Monde odpływają wkrótce z Marsylii ku libijskim brzegom.
Natomiast wkrótce potem goszczę na pokładzie niewielkiej ale nowoczesnej jednostki, służącej radykalnej ekologicznej organizacji Sea Shepherd (Morski Pasterz).
Ten fantazyjny, 35-metrowy, wyposażony w podwójny silnik diesla oraz sprzęt nawigacyjny z wysokiej półki – trimaran został wybudowany w australijskiej stoczni w 1988 roku – początkowo w celu celu okrążenia Ziemi w 80 dni. I dokonał tego w lipcu tego samego roku, pokonawszy ponad 20 tys. mil morskich w 74 dni i 20 godzin, co stało się zresztą oficjalnym rekordem Guinessa dla tej kategorii statku!
Potem ratował uszkodzony jacht Delta Dore z hiszpańskich regat, holując go na dystansie ponad ośmiuset mil, używany był do prac morskich, oraz jako charter. Zmieniał dwukrotnie nazwę i właściciela, najpierw zwany był Ocean 7 Adventurer, później zaś – gdy odkupiła go organizacja Sea Shepherd, służył w akcjach ekologicznych i antywielorybniczych jako Gojira/Godzilla. Wkrótce jednakże producenci tej serii japońskich filmów upomnieli się o zawłaszczenie praw autorskich: wówczas trimaran przemianowano na Brigitte Bardot… a dlaczego?
Otóż w 1977 roku Kanadyjczyk, kapitan Paul Watson (człowiek niezwykły i przyjaciel zwierząt: współzałożyciel Greenpeace) zabrał tą francuska aktorkę, symbol seksu lat 60 tych, na wyprawę której celem było powstrzymanie rzezi fok.
Bardotka wkrótce aktywnie zaangażowała się w obronę praw zwierząt. Zaś Mr Watson wkrótce opuścił Greenpeace – w którym doszła do władzy frakcja bardziej ugodowa – i założył właśnie Sea Shepherd Conservation Society. Aktualnie niezłomny kapitan mieszka w Paryżu ze swoja drugą żoną. (Bywał określany przez media jako współczesny pirat albo ekoterrorysta. Od dzieciństwa ratował zwierzęta, w dorosłym życiu za pomaganie im został kilkukrotnie raniony przez ludzi…)
A Bardotka od 2011 roku pływała dzielnie po morzach i oceanach, wożąc kolejnych ekowojowników na niebezpieczne misje, była nawet na Morzu Rossa i na Antarktydzie… Dziś wnętrze trimarana zdobią zdjęcia aktorki z czasów świetności, oraz fotografie innych statków organizacji.
Po pokładzie M/Y Brigitte Bardot oprowadza mnie Julie, filigranowa Francuzka związana od sześciu lat z lokalnym oddziałem Morskiego Pasterza. Mają też filie w Lyonie i Paryżu. Uwrażliwiają szkolną młodzież w tematach eksploatacji mórz, zanieczyszczeń, rzezi wielorybów i fok albo po prostu zbierają śmieci z śródziemnomorskich plaż. W ubiegłym roku uczestniczyli w kampanii oświatowej Mare Nostrum.
Dziewczyna mówi z szybkością broni szybkostrzelnej, liczę na jakieś prywatne wyznania żeglarki, ale grupa zwiedzająca się powiększa, schodzimy do wnętrza… w brzuchu Bardotki robi się ciasno, i trochę oficjalnie, czasami przemykają członkowie załogi dokonujący drobnych napraw i australijski kapitan, jakby onieśmielony nieco. Nie mówią po francusku, no jasne.
A Julie głosem zawodowej oprowadzaczki wycieczek opowiada historię statku i organizacji. – Ta rurka to nie do podciągania się, o nie: teraz nawet przy nadbrzeżu odrobinkę huśta, prawda? No to wyobraźcie sobie jak jest tutaj podczas sztormu… Dowiadujemy się, że w kambuzie panuje kuchnia ściśle wegańska, i macha do nas australijskim kucharz. Julie przechodzi na moment na angielski, chwaląc kolegę – To nasz najlepszy kuchenka! Przygryzam wargi, by się nie śmiać, wygląda na to, iż tylko mnie bawi ten błąd językowy… A kucharz z Antypodów robi cool minę.
Potem francuska morska wilczyca mówi o masowym kłusownictwie na oceanie światowym, skażonych metalami ciężkimi rybach morskich sprzedawanych w supermarketach, pyta nas jakie zwierzę – po człowieku rzecz jasna – konsumuje najwięcej ryb? Konsternacja… rekin? Rzucam to pytanie, ale działaczka wyprowadza nas z błędu: – chodzi o kota domowego… kolejny absurd naszej cywilizacji.
Ale jest w grupie jakiś pan z dzieckiem, kwestionuje niektóre wypowiedzi dziewczyny, kręcąc głową przecząco, gdy Julie łapie oddech po kolejnej przydługiej wypowiedzi: to nie we Francji… Ona mówi o katastrofalnym niszczeniu środowiska jakie powoduje przemysł mięsny i rybny, a on znowu przecząco głową: -To nie we Francji… No tak, Francja jest przecież ok. Co ta dziewczyna wygaduje, jaki weganizm, przecież to kraj sera itd. – staram się zrozumieć jego mimikę.
Potem, na koniec, Julia tłumaczy, iż na pokładzie w czasie akcji na pełnym morzu, używają wyłącznie języka angielskiego. Bo stałą załogę stanowią tylko Australijczycy i Amerykanka.
I że część z nich to jednak wegetarianie. Powstrzymuję się od kąśliwej uwagi: czy zatem na pokładzie spożywanie sera jest zakazane? A Pan znowu kiwa głowa, on swoje wie, kiwa nią ponownie, triumfalnie. Wyszło na jego jednak. Przecież to Francja…
Zwiedzamy dalej i wracamy na pokład, wychodząc zamieniam kilka słów z kapitanem: popłyną wkrótce na Sycylię, gdzie pomiędzy włoskim butem a tą cudna wyspą mieści się duży, lokalny rezerwat flory i fauny śródziemnomorskiej.
A Bardotka – ups, przepraszam Madame Bardotte – narobiła sobie w ostatnich latach niezłego bigosu, krytykując otwarcie i niejeden raz francuskich muzułmanów. Była i jest radykalna, wyraża zdecydowanie swoje zdanie, natomiast z dawnego symbolu seksu stała się symbolem… naturalnego starzenia. I plastikowe celebrytki spod znaku „botox zombie” mogłyby się od niej nauczyć naturalności.
Nawiasem mówiąc i zdaniem niektórych, Greenpeace niestety w ostatnich latach stwarza wrażenie jakby służył pokątnie interesom grup, przeciwko którym na początku tak szczerze walczył…
A oto trimaran Brigitte Bardot na pełnym morzu i w całej okazałości :