Nasz polski Krym w dwudziestoleciu międzywojennym
Słysząc głosy naszych polityków w sprawie Ukrainy, człowiek z podstawową świadomością społeczno-polityczną i wiedzą historyczną na pewno reaguje emocjonalnie.
Polscy dyplomaci wydaje się, że tkwią w fantastycznej krainie swoich wyobrażeń i wizji. Ich kontakt z rzeczywistością ograniczył się do wypowiedzi przed kamerami. Mają one jednak charakter autosugestii, w której polityk utwierdza się w przekonaniu, że to co mówi, jest prawdą. Poza tym nasi decydenci ciągle sprawiają wrażenie niewidomego, opowiadającego społeczeństwu o otaczającym ich krajobrazie.
W tym przypadku „krajobrazem” jest Ukraina, a dokładnie Krym. Słyszymy w mediach hasła: sankcje, konsekwencje, zbrojenie. W trakcie programów publicystycznych stosuje się porównania historyczne mniej lub bardziej trafne. Skoro nasi politycy osiągnęli już taki poziom mądrości i wszechmocy, że wiedzą jak ukarać jedno z największych imperiów na świecie – to gratuluję im. Choć nie znam przypadku w historii ani naturze, gdzie zbieranina „słabych” karałaby „silnego”. Porównując to do świata natury, nie znam przypadku, gdzie stado gołębi karze sokoła. Nasi rządowi przedstawiciele poza ignorancją geopolityczną wykazują się też zupełnym brakiem wiedzy historycznej lub traktują ją totalnie wybiórczo.
Odsyłam nasze głowy rządowe w takim razie do nauki historii, skoro idziemy ostatnio drogą porównań dziejowych, warto jest zwrócić uwagę na rok 1920. Rzeczpospolita jest w trakcie drugiego roku walki o niepodległość i prawo funkcjonowania jako niezależne państwo w Europie po 123 latach nieobecności. We wrześniu 1920 roku wiadomym już było, że w wyniku załamania się ofensywy bolszewickiej pod Warszawą szanse na niepodległą Polskę są wielkie – teraz natomiast nadchodzi czas ustalenia granicy wschodniej. Po I wojnie światowej na podstawie traktatów pokojowych utworzyła się relatywna równowaga, na której straży stały wielkie mocarstwa tamtych lat. Tak samo jak dziś ustalono, że żadne zmiany na mapie Europy nie mogą być wynikiem agresji państwa silniejszego wobec słabszego. Na czele Rzeczypospolitej stoi Józef Piłsudski, zwolennik koncepcji federacyjnej, w której państwa /narody wschodnie (Litwa, Ukraina, Białoruś) miałyby być pod protekcją Polski, zachowując przy tym własnych przedstawicieli państwowych, mających stwarzać pozory wolności narodu. Pomysł Piłsudskiego jednak ze względów militarnych i gospodarczych był praktycznie niemożliwy do zrealizowania. Ciekawym wydarzeniem, w którym możemy znaleźć pewną bolesną analogię jest tzw. „bunt Żeligowskiego”. W związku z odwrotem wojsk bolszewickich po porażce odniesionej pod Warszawą w Polskim rządzie odżyły hasła rewizji granic przedrozbiorowych i wielkiej Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Problemem jednak była niechęć, a często nienawiść Litwinów wobec tych dążeń.Litwini traktowali to jako zapowiedź okupacji, a czasy dawnej Rzeczypospolitej jako okres zaborów. Punktem spornym pomiędzy oba państwami była Wileńszczyzna, na której mieszkało ponad 60% Polaków (w dniu dzisiejszym na Krymie stosunek Rosjan do innych grup etnicznych jest mniej więcej podobny). Region ten jednak oficjalnie na mocy ustaleń międzynarodowych prawnie należał się Litwie, a w Wilnie urzędowali urzędnicy Ententy. Piłsudski nie uznawał jednak takiego stanu rzeczy i korzystając z prawa silniejszego, zastosował pewien znany nam z obecnych wydarzeń fortel. Wraz z generałem Lucjanem Żeligowskim ustalili strategię podstępu.
Żołnierze (duża ich część była litewskiego pochodzenia) Lucjana Żeligowskiego, udając bunt przeciwko rządowi w Warszawie, rozpoczynają marsz na Wilno. Po kilku potyczkach z wojskiem litewskim „buntownicy” 9 października wkraczają do stolicy dzisiejszej Litwy. Na miejscu wita ich piąta kolumna – polscy mieszkańcy Wilna, którzy na własną rękę zajęli już większość miasta. Sam Żeligowski wobec jeńców litewskich nie stosuje żadnych represji, żołnierze wraz z bronią często puszczani są na wolność. W końcu generał nie chce wojować z bratnim narodem litewskim.
Polacy zajmują Wileńszczyznę mimo protestów międzynarodowych i rządu litewskiego w Kownie. 12 października 1920 roku, trzy dni po zajęciu miasta, generał Lucjan Żeligowski wydanym dekretem proklamuje utworzenie Republiki Litwy Środkowej. Dziwny twór państwowy funkcjonuje do 1922 roku – jest kwestią sporną i bolesną pomiędzy Litwą a Polską, nawet do dnia dzisiejszego. 8 stycznia 1922 roku Komisja Rządząca, w której skład wchodzili sami Polacy przeprowadza wybory do sejmu wileńskiego. 20 lutego 1922 roku Sejm podejmuje uchwałę głoszącą, że Ziemia Wileńska stanowi integralną część Rzeczypospolitej Polskiej. W marcu zaś podpisano akt przyłączenia Litwy Środkowej do Polski.
Jakoś sytuacja ta jest analogiczna do tej na Krymie. W pamięci naszego narodu jakoś dziwnym trafem mamy dużo „białych plam” lub nagle tracimy pamięć o naszych występkach. Uwielbiamy machać szabelką, która w naszym mniemaniu jest obrońcą praw człowieka do wolności i równości. Lubujemy się w „naginaniu” etyki dziejowej do naszej racji. Kreujemy często wizję ukatowanego mesjasza narodów, zapominając o krzywdach, które my wyrządziliśmy – skoro tak wypominamy „wydarzenia Wołyńskie” Ukraińcom, może nam przypomniany winien być Jarema Wiśniowiecki lub właśnie wydarzenia między Polską a Litwą w latach 1920-22.
„Jakoś sytuacja ta jest analogiczna do tej na Krymie”
Rzeczywiście mocno „jakoś”, bo generalnie to nie sposób znaleźć analogii. I nie ma potrzeby.
Mieszkańcy Krymu zupełnie dosłownie walczyli o niepodległość – „Krym należy do Tatarów i to oni będą decydować o przyszłości ziem swoich przodków. Warto wspomnieć, że Tatarom udało się odzyskać utraconą w końcu XVIII w. niepodległość tak samo, jak nam Polakom, w 1918r. Na czele rządu Krymskiej Republiki Ludowej stał polski Tatar gen. Maciej Sulkiewicz. Tatarzy zwrócili się do Polski o protektorat nad niepodległym Krymem. Piłsudski zaakceptował tę propozycję, a Liga Narodów potwierdziła polskie prawa” (http://tiny.pl/q4mrd)
Nie ma potrzeby szukać burych plam w naszej historii, które miałyby być alibi dla kogo właściwie? I dlaczego pan dziennikarz czuje się zobowiązany do znalezienia takiego alibi.
Wicenigga- jakbyś znał trochę historię i statystyki ludności. Zwróciłbyś uwagę na ilość Tatarów na Krymie i ich możliwości polityczne- nie mają możliwości- są mniejszością. Co do protektoratu RP nad Krymem- doczytaj proszę informacje na temat możliwości gospodarczych i militarnych II RP ( oficerowie wyszkoleni w 3 różnych armiach, często nie lubili się, 3 systemy walutowe, brak infrastruktury wzmocniony brakiem przemysłu i oczywiście portu na handel). Jesteś właśnie żywym przykładem Polaka, któremu jeśli wypomni się „bure” strony historii- nagle podnosisz larum. Niestety jako Polka wiem ,że mamy i taką historię. Ciesze się że pan Marcin w ten sposób nam ją ukazuje. Nie obraża nas a pisze dla uświadomienia. To jest mój były nauczyciel historii i nie wyobrażam sobie lepszego. Jesli miałbys kiedy mozliwosc posluchania jego wykladow mysle ze nie napisalbys ze szuka alibi dla Rosjan. Tylko pokazuje ze w historii takie rzeczy sie zdarzaly a Polska tez nie zawsze byla fair.
Drogi Panie Wicenigga. Pozwolę sobie Panu odpowiedzieć na pytanie o alibi. Pominę komentarze na temat protektoratu Rzeczypospolitej nad Krymem i możliwościach obu państw w tamtych latach- jest to dyskusja, która wprowadza nas w krętą i emocjonującą uliczkę pt:” Co by było gdyby”- nie jestem fantastą chociaż nie ukrywam lubię taką literaturę. Nie lubię jednak mieszać historii z science-fiction. Byłbym hipokrytą gdybym opowiadał o historii będąc zdominowanym przez jakąkolwiek doktrynę bądź sympatię lub antypatię. Staram się ukazać czytelnikom relatywizm wydarzeń i ich interpretacji,a Pan jest tego żywym przykładem. Nie ukrywam lubię pisać o pięknych kartach naszych dziejów ale księga zapisana naszymi losami składa się niestety też z tych „burych” stron. Nie podważam tu roli Józefa Piłsudskiego, który był co najmniej cudotwórcą i prawdziwym wodzem narodu biorąc pod uwagę lata 1918-1922 i walkę o granice. Ale gdyby Pan się wczytał w treść i wsłuchał w nomenklaturę medialną dzisiejszych dni- padają tam słowa Prawo Międzynarodowe, Ustalenia itd. Czy w Jałcie mimo istnienia legalnego rządu na emigracji ktoś brał to pod uwagę? Czy w wyniku przegranej kampanii francuskiej roku 1940 winien powstać rząd Wolnej Francji( przecież legalnie podpisali kapitulację- legalnym rządem było Vichy, a jednak…)? Czy legalnym były agresje Japonii na Chiny w 1937, lub Włoch na Abisynię w 1935? Ukazuje tylko relatywizm dziejowo-etyczny. Nie szukam wytłumaczenia dla karygodnego postępowania Rosji, które moim zdaniem jest poniżej krytyki. Staram się ukazać jednak, że nie jest to wyjątek i aż tak odosobnione wydarzenie- historia ludzkości ma mnóstwo takich przykładów. Proszę mi wybaczyć ,że posłużyłem się przykładem z naszej historii ale choć jest to bolesne, musiałbym być ślepy gdybym nie widział w tym analogii. Pozdrawiam i zapraszam do dyskusji. W końcu wytworzenie się krtani, a dalej komunikacji było podstawą rozwoju i postępu.
Szanowny panie Siekański,
Narobił pan w główkach takich Terra6 słodkiego zamieszania miksując wszystko ze wszystkim. Powiem więc krótko, zrobił pan klasyczne – „a wy bijecie Murzynów”. Terra6 może nie wiedzieć kto i kiedy to powiedział, pan zapewne wie. Zatem nie pytam ponownie dla kogo to alibi bo nie spodziewam się rzeczowej odpowiedzi.
Osobiście jako Polak nie czuję się obrażony tym artykułem. Cieszę się, że w dziennikarstwie polskim jest tak światła osoba. Z przyjemnością czytam i będę czytał Pana teksty. Mam nadzieję, że polski medialny establishment nie sprowadzi Pana na złą drogę i nie obniży Pan swego lotu.
Właśnie na podstawie historii polsko-litewskiej przedstawionej w artykule mam nadzieję, że Putinowi Krym i Ukraina stanie kością w gardle na najbliższe dziesięciolecia. My ciągle staramy się aby stosunki polsko-litewski naprawić. Aby naprawić stosunki rosyjsko-ukraińskie Rosji potrzebne będą lata.
Drogi Wicenigga, chyba masz problemy ze zrozumieniem dłuższej treści. Jak widzisz autor w komentarzu jasno i klarownie napisał, że nie szuka alibi dla nikogo. Wskazał fakt i jego powtarzalność. Poza tym wspomniał o sympatii i antypatii w rozumieniu historii. Jak możesz starać się zrozumieć dzieje Polski i świata przesiąknięty emocjami? Właśnie przez takich jak Ty uczniowie zamiast historii prawdziwej są karmieni martyrologią i żalami starego pokolenia. Na szczęście przyszłość należy do młodych i tego nie zmienisz.
„Na szczęście przyszłość należy do młodych i tego nie zmienisz”
Mam nadzieję, że przyszłość należy do młodych i kiedy skończę 18 lat, to już nikt nie waży się zalecać wobec agresorów i morderców takich rad: „Wydarzenia ostatnich dni powinny zmotywować świat do poważnej rozmowy, poszerzająca się spirala nienawiści może się bardzo źle skończyć (Marcin Siekański).
Szanowny Panie Wicenigga. Choć jest to dla mnie już męczące to jednak jeszcze raz odpowiem. Słów na temat „zalecania do agresorów i morderców” nie rozumiem, ani związku zastosowanego cytatu do „Krymsko-Litewskiej” analogii. Wyjaśniłem wszystko w pierwszym komentarzu. Proszę mi wybaczyć ale muszę spasować…Cieszę się ,że tak żywo uczestniczy Pan w dyskusjach publicznych, mimo młodego wieku. Dla mnie jest to bardzo dobry znak ukazujący ,że młodzież ma swoje zdanie i nie boi się go wyrażać. Tak trzymać! Natomiast z przykrością muszę stwierdzić, że z jakiś powodów nie może Pan zrozumieć sensu treści artykułu- ale ma Pan dużo czasu na naukę w której mam nadzieje stanie się Pan ode mnie stanowczo o wiele lepszy. Pozdrawiam i życzę wielu sukcesów i mniej nerwów.
Szanowny panie siekanski. Na pana artykul nakierowal mnie kolega litwin, z ktorym od paru lat spieramy sie o polsko-litewska historie. Artykul ten podobno reprintowala litewska prasa. Bardzo trafnie pan pokazal analogie pomiedzy zajeciem Krymu, a zajeciem Wilna przez gen. Zeligowskiego. Szkoda, ze zapomnial pan nadmienic roznice. Marszalek Jozef Pilsudski wychowal sie w Wilnie, Putin na Krymie nigdy nie mieszkal. Pilsudski byl i czul sie Litwinem, Putin nie czuje sie ani ukraincem, ani „Krymczykiem” (jezeli cos takiego by kiedykolwiek istnialo). Mloda Rzeczpospolita i mloda Republika Litwy dopiero sie ksztaltowaly w 1920 roku. Krym nalezy do niepodleglej Ukrainy juz od ponad dwuch dekad. Zajecie Wilna bylo kontunuacja dawnego sporu o to, kto jest prawdziwym Litwinem: polskojezyczny szlachcic lub mieszczanin, czy litewskojezyczny chlop (lub ambitny szlachcic uczacy sie od podstaw jezyka swoich przodkow). Bardzo dobrze pan mowi, ze Wilno zostalo zajete podstepem. Nie to jednak jest najgorsze w tym wszystkim. Wilno zostalo wlaczone do nowej Rzeczypospolitej i samo to zajecie nie jest wielskim problemem. Miasto dawnej Rzeczypospolitej, dawna stolica Litwy odbite z rak separatystycznej, nowiutkiej Republiki Litewskiej przez popierajacych Rzeczpospolita Litwinow, mieszkancow Wilenszczyzny. Tak powinno pozostac. Niestety z Wilna zaczeto na sile robic polskie miasto, z polskojezycznych Litwinow na sile zaczeto robic Polakow. Ci, ktorzy wczesniej spierali sie, ze prawdziwy Litwin mowi po polsku i kocha, i bije sie za Rzeczpospolita, nagle stal sie Polakiem, a Litwinami stali sie tylko ich Litewskojezyczni krewniacy. Trzymajac Wilno w Rzeczypospolitej moglismy utrzymywac litewskosc miasta ukazujac, ze nie kazdy Litwin popiera nowy wymysl jakim byla Republika Litwy. Zamiast uczynic to miasto stolica wojewodztwa wilenskiego, trzeba bylo utworzyc wojewodztwo litewskie (badz srodkowolitewskie). niepotrzebnie zamykalismy litewskie szkoly i organizacje, niepotrzebnie szykanowalismy naszych litewskich krewnych.mieszkajacych na wilenszczyznie. Moglismy przeciez stworzyc troj jezyczne wojewodztwo srodkowolitewskie, gdzie polski, litewski i bialoruski funkcjonowalyby rownoczesnie. Bylismy mlodym, zaslepionym nacjonalizmem panstwem, ktory z Rzeczypospolitej wszystkich mieszkajacych w niej narodow stal sie domem tylko dla Polakow. Gdziej po drodze moja rodzona w Republice Litwy Srodkowej babcia stala sie Polka, dla ktorej Pilsudski byl nieomylnym bogiem, gdzies po drodze potomkowie Litwina kowalskiego i jego brata Kovalskisa stali sie wrogami obrzucajacymi sie nawzajem oskarzeniami
Na reszcie w Polsce pisza to co na Litwie dawno rozumieja. Polacy zaczynaja pisac prawde – moze to doprowadzi do tego, ze Litwini zaczna ufac Polakom….
Fajny artykuł szczery i prawdziwy,cieszy mnie to że w tej Polsce jeszcze ktoś mówi prawdę chociaż może i bywa bolesna. Precz z propagandą i zaklamana historią obojętnie czyja by nie była !!!!